Felietony

Podyskutujmy: Format? Co? Tego dawno nie grali...

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

90

Naciskam posrebrzany przycisk na obudowie. Odzywają się kolejno wentylatory, dysk, z głośnika rozlega się piknięcie. Ekran monitora rozbłyska na chwilę, by potem okryć się czernią lub na chwilę mignąć ciemnoniebieskim światłem. Już wiem, że coś jest nie tak. Ten cholerny Windows od pewnego czasu już...

Naciskam posrebrzany przycisk na obudowie. Odzywają się kolejno wentylatory, dysk, z głośnika rozlega się piknięcie. Ekran monitora rozbłyska na chwilę, by potem okryć się czernią lub na chwilę mignąć ciemnoniebieskim światłem. Już wiem, że coś jest nie tak. Ten cholerny Windows od pewnego czasu już przysparzał mi kłopotów. Wieszał się na byle czym - mimo, że aktualizowany. Okresowe konserwacje systemu nie dawały nic, po jakimś czasie chodził tak wolno, że miałem ochotę zastosować broń ostateczną. Nie chciało mi się jednak znowu zapisywać ważnych danych na backupowej partycji, po czym stawiać system od nowa. Wiecie, ile to trwa? No, ale teraz nie mam wyboru. Tak mówiłem do siebie ładnych parę lat temu.

Pół roku

Średnio tyle żył postawiony przeze mnie Windows XP. 4 godziny trwało odzyskanie danych płytką Live-CD Linuxa Ubuntu, przeniesienie ich na zawsze gotową do tego partycję, formatowanie, stawianie systemu od nowa, instalacja sterowników i po kolei, wszystkich programów. W ciągu tych czterech godzin w większości przypadków miałem 20-30 minutowe przerwy na robienie czegoś innego, komputer zostawiony na ten czas samemu przeważnie sam dawał sobie radę.

A Windows XP lubił się sypać - ogromnym ryzykiem było wyłączenie komputera "z gniazdka" podczas procedury zamykania komputera. Z tym było odrobinę jak z rosyjską ruletką - czasami komputer po tym wstawał bez przeszkód. Jak nie mieliśmy szczęścia, to Windows się zapętlał i niestety nie pozwalał na normalną pracę.

Do formatowania podchodziłem sceptycznie

Teraz także stronię od tego zabiegu konserwacyjnego. Windows Vista, 7 i 8 dużo lepiej się trzymają, niż Windows XP, który potrafił zgłosić błąd polegający na braku jakiegoś pliku po miesiącu od postawienia czystej instalacji systemu. O ile te błędy dało się jeszcze jakoś odratować, to już te, w których system bez słowa nie wstawał, raczej nie dawały nadziei na powodzenie jakiegokolwiek zabiegu. Od Visty takiego problemu nie miałem ani razu.

Sprzęt, który zakupiłem kilka lat temu pracował domyślnie na Windows 7, jednak po premierze ósemki, od razu zrobiłem upgrade. I od tego momentu, dysku nie formatowałem ani razu. Jeden jedyny raz odświeżałem system. Po tym nie było problemów ze sterownikami, wszystkie moje dokumenty, aplikacje ze Sklepu, muzyka oraz filmy zostały nietknięte. System wyglądał tak, jak wcześniej z tym, że działał o niebo lepiej, bo Windows w dalszym ciągu potrafi zwolnić po pewnym czasie.

Stąd zawsze pilnuję wszystkich aktualizacji. Dwa razy miałem problem z działaniem komputera po zainstalowaniu i skonfigurowaniu poprawek od Microsoftu - objawiało się to najczęściej niechęcią systemu do pracy. Okazało się, że automatyczna naprawa systemu lub wpisanie paru komend w wierszu polecenia, który możemy wywołać po włożeniu płyty instalacyjnej zdaje egzamin celująco. W przypadku Windows XP nigdy nie miałem gwarancji, że moje działania odniosą skutek. Nowe generacje Windows pod tym względem nigdy mnie nie zawiodły. Uważam też, że z konserwacją systemu jest trochę jak z goleniem. Warto jest się golić regularnie, niż potem opalać mordę gazetą.

Zacząłem zapominać, co to jest format

Nie robiłem tego od dawien dawna. A nawet, jeśli byłbym już do tego zmuszony - nie byłoby to dla mnie bardzo bolesne. Wszystko, co jest mi potrzebne, wisi w chmurze. Nie dotyczy to tylko ekosystemu Microsoftu i komputerów. Tak jest i z Androidem, i z urządzeniami Apple. Chmura to wielkie dobrodziejstwo, bowiem znacznie skraca czas potrzebny do rozpoczęcia pracy w przypadku awarii, wymiany, bądź zgubienia urządzenia. Po aktualizacji telefonu do Windows Phone 8.1 Preview for Developers musiałem wykonać reset do ustawień fabrycznych, by bateria przestała szaleć z nadmiernym jej zużyciem. Ile to trwało? Z resetem, jakieś 40 minut. Po tym telefon był już gotowy do użycia - zachowałem także wszystkie ważne dla mnie dane, bo te wcześniej wylądowały w OneDrive.

Może cały ten tekst wyda Wam się absolutnie oczywisty, ale warto odnotować, że żyjemy w bardzo fajnych czasach, gdy producenci dbają o nasz czas. Postawienie systemu od nowa, odświeżenie go zabierało nam zawsze bardzo dużo czasu. Teraz nie ma z tym większego problemu, także i na urządzeniach mobilnych. Format niech będzie ostatecznością, gdy nie działa już nic innego. Tę procedurę oraz wymazywanie wszystkich danych zostawmy w przypadkach skrajnych oraz na przykład wtedy, gdy zamierzamy urządzenie odsprzedać. Zresztą, producenci dbają o to, by systemy były możliwie jak najmniej awaryjne - mój przykład pokazuje, że nie ma z tym większych problemów.

A jak jest z Waszymi urządzeniami?

Grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot