Felietony

Podcastów słucham tylko z przyspieszeniem. Ale długo mi to zajęło

Kamil Świtalski

Gram, pogrywam i piszę od kiedy pamiętam. Oprócz t...

17

Kilka dni temu na dobre wybuchła dyskusja na temat odtwarzania multimediów z przyspieszeniem. Wszystko to przy okazji zapowiedzenia przez Netflix takiej funkcji w ich mobilnej aplikacji. Hollywood, jak to ma ostatnio w zwyczaju, się oburzyło, a tuż za nim głośno zrobiło się zarówno o obrońcach jak i przeciwnikach konsumpcji multimediów inaczej niż założyli sobie ich twórcy. I przypatrując się całej tej awanturze... doszedłem do wniosku, że ktoś tu popłynął. Można z nich przecież nie korzystać, ale zarówno Netflix jak i wszyscy inni twórcy aplikacji którzy zdecydowali się na udostępnienie takich form — nie zrobili tego przypadkowo. A jako że od jakiegoś czasu sam bardzo chętnie sięgam po przyspieszone multimedia rozumiem skąd ta prośba, choć akurat na Netflixie sam raczej z niej... nie skorzystam.

x1.25, x1.5 — a teraz coraz częściej x2

Podcastów słucham już od kilku dobrych lat, zacząłem zanim to było modne — przynajmniej w Polsce. Tak długo jak wśród ulubieńców miałem jedną czy dwie audycje, do tego nagrywane nieregularnie, wystarczało mi ich odtwarzanie w Winampie, Foobarze czy innych programach radzących sobie z audio. Nadszedł jednak czas, kiedy baza interesujących mnie produkcji zaczęła się rozrastać, a dołączające do niej nowe programy zaserwowały mi kilkadziesiąt odcinków zaległości. Postanowiłem więc spróbować szybszego odtwarzania: najpierw nieśmiało x1.25. Później standardem stało się x1.5 — a teraz właściwie regularnie x2. Kiedyś odważyłem się przyspieszać wyłącznie audycje po polsku, teraz również te po angielsku. Nie powiem, zdarzają się rozmówcy którzy już x1 są na tyle szybcy, że ich przyspieszanie staje się problematyczne — ale jest ich raczej niewielu. Tak bardzo przywykłem do szybkiego odtwarzania, że brak tej funkcji jest dla mnie krytyczny przy wyborze aplikacji: skoro w tym samym czasie mam szansę usłyszeć więcej ciekawych rozmów bez kompromisów, to dlaczego by z tego nie skorzystać?  Ba, powiem więcej — kiedy okazało się, że Magazyn Pismo wersję audio ma na platformie SoundCloud gdzie taka opcja jest niedostępna, byłem bardzo mocno zawiedziony i zamiast słuchać Pisma, zabrałem się za nadrabianie zaległości w formie *.mobi. Szkoda.

Przyznam też, że to funkcja przez którą myślę by po latach dać w końcu szansę audiobookom. Zawsze od nich stroniłem — głównie dlatego, że widząc kilkanaście godzin na liczniku rozkładałem ręce w przekonaniu, że szybciej daną historię po prostu przeczytam. Ale gdyby podzielić to na pół — może wyszłoby na zero?

Nie tylko audio — wideo też lubię odtwarzać trochę szybciej

Wspomniałem wyżej, że raczej nie zrobię zbyt wielkiego użytku z przyspieszonego odtwarzania na Netflixie. Seriale najczęściej oglądam w domowym zaciszu, przed telewizorem, albo w samolocie — w obu przypadkach regularnie pełnią formę kołysanki. Naprawdę trudno mi powiedzieć, czy oglądając serial na cztero- lub pięciocalowym ekranie widz ma szansę dostrzec wszystkie detale nad którymi w pocie czoła pracowali twórcy — szczególnie gdy scena jest ciemna, a od ekranu smartfona odbijają się promienie południowego słońca, ale skoro hollywoodzcy twórcy tak bardzo buntują się przeciwko przyspieszaniu, to pewnie tak. Ja natomiast często korzystam z przyspieszania na... YouTube. Oglądam tam różne materiały — głównie reportaże i wywiady, których warstwa wizualna schodzi dla mnie na drugi plan. Ba, zdarza mi się nawet traktować je bardziej w kategoriach podcastów i towarzyszą mi podczas prac domowych, kiedy telefon leży w pokoju obok. Także przyspieszone odtwarzanie wideo niekoniecznie jest takim złym pomysłem — pewnie i na Netflixie znajdzie się sporo formatów., którym to przyspieszenie nie zrobi specjalnej krzywdy.

To miłe, że twórcy tak bardzo dbają o swoje produkcje, ale monitory referencyjne to nie tutaj

Oburzenie twórców serialowych i filmowych jest dla mnie co najmniej śmieszne — bo jeżeli ktoś chciał, to już od dawna mógł odtwarzać je w szybszym tempie. No ale przynajmniej o sprawie zrobiło się głośno, mają swoich pięć minut i mogą ponarzekać. Niech narzekają, protestują, ale specjalnego wpływu na to jak będą oglądane ich produkcje i tak nie mają. Bo niewielu widzów ma monitory referencyjne gdzie wszystko wygląda jak sobie to wymarzyli. Przy obecnym natłoku treści mogą się cieszyć że w ogóle budzą jakiekolwiek zainteresowanie...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu