Felietony

Co zamiast samochodu? Podaję odpowiedź: pociąg

Jakub Szczęsny
Co zamiast samochodu? Podaję odpowiedź: pociąg
21

Były takie momenty w moim życiu, że poruszałem się głównie autobusami lub pociągami. Robiłem tak, gdy stukały mi pierwsze lata spędzone w Antywebie. Wyjazd służbowy? Pociąg lub autobus do Warszawy - a potem "cyk" w przestworza. Potem się wycwaniłem i latałem z Rzeszowa do Warszawy. Następnie już niemal wszędzie jeździłem samochodem. Gaz tani był, a teraz to już sam nie wiem. No i Volvo dalej stoi, bo nie opłaca się go naprawiać...

Kiedy wypadło mi wyjechać w interesach do Warszawy, przeprosiłem się z koleją. Chodziło mi o to, by bezproblemowo, w miarę szybko i przyjemnie dojechać do stolicy. Po mieście i tak mogę się poruszać za grosze Boltem lub Uberem. Mnie to nie wadzi. Natomiast trasa Rzeszów - Warszawa naprawdę może należeć do przyjemnych. Kolej się zmieniła. Tabor się zmienił. Standardy się zmieniły. W składzie którym podróżowałem, było naprawdę fajnie.

Fotele w kąciku dla rodzin z dziećmi. Wygodne, szerokie i naprawdę komfortowe.
W kąciku dla rodzin z dziećmi znajduje się przyjemna wykładzina stymulująca najmłodszych do zabawy. Istotne jest to, że jest to przedział całkiem dobrze odizolowany dźwiękowo.

Pociąg IC 38001 "Górski" - nazwany tak na cześć Kazimierza Górskiego, kursuje na trasie Przemyśl Główny <-> Szczecin Główny przez Lublin i Warszawę. Było naprawdę wygodnie - mimo iż nie interesowałem się tym wcześniej, znalazłem tam nawet przedział dla rodzin z małymi dziećmi (z odpowiednim wystrojem, oddzielony i w miarę dźwiękoszczelny), przedział dla osób z niepełnosprawnościami, wagon pierwszej klasy oraz te klasy drugiej. I muszę powiedzieć, że nie widzę zbyt dużego powodu ku temu, by dopłacać do "jedynki". Dlaczego? Miejsce na nogi nie jest moim problemem. 3 milimetrów mi brakuje do 1,80 (czyli bycia "prawdziwym facetem"). Nawet jak wyciągnę kopytka, w przedziale drugiej klasy daję sobie radę. Jeżeli ktoś jest naprawdę wysoki - można sobie załatwić miejsce przy stoliku i też będzie okej. Pierwsza klasa jest dla mnie... dziwnie nieopłacalna.

W zwykłym siedzisku jest twardo, ale na tyle komfortowo, by podróżować i pracować z laptopem o przekątnej ekranu 15 cali.

Za swój bilet na trasie Rzeszów - Warszawa w "Górskim" zapłaciłem 64 złote. Wyjazd o 3:52, więc bardzo wcześnie. Przyjazd o 9:20 na Dworcu Centralnym w Warszawie. Nie jechałem skulony, po podróży nie boli mnie nic. No, może prócz głowy z niewyspania, ale to przecież nie wina pociągu - tylko moja. Przed podróżą nie potrafię spokojnie zasnąć, bo boję się że się nie obudzę na czas. Jeden "fakap" mnie boleśnie nauczył działania w taki sposób.

Specjalny przedział dla osób z niepełnosprawnościami. Bardzo mądrze poukładany, duży i... zamknięty.

Tu jest jakby luksusowo!

Gniazdko 230V pod siedzeniem. Rozkładany stolik, na którym bez problemu zmieści się 15-calowy laptop z całkiem sporą ramką. Siedzenia odrobinę twarde, ale nie są też tragiczne. Jest miejsce na zawieszenie sobie kurtki, koszuli, bluzy. Można skorzystać z podpórki na nogi, która według mnie jest bezużytecznie umieszczona za blisko podłogi.

Zapomnij o starych, ciasnych przedziałach. To już nie te czasy.

Obsługa? Pan Konduktor bardzo miły. Poinformował mnie, że w tym pociągu niestety nie skorzystam z usług wagonu restauracyjnego WARS. No, odrobinę smuteczek. Jako urodzony łasuch, odrobinę też zachęcony niedawnym wpisem Mietczyńskiego - ostrzyłem sobie ząbki na jajecznicę. Wyszło na to, że musiałem się posilić zdobycznym Marsem, bo tutaj nic nie zjem.

Z tym postem Mietczyńskiego, to w ogóle jest "dramat choroszczański". Popularny vloger napisał ten post z intencją robienia sobie żartów z "paragonów grozy". Jednak mediaworkerzy, którzy albo zgubili gdzieś piątą klepkę, albo na siłę zrobili z tego "łamiącą wiadomość" - postanowili napisać o tym tekst. Redaktorom O2 zalecam umiar. Te ceny nie są dziwne: są normalne. Szukajcie "paragonów grozy" gdzie indziej. Albo sami je sobie wydrukujcie.

Ekrany, etykiety, czystość. PKP już nie kojarzy mi się z jakością szorującą głową po dnie.

Przydałaby się możliwość zrobienia sobie choćby kawy. Naprawdę, bardzo brakowało mi łyku świeżego, pobudzającego napoju około godziny 6:00. Gdyby wbudować tam gdzieś ekspres, który wydaje ów trunek - byłoby pięknie. Ale nie można mieć wszystkiego, niestety.

Jest naprawdę przyjemnie. Do szczęścia potrzebny by mi był tylko WARS i dobrze działający "pokładowy" internet. No, ale mam swój - już nie marudzę...

Mam też zastrzeżenia do publicznego hot-spota w pociągu. Wiem, nie powinno się logować do takich miejsc. Zawsze korzystam ze swojego telefonu działającego w trybie tetheringu. Jednak wypróbowałem dostęp do Internetu oferowany przez InterCity. No i co? I odrobinę jestem niezadowolony. Zalogowałem się, zaakceptowałem warunki korzystania z dostępu i... ogromna cisza. Na właściwie całej trasie, hot-spot nie dostarczał możliwości połączenia się z żadną stroną internetową. Był niesamowicie powolny i niestabilny. Mój telefon zalogowany w Plusie w 90% trasy był w stanie zapewnić mi łączność. Tutaj InterCity nie bardzo się postarało...

Nie wszystko złoto

Rozumiem, że energię trzeba oszczędzać. Postój w Lublinie był zaskakująco długi: trwał około 20 minut. W tym czasie nie ładował się laptop - to można przeżyć. Ale nie działała również klimatyzacja. O godzinie 7:00 w pociągu, gdzie jest już sporo ludzi - czuło się lekką duchotę. Zastanawiam się, jak to jest w późniejszych godzinach i przy jeszcze mocniejszym obłożeniu. Jako astmatyk, bardzo mocno reaguję na zmiany w parametrach powietrza w zamkniętych pomieszczeniach. Skrajne temperatury powodują zazwyczaj, że pojawia się u mnie atak - wtedy muszę awaryjnie korzystać z wziewnych kortykosteroidów.

I choć moje doświadczenia z pociągami - te ostatnie, zdają się być głównie dobre, są osoby niezadowolone. Kamil Świtalski z naszej redakcji podpowiada mi, że nie zawsze pod tym względem jest dobrze. Narzeka na niedziałającą na całej trasie klimatyzację, która przecież jest bardzo potrzebna w takich sytuacjach. Doświadczył też ogromnych opóźnień i o trasach "z tyłka", które ciągną się w nieskończoność. Są zwyczajnie nietrakcyjnie długie w stosunku do odległości pokonywanych przez pociąg. W porównaniu do niektórych kolei zachodnich, jesteśmy zwyczajnie słabi.

Osoby z niepełnosprawnościami NA PEWNO w komfortowy sposób dostaną się do pociągu. Konduktor zarzekał się, że obsługa jest dobrze przeszkolona w zakresie pomocy takim osobom.

Ja natomiast podróżowałem w ostatnim czasie pociągami TLK oraz InterCity bez takich przygód. Głównie na trasach: Rzeszów - Sandomierz, Rzeszów - Warszawa, Rzeszów - Lublin i kilku innych. Zawsze bez perturbacji, miło, bezpiecznie i względnie tanio. Do Warszawy mam 330 kilometrów, więc mój samochód spali 33 litry benzyny (pali średnio 10 litrów / 100 kilometrów: Volvo S80I 2.9i, AT). Podróż w jedną stronę będzie mnie kosztować 231 złotych. Jak z gazem? Pali średnio 12 litrów gazu / 100 kilometrów (instalacja Vialle LPi, sekwencja) - na całą trasę wyjdzie około 40 litrów gazu. Podróż do Warszawy w jedną stronę na gazie będzie mnie kosztować 132 złote. Zauważalnie taniej.

Natomiast tutaj zapłaciłem 64 złote. Mogłem rozłożyć się z laptopem, lub spróbować zasnąć. Mogłem pogadać z miłymi pasażerami lub obsługą pociągu. Mogłem spokojnie wyjść do toalety, a pociąg jechał dalej. Podróż w roli kierowcy męczy okrutnie. Jak byłem młodszy, mogłem robić spokojnie trasy Stargard - Sandomierz (650 kilometrów około) bez zająknięcia. Dzisiaj czuję, że są momenty w których mógłbym zasnąć i posłać auto wprost do rowu. To nie jest fajna perspektywa.

Toaleta to również mega istotne miejsce. To już nie klitki, w których napaskudzisz wszędzie, tylko nie we właściwym miejscu. Przestrzeń, komfort i czystość.

Jest wiele do zrobienia, ale i tak jest okej

Kolej w obecnych czasach daje możliwość zaoszczędzenia pieniędzy - bezsprzecznie. Jeden z moich pracodawców, bardzo dobry znajomy: Łukasz Hostyński z Concise Software uważa, że jazda autem jako kierowca jest stratą czasu. Przejadasz go na to, aby sterować maszyną: dlatego tak przychylnym okiem patrzy w stronę alternatywnych metod transportu oraz samochodów poruszających się samodzielnie. Zgadzam się z tym - a jednocześnie uważam, że motoryzacji powoli "ucina się nabiał". Możliwość prowadzenia samochodu jest pociągająca.

Ale bezpieczeństwo jest istotniejsze dla obecnej motoryzacji. I trudno powiedzieć, że jest to kierunek zły. Natomiast transport publiczny - taki jak pociąg, na dzisiaj jest "jak znalazł". Jestem zadowolony, choć trzeba poprawić parę rzeczy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu