I powiem Wam, że chcę więcej. Kiedyś nie widziałem sensu w podróżowaniu rowerem, ale odkąd zmniejszono VAT na paliwo z 23 na 8 procent w lutym i ceny wzrosły (ceny wszystkich paliw), jakoś mniej chętnie spoglądam na samochód palący "ile mu wlejesz". Po mieście poruszam się wyłącznie rowerem elektrycznym (chyba, że pada) - udaje mi się dotrzeć wszędzie szybciej niż autem! Postanowiłem, że zrobię coś szalonego i ten sam jednoślad zabiorę w podróż pociągiem.
Na razie testowo, bo trochę się obawiałem. Po pierwsze - brak doświadczeń z przewozem rowerów w pociągu. Po drugie - nie mam takiego zwykłego roweru, jak większość normalnych ludzi. Mam ten elektryczny i w dodatku o aparycji pożerającej bezdroża dzikoświni. Elektryczny fatbike ma te zalety, że pojedzie po niemal wszystkim i możesz się przy tym nie zmęczyć. Brak owego zmęczenia jest dla mnie szalenie istotny ze względu na zdrowie: dzisiaj wróciłem z Przychodni Leczenia Gruźlicy i Chorób Płuc na ul. Rycerskiej w Rzeszowie z rozpoznaniem zaostrzenia astmy i utrwaloną obturacją. Czasami, gdy mnie złapie duszność - jest niemiło.
Testowa misja z cyklu: "jeżdżę na rowerze pociągiem" (żart z Lecha Rocha Pawlaka, gdyby ktoś nie załapał i próbował mnie za to lżyć w komentarzach) odbyła się na trasie Rzeszów - Sandomierz. Tak generalnie, to strasznie słabe jest połączenie między stolicą województwa podkarpackiego, a "królewskim miastem", w którym przyszło mi się urodzić, a potem nawet uczyć. Sandomierz jednak w tym przypadku był jedynie "bazą transportową" - docelową miejscowością były natomiast Dwikozy: doskonale znane z tamtejszego Zakładu Przetwórstwa Owoców i Warzyw, skąd na okolicę dystrybuowano prytę. Znaczy tanie wino. Mózgotrzep. Potion osiedlowego szamana. Tam pozawracałem głowę rodzinie i wróciłem do Rzeszowa w ten sam sposób.
Spójrzcie, Kochani. Dwa razy zdarzyło się, że musiałem bilet wymienić. Pierwszy raz: pomyliłem daty, kupiłem wejściówkę do pociągu na 16 maja, a potrzebowałem na 8 maja (bilet powrotny). Raz można bilet wymienić, więc jest fajnie. Bezproblemowo się udało, ewentualna dopłata rzecz jasna kartą. Za drugim razem, musiałem zmienić dzień wyjazdu z 6 maja na 7 maja. Tutaj też miałem jeszcze możliwość bilet wymienić i tak uczyniłem. Fajnie to działa, mnie się podoba.
Sam bilet na tej trasie kosztuje 16,90 zł. Dużo? Mało? Średnio. Na tej trasie wydałbym o wiele, wiele więcej za dojazd autem - nawet, gdybyśmy mówili o gazie. Opłata za przewóz roweru to "sztywne" 7 złotych: ile byś kilometrów pociągiem nie chciał zrobić, tak zapłacisz tylko 7 złociszy za wtarabanienie się do składu z jednośladem. Na krótkich trasach cena może odstraszać. Ale na dłuższych - jest już w porządku. Mnie odpowiada.
Jezu. Czy pozwolą mi wejść z tym rowerem?!
Tego nie wiedziałem. Wybaczcie za brak zdjęć z pociągu, ale mam to nieszczęście, że ta trasa jest cholernie oblegana jak na swoje możliwości i niestety, ale wybiera ją bardzo wiele osób. Toteż trudno mi było zrobić kilka ujęć w momencie, gdy wokół jest tylu ludzi. Mijało się to z sensem - mój rower i tak był z reguły pozasłaniany przez tłoczących się w składzie podróżnych. Ale za pierwszym, jak i za drugim razem - rower składałem. A składa się przepięknie - o, w taką kosteczkę. Nie sądzicie, że jest słodki?
Ten rower za każdym razem wzbudza zainteresowanie. Na trzy pociągi (tak, trzy - jeden bilet to relacja łączona: Sandomierz -> Grębów -> Rzeszów), trzech konduktorów (w tym jedna konduktorka) byli żywo zaciekawieni sprzęcikiem. A, że ja relacje nawiązuje "od strzału", po chwili była już gadka o co chodzi, że to trochę rower, trochę skuter, ale przede wszystkim elektryczny dzik na kołach. Baaaardzo mili zawiadujący pociągiem wskazywali mi miejsce, gdzie mogę go bezpiecznie pozostawić. Za pierwszym razem był to przedsionek w rogu. Za drugim - już w składzie przystosowanym do rowerów - oparcie (ale w tym pociągu byłem dosłownie 10 minut). Za trzecim - miejsce między siedzeniem, a podpórką do opierania się - rower świetnie się tam wkomponował, choć to nie była lokalizacja do tego przystosowana. Improwizacja była konieczna, bo nie da się tego roweru powiesić na hakach. Jest za ciężki, a felgi (tak, tu nie ma obręczy) nie zmieszczą się w przeznaczonych dla rowerów haczykach. No, nie i handluj z tym.
Jedni powiedzą, że rower elektryczny w pociągu nie jest fanaberią, inni uznają że to bezczelność. Ja postanowiłem być bezczelny jeszcze bardziej i baterię takiego urządzenia podładować... za pomocą gniazdka w składzie. Pod siedzeniami takowe się znajdują i możesz tam podłączyć cokolwiek. Ja podłączyłem baterię - w mieście, musiałem przecież dojechać do dworca. A to "kosztuje energię". Ja chciałem zaczynać podróż z Sandomierza do Dwikóz na możliwie najbardziej doładowanym akumulatorze.
I wiecie, co? Podróż pociągiem - jak zwykle świetnie. Ja lubię pociągi, naprawdę. Lubię na nie patrzeć, jeździć nimi i płacić za nie. Są tańsze od auta i być może mniej praktyczne (bo autem dojedziesz wszędzie), ale w tandemie z rowerem elektrycznym i doskonałą pogodą, jest to naprawdę świetna forma spędzania czasu. Jak bym chciał, to bym się zmęczył: po prostu tryb wspomagania bym ustawił nisko lub w ogóle (czego nie polecam w tym rowerze). Mimo naprawdę dużych górek do pokonania, rower dał radę i tam, gdzie najtwardsi schodzą z jednośladu i go pchają, ja wjeżdżałem jedynie lekko obniżając biegi w przerzutce.
Bałem się, że mnie nie wpuszczą do pociągu lub że rower się popsuje
Nic z tych rzeczy. Rower nie chce się popsuć, a w pociągu było naprawdę fajnie. Robi się coraz cieplej i w sumie tak sobie myślę, że to nie jest głupie, by auto zostawić w garażu, wziąć rower ze sobą i pomknąć przed siebie pociągiem. Nie chcę wsiadać do byle jakiego składu - bardziej by mnie interesował kierunek na polski Bałtyk (skoro bym był w Świnoujściu, to bez problemu mogę podjechać rowerkiem... DO NIEMIEC!) i generalnie zachodnie Pomorze. To strony, do których mam rodzinny sentyment i zawsze lubiłem się tam pokazywać. Jeżeli tylko trafię na pogodę, to będzie to wycieczka życia.
Testowy wojaż do Sandomierza (króciutka trasa, dwudniowa eskapada) okazał się sukcesem. Zapowiadałem na Slacku, że wynik tegoż może być różny, więc albo będę nastawiony entuzjastycznie, albo odbędę w tekście swoiste gorzkie żale i będę szkalować rower lub przewoźnika. Nie zawiedli: ani sprzęt, ani POLREGIO. Jak wspomniałem wyżej, to nie jest moje ostatnie słowo i coś czuję, że będę mieć nową (dziwną) pasję. Będę zapuszczać się w różne regiony polski, ogarniać tam sobie Airbnb, latać po okolicy rowerem elektrycznym i zwiedzać. W pociągu mogę pracować bez żadnych przeszkód. Jest to więc jakaś opcja i może Was również zainspiruję. Polecam.
Miłych, bezpiecznych i słonecznych weekendów (i nie tylko)!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu