Internet

Po podłączeniu do routera TP-LINK Archer D7 urządzenia w moim domu zaczęły fruwać

Tomasz Popielarczyk
Po podłączeniu do routera TP-LINK Archer D7 urządzenia w moim domu zaczęły fruwać
Reklama

Większość z nas nie potrzebuje wcale zaawansowanego sprzętu sieciowego, aby zapewnić sobie łączność z internetem w mieszkaniu. Czasem jednak, gdy poja...

Większość z nas nie potrzebuje wcale zaawansowanego sprzętu sieciowego, aby zapewnić sobie łączność z internetem w mieszkaniu. Czasem jednak, gdy pojawia się telewizor 4K, NAS, a wszyscy domownicy korzystają z własnych smartfonów i tabletów sprzęt za stówkę przestaje wystarczać. Dla takich użytkowników firma TP-Link ma model Archer D7 z WiFi 802.11 ac i gigabitowymi portami LAN.

Reklama

TP-Link Archer D7 to router z górnej półki, który producent adresuje przede wszystkim do bardziej wymagających użytkowników. Samą cenę sprzętu można uznać za zaporową bo sięga ona prawie 500 złotych. Co dostajemy w zamian?

W pudełku producent umieścił wszystko to, co niezbędne do rozpoczęcia korzystania z routera. Mamy zatem zasilacz. Dwa kabelki RJ11 oraz jeden RJ45, a także splitter ADSL. Nie zabrakło oczywiście też broszurek oraz płytki Mini CD z oprogramowaniem i dokumentacją.

Nie dotykaj, to się błyszczy!

Topowe routery TP-Link mają to do siebie, że są wykonane w zupełnie innej stylistyce niż modele z dolnej półki cenowej. Producent upodobał sobie błyszczący plastik, który co prawda wygląda efektownie, ale jest szalenie nieergonomiczny. Tuż po wyjęciu nowego urządzenia z pudełka wyglądało olśniewająco. Ale wystarczyło pięć minut fotografowania i zbierały się na nim pyłki, które wyglądały juz mało atrakcyjnie. Podejrzewam, że przy codziennym użytkowaniu będzie to dokuczliwe, bo na czarnej obudowie doskonale widać zbierający się kurz.

Z drugiej strony trzeba przyznać, że jest to sprzęt wyjątkowej urody. Delikatnie profilowana, zwężająca się przy krawędziach płaska obudowa jest opatrzona szarą matową wstawką na froncie, która pełni jednocześnie rolę podstawki. To ważne, bo spodnia część ma postać delikatnych wypustek odpowiadających za wentylację. Dobrze zatem, aby cyrkulacja powietrza była tutaj jak najlepsza. Dodatkowe otwory znajdziemy na krawędziach, a konkretnie w miejscu, gdzie wierzch łączy się z matową pozostałą częścią konstrukcji. To nietypowe połączenie nie dość, że wygląda świetnie, to pozytywnie wpływa na kulturę pracy, bo router w trakcie testów zbytnio się nie nagrzewał (co nie znaczy, że był chłodny).

Tradycyjnie wszystkie złącza, porty i guziczki znajdziemy na tylnym panelu. Począwszy od lewej są to: RJ-11, 2 x USB 2.0, przyciski WPS, WiFi on/off oraz reset, a także cztery porty Ethernet (z czego pierwszy pełni też rolę WAN-a), przycisk zasilania i gniazdo zasilacza. Najbardziej rozczarował mnie brak złącza USB w standardzie 3.0. W połączeniu z transmisją w standardzie 802.11 ac i zewnętrznym dyskiem pozwoliłoby to wykorzystać router jako sieciowy magazyn danych o dużej przepustowości. A tymczasem USB 2.0 jest tutaj wąskim gardłem.

Ogrom możliwości i wydajności

TP-Link Archer D7 to topowy sprzęt o czym świadczy chociażby ogromna ilość pozycji w panelu administracyjnym. Mamy tutaj do dyspozycji elementarne funkcje, jak firewall (NAT i SPI), dynamiczny DNS, filtrowanie adresów MAC, tworzenie reguł przepustowości, tunelowanie IPv6, kontrola rodzicielska, a także tworzenie serwera mediów i serwera drukowania (do czego wykorzystywane są porty USB). Praktycznym dodatkiem jest funkcja tworzenia sieci dla gości, a także wsparcie dla protokołu IPTV. Router posiada również wbudowany modem ADSL2+, a więc z powodzeniem możemy podłączyć do niego bezpośrednio kabelek RJ-11.


Reklama

Konfiguracja i podłączenie routera jest bajecznie proste, a jakbyśmy mieli problemy, zawsze możemy wesprzeć się broszurką „szybki start”, która w przeciwieństwie do panelu administracyjnego została spolszczona. A propo samego panelu, muszę przyznać, że interfejs, choć trochę archaiczny, sprawdza się w praktyce nieźle i jest intuicyjny.



Reklama

Teoretycznie TP-Link Archer D7 pozwala na transmisję danych z maksymalną prędkością 1750 Mb/s. Jest to połączenie maksymalnej przepustowości sieci 802.11 ac w paśmie 5 GHz, która wynosi 1300 Mb/s oraz sieci 802.11 n w paśmie 2,4 GHz, która wynosi 450 Mb/s. Oczywiście w praktyce nie wygląda to już tak różowo, bo jest uzależnione chociażby od tego, w jakiej odległości od routera się znajdujemy. Ja przeprowadziłem dwa krótkie testy transmisji danych w odległości 2 metrów od urządzenia (bez żadnych przeszkód po drodze).

Do testów użyłem karty TP-Link Archer T4U podłączonej do portu USB 3.0 w laptopie. Oba urządzenia były połączone w paśmie 5 GHz w standardzie 802.11 ac.

Pierwszy z testów polegał na podłączeniu do portu Ethernet mojego domowego NAS-a i przesłanie filmu o rozmiarze 1,31 GB. Wyniki widać poniżej. Router spisał się na medal uzyskując ok. 31 MB/s przy uploadzie i ok. 40 MB/s przy downloadzie. Chciałbym wyciągać na co dzień takie prędkości na domowym routerze...


W drugim przypadku sprawdziłem wydajność portów USB w routerze, podłączając do nich dysk WD MyPassport. Wyniki były zauważalnie gorsze. Przy downloadzie wyciągałem ok 15,5 MB/s, a przy uploadzie zaledwie 5 MB/s. Widać zatem co stanowi tutaj problem.

Reklama

Co z zasięgiem? Przebywając z routerem w jednym pomieszczeniu nie miałem najmniejszych problemów. Sprzęt wyciągał, jak sądzę, maksimum swoich możliwości. W paśmie 2,4 GHz nie było również większych problemów wychodziłem do kuchni czy nawet znajdującej się dwie ściany dalej sypialni. W przypadku WiFi 802.11 ac nie było już tak kolorowo i w sypalni po łączności pozostawało jedynie wspomnienie. Szkoda.



Nie mogę narzekać na stabilność i kulturę pracy urządzenia. Router jest naturalnie chłodzony pasywnie i nie emituje żadnych dźwięków. Dzięki efektywnej wentylacji nie nagrzewa się jednak zbyt mocno – przez cały okres testów był co najwyżej letni. Samo połączenie jest bardzo stabilne. Ani razu nie doświadczyłem restartów, braków połączenia z internetem czy innych nieprzyjemnych przypadłości. A muszę dodać, że w moim przypadku na domową sieć składał się NAS, telewizor Panasonic AS650, drukarka sieciowa Brother DCP7065DN, dwa laptopy z dwupasmowymi kartami 802.11 n, a także dwa smartfony i tablet wspierające standard 802.11 ac. A zatem router był eksploatowany dość intensywnie, bo wszystko (i wszyscy) chciało dostępu do internetu. Na co dzień te urządzenia są podłączone do Netiaspota od Netii. Po zastąpieniu go TP-Linkiem Archer D7 każde zaczęło niemalże fruwać!

Podsumowanie

TP-Link Archer D7 jest routerem o ogromnych możliwościach i wyśrubowanych parametrach. Przepustowość na poziomie 40 MB/s przy downloadzie i ponad 31 MB/s przy uploadzie to cudowne doświadczenie, które z powodzeniem powinno zadowolić miłośników streamingu multimediów w wysokiej rozdzielczości, posiadaczy domowych serwerów oraz gadżetów mobilnych wspierających standard 802.11 ac.

Równie dobrze wyglądają możliwości urządzenia, które są adekwatne do jego ceny. Archaiczny panel administracyjny w języku angielskim może trochę odstraszać, ale nadrabia intuicyjnością i mnogością opcji. Szkoda, że producent nie zdecydował się na zastosowanie tutaj złącza USB 3.0, bo znaczącą zwiększyłoby ono możliwości sprzętu. Do wad można zaliczyć też obudowę z błyszczącego, „fortepianowego” plastiku, ale przymykam na to oko, bo gdyby nie ona, router nie prezentowałby się tak wspaniale. A jestem przekonany, że będzie ozdobą każdego salonu (przynajmniej dopóki będziemy dbali, by nie osiadła się na nim warstwa kurzu).

Jeżeli jesteście gotowi przeznaczyć na router kwotę blisko 500 złotych. TP-Link Archer D7 powinien być satysfakcjonującym wyborem. Upewnijcie się jednak najpierw, że wykorzystacie jego potencjał. A ten jest bardzo duży.


Powyższy tekst to test komercyjny. Tekst ten przedstawia niezależną opinię redakcji. Klient nie miał wpływu na kształt i wnioski przedstawione w tym tekście.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama