Felietony

Po latach wróciłem do mniejszego iPada i znowu częściej z niej korzystam

Kamil Świtalski
Po latach wróciłem do mniejszego iPada i znowu częściej z niej korzystam
Reklama

Po wielu długich miesiącach z dużymi tabletami, wróciłem do mniejszego wariantu. I sprzęt ten znowu nabrał dla mnie więcej sensu.

W sumie z "dużymi" iPadami (najpierw Pro, później Air) spędziłem w ostatnich latach kilkanaście miesięcy. W tym czasie iPad w moim życiu ze sprzętu bez którego nie wyobrażam sobie życia spadł do fajnej zabawki, po którą sięgam sporadycznie. Jednak winowajcą nie był tu większy rozmiar - a przynajmniej nie tylko on. Złożyło się to z porzuceniem przeze mnie fatalnego MacBooka Pro na Intelu i przesiadką na 14-calowy wariant Pro oparty na autorskiej architekturze, który (nie przesadzam) jest najlepszym laptopem, jaki kiedykolwiek miałem. Ponadto oprogramowanie z którego na co dzień sięgałem na iPadzie zostało znacznie w tyle na tle jego desktopowych odpowiedników (wcześniej były na równi). A rozmiar niewiele w temacie ułatwiał.

Reklama

iPad w okolicy 10-cali to dla mnie rozmiar idealny

Miałem przed laty przelotny romans z iPadem Mini - nie polubiliśmy się. Nie dlatego, że to zły sprzęt, wręcz przeciwnie. Po prostu nie był dla mnie. Do konsumpcji tekstu mam czytnik e-ink. Do komunikatorów średnio się nadawał, podobnie zresztą jak do szeroko pojętej konsumpcji multimediów. 13-calowe iPady są... ciekawe. I jeżeli dla kogoś są narzędziem pracy, albo głównym sprzętem - myślę, że mogą pokazać pazur i zostawić mniejsze rodzeństwo w tyle.

To jednak większa przestrzeń i większe możliwości. Wspominałem jednak, że dla mnie iPad jest czymś w rodzaju gadżetu. Przydatnego, ale jednak gadżetu. Korzystam z niego na co dzień: do wideorozmów, do czytania komiksów, do nadrabiania RSSów, jako dodatkowego ekranu do komputera czy (w parze z Pencilem Pro): do retuszu zdjęć. I choć w przypadku ostatniego ze wspomnianych większa powierzchnia ma sens, to jednak nigdzie indziej nie robi mi ona różnicy. A jeśli robi: to mniejszy wariant sprawdza się lepiej.

11-calowy iPad Pro nareszcie przydaje się w podróży

Przez długi czas na myśl o tym, że miałbym ze sobą zabrać w podróż 13-calowy tablet... po prostu sobie to darowałem. Byłem przekonany, że nie zrobię z niego dużego pożytku. Nie zastąpi mi komputera, więc wychodząc z hotelu i tak zabiorę komputer, bo nie będę dźwigał obu. Nie sprawdzi się w samolocie -- bo oglądanie czegoś na tak wielkim tablecie w niewielkich przestrzeniach klasy ekonomicznej po prostu jest niewygodne. Nie powiem, że się nie da, ale jest mniej komfortowe i na swój sposób irytujące. Finalnie też podczas kilkudniowych wypraw gdzie nie muszę pracować - komputer staram się zostawiać w domu, by nie kusił. 11-calowy iPad Pro (zwłaszcza bez dodatkowej klawiatury, tylko w leciutkim etui) jest na tyle kompaktowy, że z przyjemnością zabieram go jako centrum multimedialne. By podłączyć do hotelowego telewizora i obejrzeć to, na co mam ochotę - bez logowania się na hotelowym sprzęcie. By zacząć całkiem komfortową edycję zdjęć z aparatu. Albo żeby w spokoju poczytać, a nawet pograć. Wystarcza.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma komfort sprawdzania i wybierania który sprzęt sprawdzi się lepiej w ich przypadku. Pójdźcie jednak do sklepu, w miarę możliwości - pożyczcie od znajomych, albo gdy podróżujecie z kimś kto korzysta z tabletu: poproście by dał wam się przekonać jak sprawdza się w akcji. To nie są tanie sprzęty, więc dla większości z nas to zakupowa decyzja na długie lata. Nikt nie chciałby jej żałować.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama