Felietony

Po co nam wearables skoro i tak wszyscy umrzemy?

Alina Mróz-Wiśniewska
Po co nam wearables skoro i tak wszyscy umrzemy?
26

Po co te wszystkie “zdrowotnościowe” opaski, pierścionki i inne skarpety mierzące czynności życiowe, skoro i tak na większość wskaźników nie mamy wpływu? A ostatecznie i tak kiedyś przejdziemy na “tamten świat”...

Okularowy przełom?

Google (jako Alphabet albo X - trudno się czasem połapać) szykuje się na wypuszczenie kolejnej odsłony słynnych z “rozbierania” Google Glass. Tym razem skupiono się na tłumaczenia różnych języków w czasie rzeczywistym. Nie wiem czy będzie to sukces, skoro mamy już i tłumaczące, i mierzące zdrowie Oppo Air Glass. W obu przypadkach bariera wejścia użytkownika jest wysoka: żeby tłumaczenie działało okulary muszą mieć na nosie obie rozmawiające ze sobą osoby.

Te pierwsze Googlowe okulary z wielu względów nie weszły do panteonu elektroniki ubieralnej. Wieki temu na jakiejś technologicznej konferencji miałam okazję je przymierzyć. Wtedy, mimo szerokich dyskusji nad etyką stosowania “glasshole”, było to dla mnie coś ciekawego. I pokazywało kierunek rozwój tego typu sprzętu.

Wszędzie to samo?

Niedługo później później przywiozłam z Chin swoją pierwszą smart opaskę. Od tego czasu noszę kolejne odsłony Xiaomi Mi Band. Na premiery wszystkich dotychczasowych wersji czekałam ze zniecierpliwieniem i kupowałam natychmiast - również z chińskiej dystrybucji. Mimo pojawienia się już siódmej wersji opaski, ja wciąż użytkuję starą 6. I nie wiem czy zmienię. Ani więcej rodzajów aktywności, ani większy ekran czy bateria jakoś tym razem mnie nie przekonują…

Generalnie z tymi gadżetami to bywa różnie. Niby wszystkie mierzą to samo i tak samo, ale przy próbie porównania wysiadają. Ten sam model opaski u dwóch różnych osób (ale o podobnych “gabarytach”) nawet pokonaną na wspólnym spacerze odległość pokazuje inaczej. O błędach, oszukiwaniu i niełapaniu aktywności czy rejestrowaniu dziwnych faz snu nawet nie wspominam…

Mierzeniu różnych aspektów naszego snu, np. częstotliwości oddechu w czasie snu, producenci smart wearables poświęcają coraz więcej uwagi. W Oura Ring pojawia się nawet coś takiego jak Recovery Index, czyli jeden z czynników pozwalających ocenić poziom przygotowania użytkownika na wyzwania dnia. Czy tylko mnie to brzmi śmiesznie?

Podobna zabawa dzieje się w sferze tzw. babytech. Inteligentne opaski zdarzają się już na nadgarstkach i kostkach niemowlaków. W social mediach rodzice narzekają na zupełne odrealnienie niektórych smart zabawek. Podobno całkiem dobrze sprawują się jedynie skarpetki. Ciekawe, że u dorosłych nie są tak popularne, jak choćby ringi.

I fit, i health - nawet w babytech?

W tych “tradycyjnych” wearables zaczęło się od funkcji zwanych fit lub fitness: mierzenie kroków, spalonych kalorii, kilku rodzajów aktywności. Z każdym nowym modelem funkcji mierzących przybywa i zaczęły być nazywane zdrowotnymi czy healthcare'owymi. Potem zaczęły pojawiać się funkcje “medyczne”, m.in. nieinwazyjne mierzenie ciśnienia i cukru za pomocą fal radiowych. Przedstawiciele elektroniki ubieralnej zaczęli koncentrować się na wspomaganiu użytkownika cierpiącego na choroby przewlekłe. W USA podobno wyniki z urządzeń bywają podstawą do diagnozy medycznej. W ślad za tym zaczęły powstawać apki do sprawdzania wyników na smartfonie. Wciąż mam wrażenie że to zdublowane tematy. Mnie przynajmniej wykresy nie są potrzebne…

Co z oczu, to z serca?

Podobno z oczu można wyczytać nie tylko czy komuś dobrze patrzy, ale też na jakie choroby cierpi lub będzie cierpiał. Jeśli jednak odpowiednio nie przyjrzymy się również innym symptomom, to na podstawie kilku parametrów diagnozować nie sposób. Podobnie z urządzeniami ubieralnymi: wciąż mierzą różnie i nie polegałabym na nich w tak ważnym aspekcie jak zdrowie. Zwłaszcza że producenci prześcigają się w wypuszczaniu również zwyczajnie bezsensownego a przez to wręcz zabawnego (i to jedyna jego zaleta) sprzętu typu opaska mierząca ilości dotknięć twarzy przez użytkownika. Nawet covidowy kontekst jej nie pomógł… Ok, te wszystkie ubieralne technologie mogą być pomocne w dbaniu o kondycję. Ale to tyle. Nawet gdy monitoring zaczniemy od niemowlaka. 

Jakby ich nie nazwać: gadżetem ubieralnym, galanterią elektroniczną czy jakkolwiek inaczej, to żaden nie mierzy wszystkiego, co by mógł. Żeby więc naprawdę solidnie przyjrzeć się swojej kondycji potrzebujemy korzystać przynajmniej z dwóch różnych, np. zegarka i ringa. A kategoryzowanie smart gadżetów na biegowe, do pływania czy do czegokolwiek innego - sprawy nie załatwia. I - według mnie - jest jedynie marketingowym chwytem, który ma krótkie nogi, bo w końcu i tak wszyscy kiedyś umrzemy…

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu