Felietony

PlayStation 4 vs Xbox One – ostateczne starcie

Kamil Ostrowski
PlayStation 4 vs Xbox One – ostateczne starcie
Reklama

Wiemy już w zasadzie wszystko o konsolach nowej generacji. Jak zawsze – decyzje twórców sprzętu zweryfikuje rynek, ale póki co możemy porównać obydwa ...

Wiemy już w zasadzie wszystko o konsolach nowej generacji. Jak zawsze – decyzje twórców sprzętu zweryfikuje rynek, ale póki co możemy porównać obydwa urządzenia na papierze. Jakie są wady i zalety sprzętów Microsoftu i Sony?

Reklama

 „Pokaż kotku, co masz w środku”

Obydwa sprzęty są next-genami pełną gębą. Brakuje nieco przełomowych technologii, które mogłyby pobudzić naszą wyobraźnię do działania – w przypadku obecnej generacji takimi nowinkami były napęd Blu-Ray i procesor Cell (fakt, że praktyce nie dały Sony wielkiej przewagi, ale to inna sprawa).

Xbox One będzie miało na pokładzie 8 rdzeni od AMD, a do tego 8GB pamięci DDR3. Za wyświetlanie grafiki odpowiadał będzie chip, który podobno jest bliźniaczy do Radeona HD 7790. Ponadto Xbox One wejdzie do sklepów z 500GB dyskiem i kontrolerem Kinect w zestawie. Aha, ciekawostka – ze wszystkich next-genów tylko na Xboksie odtworzymy płyty CD.

PlayStation 4 wyposażone będzie w 8-rdzeniowy procesor „Jaguar” wyprodukowany przez firmę AMD, z kolei za wyświetlanie grafiki będzie odpowiadał chipset tego samego producenta, o przepustowości 1,84 teraflopów/s, któremu rzekomo blisko jest do Radeona 7870. Na pokładzie znajdzie się także 500GB dysk twardy i 8GB pamięci GDDR5 (czyli w nowszej technologii, niż u konkurecji). Do tego dojdą dwa porty USB 3.0, Wi-Fi 802.11 b/g/n i moduł Bluetooth 2.1.

Obydwie konsole w teorii obsłużą rozdzielczość 4K.

Siecowo mi, o sieciowo

Obydwaj producenci w nowej generacji mocno podkreślają, że chcą wykorzystać możliwości sieci. Microsoft podczas swojej prezentacji wielokrotnie podkreślał, jak ważna dla deweloperów ma być chmura obliczeniowa do której otrzymają dostęp. Ciężko jest stwierdzić jak to przełoży się na faktyczną jakość gier.

Microsoft postawił sprawę jasno – nasza konsola musi być podłączona do sieci. Jeżeli akurat mamy awarię, to Xbox One będzie działał jeszcze tylko przez 24-godziny, po czym dostęp do gier zostanie zablokowany. Osobom, które nie mają stałego dostępu do sieci Microsoft doradza kupienie Xboksa 360 (serio...). W zamian za te niedogodności otrzymamy możliwość dostępu do naszych gier z każdej konsoli. Wszystkie tytuły które nabędziemy, przypisane będą do naszego konta Xbox Live. Jeżeli pójdziemy pograć do kumpla, to, zakładając że ma on szybkie łącze, możemy ściągnąć na jego konsolę nowe Halo, które w formie fizycznej leży u nas w domu. Oczywiście po tym jak się wylogujemy, nasz kumpel nie pogra sam.

PlayStation 4 nie musi być podłączone na stałe do sieci, ale z drugiej strony – nie mamy możliwości ściągania gier kupionych w sklepie z PlayStation Network. Ponadto - Sony ogłosiło (chociaż ta informacja nieco zaginęła w medialnym szumie), że aby grać przez sieć będziemy musieli wykupić abonament PlayStation+. Na plus (hehe), należy zaliczyć fakt, iż jedna subskrypcja obejmie wszystkie urządzenia z rodziny PlayStation, a więc zarówno PS3, PS4, jak i PS Vita.

Reklama

Aha, warto wspomnieć, że Kinect musi być zawsze podłączony do Xboksa One. Osobiście nie wpadałbym w paranoję, ale teoretycznie jest możliwe szpiegowanie za jej pośrednictwem, nie mówiąc o kwestiach zagrożenia prywatności w przypadku włamania hackerów.

Zarówno Sony, jak i Microsoft podczas swoich prezentacji bardzo mocno podkreślały, że ich celem jest, aby granie stało się bardziej obecne, było przy nas cały czas.  Stąd aplikacje na smartfony i tablety, a także integracja z platformami społecznościowymi.

Reklama

Obydwie konsole będą też obsługiwały streaming, a ponadto będzie możliwość nagrywania filmików z rozgrywki i łatwego ich publikowania (chociaż o ograniczonej długości).

Cena i rynek wtórny

Po pierwsze – Sony wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony mówią o tym, że na ich konsoli będzie panować wolność handlu w rynku wtórnym, a z drugiej – deklarują, że to od wydawców zależy, na jaki model się zdecydują. W najgorszej sytuacji może się okazać, że części tytułów, zwłaszcza tych, które nie są wyprodukowane przez wewnętrzne studia Sony, będzie korzystać z systemu podobnego do tego, który panować będzie na Xbox One. Prawdopodobnie wydawcy ograniczą się do online-passów, ale czarny scenariusz wciąż jest możliwy.

Część osób podejrzewa, że skoro Microsoft ucina skrzydła rynkowi wtórnemu, to uda im się wynegocjować niższe ceny dla gier na swoją konsolę. Szczerze mówiąc w to wątpię, bo przecież na pecetach Steam już dawno niemalże uśmiercił możliwość pożyczania, bądź odsprzedawania gier, a ceny w dniu premiery nie są niższe, niż były. Mówiąc o platformie Valve i promocjach tam grasujących, pamiętajmy też, że zazwyczaj dotyczą one gier niezależnych, albo komercyjnie niezbyt udanych. Promocje np. na Call of Duty czy Assassin’s Creeda, to rzadkość – te serie tanieją powoli i raczej ciężko dostać je na przecenach.

Jeżeli chodzi o cenę samego sprzętu to Xboksa One wyceniono na 499$, natomiast PlayStation 4 na 399$. Różnica częściowo wynika z tego, że sprzęt Microsoftu sprzedawany jest w zestawie z Kinectem, natomiast PlayStation Eye sprzedawane będzie osobno za 59$. W teorii więc różnica nie jest taka wielka, ale w praktyce „hardkorowi” gracze raczej nie będą gorliwie dopłacać 400 złotych, żeby mieć akcesorium, które od lat jest obiektem drwin i żartów.

Tytuły ekskluzywne

Nie jest tajemnicą, że zarówno studia wewnętrzne Sony, jak i Microsoftu robią świetne gry. Mają bezpośrednie wsparcie producentów konsol, a także głębokie kieszenie korporacji, jeżeli chodzi o kwestie finansowe. Najlepsze tytuły z tegorocznego E3 przybliżałem Wam wczoraj.

Reklama

Sęk w tym, że Japończycy od lat hodują dziesiątki studiów deweloperskich, które w tej chwili produkują dla PlayStation wielkie ilości tytułów ekskluzywnych, podczas gdy Microsoft przez lata wolał opłacać Activision, żeby nowe mapy do Call of Duty pojawiły się na Xboksie 360 na pół roku przed PlayStation 3. Brzmi to brutalnie, ale w uproszczeniu jest to prawda.

Owszem – Microsoft pokazał kilka fajnych rzeczy, ale da się tego porównać do ilości hitów, którą może zaoferować Sony. Nie wspominając o tym, że deweloperzy niezależni będą mieli łatwiejsze życie z Japończykami, niż z Amerykanami.

Podsumowanie

Nie  ma co owijać w bawełnę – Microsoft jest na straconej pozycji. PRowcy mają przed sobą kupę roboty, bo jeżeli obecny stan rzeczy się utrzyma, to jedyne co może pomóc Xboksowi One, to kolejne tsunami w Japonii. Co dziwne, byłbym nawet w stanie przełknąć większość rozwiązań, które forsują Amerykanie. Gdyby nie Sony, prawdopodobnie udało by im się mnie przekonać do tego, że podcięcie skrzydeł rynkowi wtórnemu i wieczny online, nie jest taki zły. Problem w tym, że mamy punkt odniesienia. Problem w tym, że mogę wybrać konsolę, która nie będzie mi utrudniała życia, ani potencjalnie wiązała rąk. Problem w tym, że ktoś zrobił sprzęt, który wygląda lepiej, jest mniejszy, tańszy, szybszy i będzie na niego więcej gier.

Krótko mówiąc – problem w nie tkwi w tym, że Microsoft jest zły. On po prostu nie jest lepszy. Póki co.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama