Polska

Pixel Heaven 2013. Przybyliśmy, zobaczyliśmy, zagraliśmy!

Marcin M. Drews
Pixel Heaven 2013. Przybyliśmy, zobaczyliśmy, zagraliśmy!
Reklama

Pixel Heaven zaskoczył wszystkich. Zwolenników i przeciwników. Mimo poważnych mankamentów impreza okazała się ogromnym sukcesem. Wręczono też pierwszą...

Pixel Heaven zaskoczył wszystkich. Zwolenników i przeciwników. Mimo poważnych mankamentów impreza okazała się ogromnym sukcesem. Wręczono też pierwszą w historii polskiej branży statuetkę dla najlepszej gry niezależnej!

Reklama

Szmery, bajery, flipery, lasery i... piękne dziewczęta! Wszystko to było, wszystko szalało! Różnej maści sprzęt retro, oczywiście w pełni działający, stare gry, tony nostalgii, fantastyczne gadżety, ciekawe panele dyskusyjne, świetni goście - wydarzenie urzekało kolorytem.

Niestety, w tej beczce miodu pojawiła się i łyżka dziegciu. Czasem bywa tak, że lokal przerasta imprezę (casus: targi growe w Sosnowcu - ogromna hala i... trzy stoiska w środku), a czasem impreza przerasta lokal. I tak było w tym przypadku.

Pasjonatów gier z całego kraju przywitał bowiem na miejscu obskurny budynek, który na pierwszy rzut oka wyglądał co najwyżej na zapomniany składzik azbestu. Jak się okazało, ruina ta szumnie nazwana jest Centralnym Domem Qultury. Słowem, "Qupa" śmiechu. Nie wątpię, że odbywają się tam udane koncerty dla fetyszystów przepoconych skarpetek, jednak obiekt absolutnie nie zdał egzaminu jako miejsce dla tak dużej imprezy. A że pogoda dopisała, pot lał się strumieniami jak piwo. Tlenu nie dowieziono, więc w budynku usiłowano oddychać dwutlenkiem węgla.

Napór gości ledwie przetrzymał też klub Level Up, w związku z czym nawet osoby zapisane na after party rezygnowały po 15 minutach stania w kolejce. Jak się potem okazało, niepotrzebnie, ponieważ cała impreza przeniosła się w krótkim czasie na ulicę. I tu podziękowania dla właściciela lokalu, który osobiście zajął się rozwiązaniem problemu i do końca doglądał spotkania, dbając o potrzeby uczestników.

Oba te przypadki można by uznać za fatalny błąd organizatorów, ale... tego nie zrobię. Mimo całego mojego sarkazmu byłem po prostu zachwycony faktem, że wydarzenie planowane jako nostalgiczna impreza dla oldboyów i hipsterów jeszcze w trakcie jej organizacji przerodziło się w sporych rozmiarów konwent polskiej branży gier. Tego naprawdę nikt się na początku nie spodziewał, ergo wynajęte lokum wydawało się być dla potrzeb imprezy wystarczające.

Pomyłka w ocenie świadczy tylko o jednym - nie o krótkowzroczności organizatorów, lecz o potencjale brandu Pixel Heaven. I tu się autorom należą absolutne brawa, bo wykreowali wydarzenie, które mimo wszystkich jego mankamentów, znakomicie zaistniało najpierw w mediach, a potem w świadomości uczestników, którzy nie szczędzą od wczoraj takich komentarzy:

Wielkie podziękowania zarówno dla organizatorów, jak i uczestników. PH dał mi niesamowitego motywacyjnego pozytywnego kopa. Kibicuję przy PH2014!

A że nie było powietrza, wi fi i innych wygód? No cóż, jak retro, to retro! Jest w tym coś z rock'n'rolla lat osiemdziesiątych, kiedy człowiekowi do szczęścia wystarczały ziemniaki, piwo, ognisko i namiot. Mówię serio!

Reklama

Bodaj najważniejszą częścią imprezy był pierwszy polski konkurs na najlepszą rodzimą grę niezależną. Z przyjemnością więc ogłaszam, że jury w składzie Adrian Chmielarz - przewodniczący (The Astronauts), Jacek Głowacki (onet.pl, indietrendy.blog.pl), Konrad Hildebrand (były redaktor naczelny portalu Polygamia), Marcin M. Drews (Ten Square Games/scenarzysta, twórca indie), Jakub Wójcik (redaktor naczelny portalu 1ndie World), Maciej Miąsik (one2tribe) statuetkę przyznało Michałowi Marcinkowskiemu za King Artur's Gold!

Drugie miejsce zajął Qb Qb Qb (producent Rezoner Sikorski), a trzecie MouseCraft (producent Crunching Koalas). Tuż za podium znalazł się Nikodem Szewczyk - młodziutki twórca, któremu osobiście kibicowałem, autor platformówki Top Hat. Czwarte miejsce na przeszło 20 to również bardzo dobre osiągnięcie!

Reklama

Do Pixel Heaven, jak i gier zgłoszonych do konkursu najlepiej pasuje stare, nieco przaśne, ale mądre przysłowie "pierwsze koty za płoty". To dobry start, choć nie był bezproblemowy. Tuszę, że już w przyszłym roku będzie to impreza stanowiąca dopełnienie znakomitego krakowskiego Digital Dragons. Czego Wam i sobie życzę!

 

Fot. Pixel Heaven

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama