Felietony

Piraci powracają, ale czy to na pewno wina zbyt drogich treści?

Patryk Koncewicz
Piraci powracają, ale czy to na pewno wina zbyt drogich treści?
147

Niby wszyscy wiedzą, że piractwo jest złe, ale pomimo sukcesów promocji legalnej kultury nie udało się wytępić łamania praw autorskich w sieci. Znów winna inflacja, czy może rozpieczeni internauci?

Według EUIPO piraci powracają, ale niestety nie ci z Karaibów, ale internetowi, choć z promocją i dystrybucją legalnej kultury szło nam przez ostatnie lata całkiem nieźle. Szeroka dostępność serwisów VOD i grupowych abonamentów za grosze przyczyniły się do spadku zainteresowania łamaniem  prawa autorskiego, bo internautom najzwyczajniej w świecie nie chciało się babrać w torrentach, skoro apka uruchamiana jednym kliknięciem otwierała dostęp do tysięcy filmów i seriali – a to wszytko za równowartość puszki coli. Czasy się jednak trochę zmieniły, a inflacja pociągnęła za sobą wzrost cen abonamentów. Internet znów skłonił się ku nielegalnym treściom, a tendencja spadkowa odwróciła się.

Dlaczego piractwo odradza się z popiołów?

Kiedy ostatni raz zdarzyło Wam się pobrać coś poza oficjalną dystrybucją? Ja sobie nie przypominam, bo filmów, gier, seriali i muzyki za dosłowne grosze jest wokół tak dużo, że zanim zdążę się odkopać z aktualnych hitów popkultury, to kolejne pukają do drzwi streamingów. Jasne, jest drożej, ale nie wierzę, że każdy koniecznie potrzebuje posiadania wszystkich czołowych subskrypcji, a to właśnie ta silna decentralizacja rozrywki jest często argumentem przemawiającym za sięgnięciem po treści spoza oficjalnego obiegu.

Źródło: Depositphotos

„Platform jest za dużo, a ja nie będę płacić tylko po to, żeby zobaczyć jeden serial” – mawiają narzekacze. Ok, ale nie musisz – to po prostu Twoja potrzeba podążania głównym nurtem i nie tłumaczy kradzieży, a tak piractwo trzeba nazywać. Przyznam, że trochę już o nim zapominałem, bo przez ostatnie lata w zasadzie każdy segment wirtualnej rozrywki był dziecinnie łatwo dostępny i niedrogi, zwłaszcza przed nadejściem okresu, w którym wielkie platformy obraziły się na abonamenty dzielone między członkami rodziny lub znajomymi. Piractwo jednak nie zatonęło i ma się dobrze, a przynajmniej taki wniosek płynie z badania przeprowadzone przez Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO). Wynika z niego, że piractwo na terenie UE po długim okresie tendencji spadkowej znowu wzrosło o średnio o 3,3 proc.

Co tak chętnie piracimy? Cóż, trochę chyba tęsknimy za starymi czasami, bo aż 48% osób nielegalnie ogląda treści telewizyjne. Ponad połowa, bo – 58% piratów – uzyskuje dostęp do pożądanych materiałów za pośrednictwem witryn do przesyłania strumieniowego, a 32% w dość oldskulowy sposób pobiera pliki z usług oparty na torrentach.

Możemy narzekać, że ceny subskrypcji poszły w górę, a platformy takie jak Netflix walczą ze współdzieleniem kont, ale prawda jest też taka, że jako cyfrowe społeczeństwo mocno się rozpuściliśmy. Chcemy wszystko, na teraz i najlepiej za darmo. Nie ma czasu na czekanie, wydawanie kilkunastu złotych na wypożyczenie filmu to przecież absurd, a przecież takie HBO nie zbiednieje, jeśli obejrzymy serial na lewej stornie. No, może samo HBO nie i na pewno nie z powodu jednego użytkownika, ale jeśli sprawę przemnożymy przez setki tysięcy osób i spojrzymy szerzej na straty całego sektora zatrudnionych w branży – co dobrze obrazuje ten raport – to usprawiedliwienia już tak rozsądnie nie wybrzmiewają. A przecież wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że piractwo jest jednoznacznie złe – jeszcze w 2022 roku 44% internautów miało negatywny bądź zdecydowanie negatywny stosunek do piractwa treści wideo.

Jeśli więc jedno mówimy, a drugie robimy, to może konsekwencje prawne skuszą nas do przestrzegania prawa autorskiego?

Co w Polsce grozi za piractwo?

Policja piractwo komputerowe definiuje jako „bezprawne kopiowanie (zwielokrotnienie) lub dystrybucję (rozpowszechnianie)” treści bez licencji. Samo zagadnienie jest dość szerokie i odnosi się do wielu przypadków łamania prawa, jednak przyjmuje się, że takie działanie wiąże się z karą od 3 miesięcy do nawet 5 lat pozbawienia wolności i ewentualnymi karami grzywny, rozpatrywanymi indywidualnie.

O tym jak nieprzyjemne mogą być skutki łamania praw autorskich i nielegalnej dystrybucji treści przekonali się niedawno 3 mężczyźni, stojący za platformą do udostępniania filmów oraz seriali „na lewo”, którzy oprócz skonfiskowania mienia muszą liczyć się z widmem właśnie pięciu lat odsiadki, bo formalni właściciele oszacowali straty na 15 milionów złotych.

Źródło: Depositphotos

Choć Polska na tle Europy nie wygląda najgorzej, to sukces tego procederu pokazuje, że popyt na nielegalne treści nad Wisłą wciąż jest niemały, a to trochę rozczarowujące. Nie idźmy tą drogą i wspierajmy legalną kulturę – a jeśli Ty, drogi czytelniku, masz inne zdanie, to daj znać w komentarzu. Chętnie dowiem się, co skłania Cię do sięgania po kulturę i rozrywkę poza oficjalną dystrybucją.

Stock image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu