Groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę wisiała w powietrzu od miesięcy. Choć wiele osób nie wierzyło w wybuch pełnoskalowego konfliktu, które dla nikogo nie jest opłacalny, Putin się na niego zdecydował. Pozostaje pytanie, co może być kluczem, do zatrzymania wojsk rosyjskich.
Historyczne analogie
Sytuacja Ukrainy nie jest łatwa, choćby ze względu na kształt i długość jej granicy z Rosją i podporządkowaną jej Białorusią. Nasuwają się tu porównania do polskiego Września 1939, gdy nasze wojsko musiało przesłonić kierunki z właściwej III Rzeszy, Prus Wschodnich i byłej Czechosłowacji. Dla defensywy to zawsze niekorzystna sytuacja, to atakujący wybiera kierunki i on z koncentracją swoich wojsk nie ma problemu.
Oczywiście analogia nie jest pełna, wojska ukraińskie jak każda armia świata są zmotoryzowane, więc w teorii możliwe jest w miarę szybkie manewrowanie. Jednak to może być mocno skomplikowane przez przewagę rosyjską w powietrzu i środkach walki radioelektronicznej (WRE). Przykładowo, pojawiają się doniesienia, że systemy Krasucha zdołały zakłócić pracę ukraińskich systemów obrony przeciwlotniczej.
Tak czy inaczej, o ile największe starcia będą miały miejsce na wschodzie Ukrainy, z punktem ciężkości zapewne wzdłuż Morza Czarnego z Mariampolem jako przeszkodą (droga na Krym), to niezwykle ważne będą kierunki pomocnicze. Z północy za Kijów oraz z Krymu za Mariampol i jednocześnie Dniepr, te miejsce mogą być języczkiem u wagi, destabilizującym całą obronę.
W przypadku polskiego Września to właśnie uderzenia pomocnicze ze skrzydeł doprowadziły do błyskawicznej katastrofy. Już w pierwszych dniach atak XXII Korpusu Panc. wyrwał zawias planu Śmigłego-Rydza i atakiem przez przełęcz górski zmusił Armię Kraków do wycofania się, powodując między innymi, że luka częstochowska zmieniła się w wyrwę. Następnie na północy doszło do katastrofy różańskiej, w wyniku której straciliśmy szybko linię Narwi, a potem Bugu.
Porażka Ukrainy na jednym ze swoich punktów tego typu oznaczałaby poważne utrudnienia logistyczne dla wojsk na wschodzie, a atak odcinający Kijów byłby oczywistym ciosem na każdym możliwym „państwowym” poziomie. Pozostaje jednak pytanie, o co tak naprawdę Putinowi chodzi, każdy dzień wojny na taką skalę oznacza ogromne koszty dla rachitycznej rosyjskiego gospodarki, podobnie zresztą jak perspektywa okupacji.
Nie Finlandia, a Białoruś
Osobiście mam wrażenie, że Putinowi chodzi o wrzucenie Ukrainy na drogę białoruską, co przecież wcześniej próbował zrobić. Pojawiły się już podobno sygnały ze strony Białorusi, że ZBiR jest chętny rozmawiać na temat ogłoszenia przez Ukrainę neutralności i osłabienia więzów z zachodem.
Jeśli komuś wydaje się, że w takiej sytuacji możliwa jest opcja „finlandyzacji”, czyli mieszanki niedrażnienia i miękkiego balansowania tego kraju wobec Rosji, to ja się z tym nie zgadzam. Inne są warunki narodowościowe (duża mniejszość rosyjska), inne jest postrzeganie Ukrainy przez Putina, a nawet zwykłych Rosjan.
Doniesienie o głębokim rajdzie wojsko powietrzno-desantowych (na filmach widać szturmowe Ka-52 i transportowe Mi-8 na lotnisko Hostomel pod Kijowem i wspomniane sygnały o rozmowach z Białorusi mogą świadczyć o tym, że główną nadzieję na osiągnięcie sukcesu Putin widzi w szybkim zastraszeniu rządu i społeczeństwa Ukrainy rozmachem operacji. Stąd też zapewne doniesienia o atakach na budynki cywilne. Wymarzone doprowadzenie do „białorusinizacji”, nawet początkowo nie aż tak głębokiej jak u Łukaszenki, byłoby początkiem procesu całkowitego podporządkowania.
Gdzie Rosja ma czułe punkty
Kluczem do sukcesu Ukrainy jest w takiej sytuacji maksymalne przedłużanie tego konfliktu przy jednoczesnym zadawania przeciwnikowi dużych strat. Im więcej zniszczonych czołgów i rosyjskich ciał w plastikowych workach, tym lepiej. Kluczową bronią tego konfliktu mają potencjał stać się nie drony, jak w Górnym Karabachu, ale obsługiwane przez piechotę nowoczesne wyrzutnie przeciwpancerne i przeciwlotnicze.
Jednak żeby dało się to efektywnie wykorzystać, Zachód będzie musiał zapewniać Ukrainie na bieżąco aktualne dane wywiadowcze i satelitarne, jak i szybko uzupełniać zapasy nowoczesnej techniki wojskowej. Sama Ukraina musi zrobić wszystko, aby nie dopuścić do rozpadu komunikacji po wpływem rosyjskich WRE. Tu też pojawia się analogia do Września '39 i tego, do czego doprowadził po polskiej stronie brak łączności i efektywnego zwiadu.
Zachód powinien włączyć się też w wojnę propagandową, odpowiednio nagłaśniając rosyjskie straty i dystrybuując obrazy zabitych na teren Federacji Rosyjskiej. Trzeba mieć nadzieję, że Rosjanie mają jednak też jakieś granice w tym względzie, szczególnie ci, których dzieci są w wojsku. Tak czy inaczej, Ukrainę czekają bardzo trudne chwile, tym bardziej, że Putin chyba przestał być poczytalny. Może to oznaczać, że liczba strat, które jest w stanie zaakceptować, może być zaskakująco wysoko. My zaś musimy się przyzwyczaić, że w 2022 r. przeżyjemy kolejną, nieprzyjemną georewolucję.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu