Przeglądarki internetowe

Chińczycy nowym właścicielem Opery? Na stole leży 1,2 mld dolarów

Tomasz Popielarczyk
Chińczycy nowym właścicielem Opery? Na stole leży 1,2 mld dolarów
Reklama

Chińczycy chcą Operę. Norweska firma otrzymała oficjalną propozycję przejęcia. Na stole znalazło się 1,2 mld dolarów.

Ofertę złożyło chińskie konsorcjum, w którego skład wchodzą m.in. takie firmy jak Kunlun czy Qihoo 360. Przy wsparciu funduszy inwestycyjnych Golden Brick and Yonglian zaproponowały one Operze 10,4 mld koron norweskich, co w przeliczeniu daje 1,2 mld dolarów. To aż o 53 proc. więcej niż dotąd wyceniano całą spółkę. Trudno się zatem dziwić, że rada nadzorcza sugeruje akcjonariuszom, by ofertę przyjęli.

Reklama

Lars Boilesen, CEO Opery tłumaczy, że propozycja jest bardzo rozsądna, a pozyskane w ten sposób środki pozwoliłyby na szybszą ekspansję, rozwój dotychczasowych produktów, a także realizację planów w przyszłości. Żadna decyzja jeszcze nie zapadła, ale chyba trudno spodziewać się innego scenariusza, bo Opera nie jest dziś gigantem. Nigdy nie była, choć w swojej historii "miała momenty".

Projekt narodził się w strukturach norweskiej firmy telekomunikacyjnej Telenor. W 1994 roku Jon S. von Tetzchner i Geir Ivarsøy rozpoczęli prace nad przeglądarką stron WWW. Ostatecznie Telenor nie skorzystał z tego rozwiązania, więc twórcy w 1995 roku uniezależnili się jako Opera Software. W 1997 wyszła Opera 2 - pierwsza ogólnodostępna wersja programu. Twórcy zaczynali od produktu dystrybuowanego na zasadach adware. Pierwsze wersje Opery cechowały się dużym, bijącym po oczach bannerem wtopionym w interfejs. Z czasem z niego zrezygnowano, przestawiając się na inne modele finansowania. Sama Opera Software przez lata angażowała się w rozwój technologii webowych. Firma jest też członkiem konsorcjum W3C.


 

W 2010 roku Opera zatrudniała blisko 750 osób i był to wówczas jeden z najlepszych okresów w jej historii. Norwegowie nigdy nie zdobyli większej popularności na desktopach, gdzie ich udziały nigdy nie przekroczyły 5 proc. Pomysłem na sukces stał się rynek mobilny. Pierwsze wydania Opery na Symbiana, a później ich odpowiedniki na Androida były bezkonkurencyjne dzięki unikatowym wówczas algorytmom kompresującym dane. Szczególnie furorę robiła Opera Mini, która była projektowana pod kątem low-endowych urządzeń. W czasach, gdy pakiety internetowe były na wagę złota, rozwiązanie to trafiało na bardzo podatny grunt.


Opera jednak nie wykorzystała swojej szansy. Trudno powiedzieć, czy w ogóle mogła, bo wraz z Androidem przyszły konkurencyjne przeglądarki. Przede wszystkim mowa tutaj oczywiście o natywnej, wbudowanej w system, a także Chrome. Ten ostatni już na dobre zajął fotel lidera na desktopach i nic się w tej kwestii nie zmieni jeszcze długo. A jeśli o tym segmencie mówimy, w lipcu 2013 roku zadebiutowała pierwsza wersja Opery oparta na tym samym silniku co Chrome (Blink). Twórcy wywrócili program właściwie do góry nogami, zrezygnowali z większości dodatków i wodotrysków (z których de facto ten program słynął. Opera na Presto miała przecież klienta e-mail, czytnik RSS, obsługę widżetów i wiele, wiele innych). Nie przełożyło się to jednak na jakiś szalony wzrost popularności.

Reklama

Opera ma ciągle kilka asów w rękawie. Firma ciągle jest kojarzona ze świetnie działającymi i skutecznymi algorytmami do kompresji danych przesyłanych przez sieć. Nie dziwi zatem debiut takich rozwiązań, jak Opera Max. Wydana stosunkowo niedawno aplikacja potrafi kompresować cały ruch sieciowy na naszym urządzeniu z Androidem. Efekty mają być wymierne. W przypadku Netfliksa oszczędność danych sięga nawet 60 proc. W tym miesiącu twórcy zaimplementowali obsługę SPDY SSL, co w przypadku szyfrowanych stron ma przynieść nawet 23-procentowy wzrost szybkości działania. Sęk w tym, że już wcześniej rozwiązanie to zaimplementowano w mobilnym Chrome. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Opera straciła na innowacyjności i wigorze.

Zakładając, że Opera Software trafi w ręce Chińczyków (a nie wątpię, że tak się stanie), jaka przyszłość ją czeka? Chciałbym zobaczyć więcej odwagi w działaniu norweskiej firmy - może nie tyle na desktopie, bo tu już karty zostały rozdane, ale głównie na mobile. Rozwiązania Google'a na Androidzie mają tę przewagę, że są preinstalowane na smartfonach i tabletach, więc skuteczne rywalizowanie z nimi jest właściwie nierealne. Opera na przestrzeni lat jednak niejednokrotnie udowadniała, że potrafi przyjemnie zaskakiwać.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama