Felietony

Oczekujemy szacunku od twórców gier, filmów i muzyki, a sami im go nie okazujemy

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

42

Dziś ciężko tworzyć cokolwiek i mieć z tego frajdę. Internet miał dać ludziom możliwość kontaktu z twórcami, a w wielu przypadkach to ściek do wylewania własnych frustracji. A najlepiej kiedy z tworem zapoznano się za darmo lub zwyczajnie go ukradło.

Dziś treści są za darmo lub płacimy za nie symbolicznie tanio

Z jednej strony zazdroszczę, a z drugiej współczuję młodzieży żyjącej w dzisiejszych czasach. Kilka stuknięć w ekran smartfona wystarczy by posłuchać nowej płyty, obejrzeć film czy serial. Do tego tak dużo treści jest teraz w sieci za darmo, że chyba mało który nastolatek wydaje na nie pieniądze. Niewielkie abonamenty za usługi streamingujące muzykę, filmy i seriale są wręcz symboliczne jeśli patrzeć na zawartość bibliotek. Współczuję, bo tak podawane treści wydają się im pewnie bezwartościowe - czy raczej nie potrafią docenić ich wartości. Godzin pracy poświęconych na stworzenie, lat zdobywania doświadczeń by nagrać 3-minutowy utwór.

Wydając całe kieszonkowe na kasety magnetofonowe zamawiane gdzieś z jakiegoś wydawnictwa w innym mieście, polowanie na nie w małym sklepie muzycznym. Wypożyczanie kaset VHS, wyczekiwanie na serial w telewizji - pomijając już całą "magię", treść miała po prostu namacalną wartość.

Dziś zespół nie tylko wrzuca do sieci single, ale również pełne płyty, bo inaczej nie dotrze do słuchaczy. Musi być na platformie streamingowej, bo inaczej zostanie zepchnięty na margines i pominięty przez ludzi. Muzycy, artyści, muszą się do tego dostosować, nie ma innego wyjścia. Na sprzedaży muzyki już się nie zarabia - od półtora roku podziwiam wręcz zespoły i artystów, którzy nie rzucili jeszcze tego w diabły. Nie ma koncertów, zniknęło więc podstawowe źródło dochodu. Współczuję.

Ukradłem Twój film, był beznadziejny

23 kwietnia swoją premierę miał nowy film Mortal Kombat. Dość specyficzną, bo tylko na HBO Max, które nie jest aktualnie dostępne w Polsce. Nie przeszkodziło to jednak internetowym "krytykom" zmieszać go z błotem. Jak rozumiem wszyscy obejrzeli go właśnie na niedostępnym HBO Max. Czy aby jednak na pewno publiczne ocenianie filmu, który pozyskało się w niekoniecznie legalny sposób jest odpowiednie?

"Filmy Netflix to straszne g...." - czytałem to już tak wiele razy, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Jaką kwotę płaci widz za seans takiego nowego obrazu? Nie da się tego wyliczyć, bo biblioteka usługi jest ogromna i patrząc na ceny abonamentów, wartość jednego odcinka, sezonu czy też filmu jest jakaś kosmicznie mała. Ba, nie jest to nawet wypożyczenie, bo przecież kupujemy dostęp do biblioteki, nie do filmu. I te komentarze, że nie ma czego oglądać na HBO Max, Netflix czy Amazon Prime. Jestem w ciężkim szoku jak szybko ludzie przyzwyczaili się do dobrego i gardzą biblioteką, za którą płacą miesięcznie 30 czy 50 zł.

Czy powinniśmy krytykować płytę zespołu, który spędził nad nią kilka miesięcy, wydał niemałe pieniądze na rejestrację utworów a później sam umieścił ją za darmo w sieci? Cały czas mówię oczywiście o normalnej, konstruktywnej krytyce. Takiej, którą chcą czytać artyści, bo może nakierować na nowe pomysły, podpowiedzieć co poprawić, co zmienić.

O konstruktywną krytykę w sieci jest dziś jednak bardzo ciężko i patrząc na to ile wiader pomyj wylewa się na artystów czy twórców każdego dnia, robi mi się zwyczajnie przykro. Nie sądzę by kupienie czegoś dawało prawo do krytyki, ale oczekujemy, że twórcy będą nas szanować, a sami nie szanujemy pracy, jaką wykonali. Tak tylko nieśmiało przypomnę, że twórcę szanuje się nie uśmiechem czy poklepaniem po plecach, ale płaceniem za jego pracę i talent.

grafika

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu