Od czasu do czasu lubię sobie poćwiczyć nieco zdolności manualne i naprawić jakiegoś notebooka czy wymienić baterię w smartfonie. Dostawcami sprzętu do takich operacji są zazwyczaj znajomi i właśnie w ten sposób trafił do mnie notebook HP 15.
Budżetowy, znaczy tani i słabo wykonany
Nie oszukujmy się, tanie notebooki są popularnie, bo są... tanie. Niestety oznacza to zazwyczaj również, że są słabo wykonane i czasami też tak zaprojektowane. Taki właśnie był jeszcze nie tak stary HP 15-bs005nw, który trafił do mnie ze stwarzającą problemy klawiaturą, prawdopodobnie po delikatnym zalaniu albo zbyt intensywnym użytkowaniu (dzieci). Na szczęście części zamiennych dla tego modelu nie brakuje, a nowa klawiatura to koszt 40 PLN, więc postanowiłem nie bawić się w czyszczenie starej, tylko zamówiłem nową. Dotarła po kilku dniach i w weekend zabrałem się za wymianę. I to niestety nie było już takie proste.
Miniaturyzacja sprawiła, że obecnie mało który laptop pozwala na wymianę klawiatury od góry, czyli bez konieczności rozbierania całego komputera. To raczej zaleta starszych konstrukcji albo modeli biznesowych takich jak np. Dell Latitude. W tańszych komputerach klawiatury montowane są na stałe, a w przypadku tego HP 15 jest to wręcz określenie dosłowne. O ile dostanie się do wnętrza obudowy nie jest specjalnie trudne, bo wystarczy odkręcić kilka śrubek (część ukryta jest pod gumowymi stopkami) o tyle dalsza operacja wcale nie była taka prosta. Po pierwsze konieczny jest demontaż płyty głównej, która zajmuje 1/4 powierzchni notebooka. Wraz z nią trzeba zdemontować kilka tasiemek, odłączyć kartę WiFi i kilka kabelków sygnałów. Odkręcenie 5 śrubek nie stanowi większego problemu, a z racji faktu, że procesor to słaby model z rodziny Pentium, system chłodzenia jest w całości zintegrowany z płytą główną. Po kilku minutach naszym oczom ukazuje się taki oto obrazek.
Oszczędności, oszczędności...
Jak już wspominałem, HP 15 w takiej konfiguracji kosztował około 1500-1800 PLN, więc jak na rozmiar 15,6 cala to bardzo tanio. Dlatego zastosowane w nim materiały są najwyżej średniej jakości. Cała obudowa jest plastikowa, więc aby ją nieco wzmocnić producent włożył w sam środek, tuż pod klawiaturą, metalową płytkę. Ale przecież tam już nie ma jej za bardzo do czego przykręcić. Nad płytką jest tylko klawiatura i kilka milimetrów plastiku. Dlatego w celu usztywnienia całej konstrukcji zastosowano bardzo ciekawy zabieg. Czarne punkty widoczne na metalowej części to małe plastikowe kołki, które zostały przytopione na kształt nitu. Jak dobrze policzyłem to jest ich tam... 85. I teraz aby wymienić klawiaturę konieczne jest wyłamanie ich wszystkich, bo inaczej nie da się jej zdemontować. Nie jest to może suzyfowa praca, ale z pewnością bardzo żmudna.
Po kilku minutach ostrożnego usuwania plastiku przy pomocy metalowego narzędzia udało się wreszcie wyjąć płytkę i wymienić klawiaturę. Kolejny problem to jednak ponowny montaż. Część kołków zostało i musiało się wpasować na powrót w swoje miejsce, ale nie trzymały już blaszanej części na sztywno. Poratowałem się odrobiną kleju na gorąco aby całość nadal jakoś udało się złożyć, ale nie jest to pewnie najlepsze i trwałe rozwiązanie. Na szczęście na krawędziach jest też kilka śrubek, które tworzą nieco trwalsze mocowanie. Dobra wiadomość jest też taka, że cały zabieg się udał i "klient" był zadowolony ;-).
Mimo wszystko jestem zdania, że ten ktoś odpowiedzialny za ten projekt powinien smażyć się w piekle. Rozumiem, że tanie notebooki są dla ich producentów "jednorazowe" i wystarczy aby wytrzymały 2 lata gwarancji, ale pomysł z "nitowaniem" klawiatury mocno mnie zaskoczył. Patrząc na filmy na YT z naprawy podobnych komputerów, to wygląda na to, że nie jestem w tym odczuciu odosobniony. I o ile sposób montażu dla klienta końcowego nie ma wielkiego znaczenia, to jestem pewny, że dla serwisu ma. Może się okazać, że niektóre z nich nie podejmą się naprawy, albo podyktują sobie zaporową stawkę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu