Zawsze chciałem wrzucać do naszych materiałów wideo na AntywebTV przebitki makro. A teraz muszę zacięcie walczyć o to, żeby na obudowie sprzętu nie było ani jednego pyłku kurzu - a to walka z góry skazana na porażkę. Od kilku tygodni korzystam z obiektywu Sony FE 90 mm F2.8 Macro G OSS i muszę przyznać, że to kawał solidnego sprzętu.
Przez ten obiektyw boję się pyłków kurzu na smartfonach. Co potrafi Sony FE 90 mm F2.8 Macro G OSS?
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Nie jest to najnowsze szkło w ofercie Sony i w sieci znajdziecie całą masę recenzji tego obiektywu. Mnie nie przyszło nawet do głowy żeby opisywać go w ten sposób, myślę jednak, że wrażenia z regularnego użytkowania też będą ciekawym materiałem. Zamiast przygotowywanych na potrzeby testu zdjęć pokażę natomiast materiały z tak zwanej produkcji. Jeśli zastanawialiście się, czy warto uzupełnić swój arsenał szkieł o Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS (SEL90M28G), to mam nadzieję, że w jakimś stopniu odpowiem na to pytanie.
W testach smartfonów zawsze zaczynam od wyglądu i wykonania, bo to pierwsze co rzuca się w oczy po wyciągnięciu sprzętu z pudełka. A to szkło jest duże i swoje waży - 602 gramy czuć łapiąc je w dłonie. Po podpięciu do Sony A7 III środek ciężkości schodzi mocno do przodu (obiektyw ma długość 130,5 mm), więc jeśli korzystacie z gimbala, warto dobrze taki zestaw wyważyć. Przyda się też pewny chwyt, jeśli kręcicie lub robicie zdjęcia "z ręki", szczególnie jeśli tak jak ja na ogół korzystacie z krótkich obiektywów. W moim przypadku Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS uzupełnił zestaw składający się ze szkieł 28 mm i 50 mm przy czym oba mają dość kompaktowe rozmiary.
Korpus obiektywu zbudowano z metalu, co przekłada się nie tylko na jego wagę, ale również wytrzymałość i jakość wykonania. Ewidentnie czuć w dłoniach, że to sprzęt z wyższej półki i Sony nie oszczędzało na materiałach. Na korpusie znalazło się miejsce na przełączniki zakresu pracy autofocusa - FULL, od 0,5 m do nieskończoności oraz od 0,28 m do 0,5 m. Jest tu też przełącznik stabilizacji oraz duży przycisk blokady ostrości. Miłośnicy ręcznego ostrzenia na pewno docenią wielkość pierścienia (38 mm), mnie bardzo przypadł do gustu jego ruch. Stawia odpowiedni opór, jednocześnie nie wymaga wkładania siły. Dość ciekawie rozwiązano przełącznik między manualnym a automatycznym ostrzeniem - należy przesunąć pierścień do przodu lub do tyłu, co też jest oczywiście odczytywane przez oprogramowanie aparatu. Mimo ustawienia ostrzenia na auto z poziomu pierścienia, wciąż można przejść do trybu manualnego w samym aparacie, co daje większe możliwości ustawiania ostrości, nie działa to jednak oczywiście w drugą stronę. Wewnątrz korpusu znajdziemy 15 soczewek ustawionych w 11 grupach, przysłonę możemy natomiast domknąć maksymalnie do wartości f/22. Wbudowana stabilizacja działa dobrze choć szybko nauczyłem się, że mimo to przy dużych zbliżeniach wciąż można zrobić poruszone zdjęcie - jednak, jak ze wszystkim, to kwestia wyczucia i opanowania obiektywu.
Jak widzicie, w tekście umieściłem kilka przykładowych zdjęć wykonanych Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS. To przede wszystkim makra, natomiast polubiłem się również z dalszymi kadrami, które przy 90 mm nabierają często ciekawego charakteru.
Jak ostrzy Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS?
W połączeniu z Sony A7 III jest cicho, niemal bezgłośnie za co bardzo duży plus. Przeglądając testy i porównania z innymi obiektywami natknąłem się na informacje, że sprzęt nie jest chwalony za szybkość ostrzenia - i na pewno coś jest na rzeczy, choć porównanie z bardzo szybkim 28 mm od Sony nie ma moim zdaniem większego sensu. Faktycznie jednak korzystając z autofocusa przy zdjęciach makro miałem wrażenie, że czas ostrzenia mógłby być nieco skrócony. I da się go skrócić przestawiając przedział ostrzenia na 0,5 metra do nieskończoności. Nie mam jednak żadnych zastrzeżeń do tak zwanej celności autofocusa, która jest rewelacyjna i choć bardzo często korzystam z trybu manualnego, to często z czystego lenistwa przestawiałem obiektyw na auto i praktycznie za każdym razem strzelał celnie. Dużą wagę odgrywa tu też oczywiście sam aparat, którego autofocus wciąż uważany jest za jeden z najlepszych na rynku.
Pełna specyfikacja obiektywu na stronie producenta.
Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS do filmowania? Zdecydowanie tak
W moim przypadku głównym zastosowaniem tego szkła miały być przebitki makro w materiałach na AntywebTV. Przy 28 mm i 50 mm bardzo trudno złapać detale sprzętu (przede wszystkim smartfonów), nawet kręcąc w 4K, a później croppując ujęcia do fullHD. Większość ujęć kręciłem przy manualnym ustawianiu ostrości, natomiast w niektórych przypadkach jestem w stanie zaufać autofocusowi, o ile oczywiście ma na czym ostrzyć i nie odjedzie gdzieś w drugą stronę przy pozbawionych faktury powierzchniach (na przykład pleckach smartfona). Jak to wygląda już na samym materiale? Na AntywebTV znajdziecie przebitki makro w praktycznie każdym z ostatnich wideo, ale wybrałem kilka fragmentów i wrzuciłem je do jednego filmu.
Wiem, że na pewno muszę popracować nad dwiema rzeczami. Po pierwsze idealnym doczyszczaniem sprzętów, bo Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS jest w stanie wyłapać nawet najdrobniejsze, normalnie niewidoczne pyłki kurzu (na niektórych zdjęciach w materiale celowo nie spędziłem przy czyszczeniu wieczności żebyście wiedzieli o co mi chodzi). Druga sprawa to upłynnienie ruchów podczas nagrywania na statywie. Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS na dużych zbliżeniach wybacza zdecydowanie mniej niż moje pozostałe obiektywy i ruch musi być ultrapłynny żeby później nie wymagał dodatkowej stabilizacji w postprodukcji. Ale to problem każdego zooma, nawet tych smartfonowych z jakże dopracowanymi (według producentów) algorytmami oprogramowania aplikacji aparatu. Z tego wszystkiego zabrałem się nawet za podregulowanie głowicy statywu i dokręcenie wszystkich śrub żeby wyeliminować ewentualne luzy.
Czy jestem z nagrywania Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS zadowolony? Bardzo i mam nadzieję, że dodatkowe ujęcia makro sprawiły, że filmy na naszym kanale są ciekawsze. Detali urządzeń w codziennym życiu raczej nie dostrzegamy, natomiast to fajny sposób żeby zobaczyć jak wiele pracy włożono w odpowiednie zaprojektowanie i dopasowanie nawet najdrobniejszych elementów w urządzeniach.
Ale masz duży obiektyw, chyba jesteś fotografem?
Mam bardzo małe doświadczenie w robieniu portretów - a jeśli już robię takie fotki, to wykorzystuję do tego smartfona. Nie samym makro jednak człowiek żyje i szkoda nie sprawdzić jak te 90 mm radzi sobie z portretami. Akurat trafiła się fajna okazja i cierpliwa osoba, która potrzebowała kilku nowych zdjęć, więc spróbowałem i wybrałem się na swoją pierwszą "sesję" (dzięki, Dana!). Nie jest to na pewno najwygodniejszy obiektyw do noszenia, ale zaskakująco szybko ułożył mi się z Sony A7 III w dłoni. Wspominałem o tym, że przy zdjęciach makro obiektyw potrafił czasami zbyt długo ostrzyć, przy ujęciach w większej odległości już jednak tego nie odczułem. Sprzęt ostrzył bardzo szybko i przede wszystkim celnie. Oczywiście chwilę zajęło mi, zanim przyzwyczaiłem się do tego, że 90 mm to nie 28 czy 50 mm i objęcie zaplanowanego kadru wymaga niemałej odległości, ale w czasach dystansu społecznego to nawet lepiej. A to jak poradził sobie obiektyw, możecie zobaczyć poniżej.
Nie jest tajemnicą, że stałoogniskowe obiektywy nie są zbyt uniwersalne i 90 mm jest tego doskonałym przykładem. Jednak w zestawie z 28 mm i 50 mm to szkło zdecydowanie zdaje u mnie egzamin i jestem w stanie nagrać czy sfotografować elementy, przy których pozostałe obiektywy nie ostrzyły. Jestem oczywiście bardzo ciekawy, jak taki zestaw sprawdzi się przy kręceniu wywiadów, ale nawet teraz, nagrywając jedynie sprzęt w domowym zaciszu, bardzo chętnie po niego sięgam. Oczywiście tylko w konkretnych momentach, kiedy jest to potrzebne choć łapałem się na tym, że czasem wolę odejść nienaturalnie daleko i wykorzystać go do bardziej klasycznych ujęć. Zapytacie: "Jaka cena?". Nie jest niestety tanio - Sony FE 90 mm f/2.8 Macro G OSS kosztuje 4999 złotych.
I na koniec jeszcze kilka zdjęć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu