Felietony

O tym, jak Kaspersky otworzył mi oczy na problem bezpieczeństwa urządzeń mobilnych

Kamil Ostrowski
O tym, jak Kaspersky otworzył mi oczy na problem bezpieczeństwa urządzeń mobilnych
Reklama

Wczoraj opisałem Wam swoje wrażenia po Qualcomm Innovation 2013, gdzie roztoczono przede mną wizję rodem z filmów science-fiction. Nie będę się już po...

Wczoraj opisałem Wam swoje wrażenia po Qualcomm Innovation 2013, gdzie roztoczono przede mną wizję rodem z filmów science-fiction. Nie będę się już powtarzał, po prostu odsyłam do tekstu. Podczas wizyty w Moskwie jedna rzecz uderzyła mnie szczególnie. Urządzenia mobilne dojrzały. Mają swoje ekosystemy, które oferują bardzo wiele. W części zakres ich możliwości krzyżuje się z pecetami, inne funkcje są dla nich wyłączne. Jednakże wraz rozwojem przyszły również problemy.

Reklama

Podczas konferencji jednym z najciekawszych wystąpień było to, które poprowadził Eugene Kaspersky, jeden z założycieli firmy produkującej słynne programy anty-wirusowe. Liczba wirusów, które atakują nasze telefony, sposobów, na które możemy zostać zaatakowani, jest ogromna. W samym tylko grudniu 2012 roku odnotowano prawie 40 000 NOWYCH modyfikacji malware, które mogą szkodzić pracy naszego urządzenia. Powalająca statystyka.


Kaspersky stwierdził nawet, że z technicznego punktu widzenia jest już możliwy nawet atak DDoS na telefon komórkowy. Jego firma nie odnotowała jeszcze takiego przypadku, ale czekają na ten moment. Eugene jest przekonany, że to kwestia czasu. Do tego straszą nas włamania na nasze konta, smishing, malware, programy udające anty-wirusy, kradzież informacji, spam... Wyliczanka była długa.

Telefonami zaczynamy dokonywać płatności. Internetowych, ale nie tylko. Każdy telefon to bramka dostępowa do szeregu naszych kont, o ile nie wszystkich: Facebook, Twitter, Dropbox, Evernote, Pinterest, Instagram, Vine, to tylko podstawy. Natomiast system ma dziury, które bezlitośnie wykorzystują twórcy złośliwego oprogramowania. Ponadto pojawia się kolejny problem, związany ze specyfiką urządzeń o których mówimy.

Wynika ona z samej definicji. Sprzęty, o których mówimy są mobilne. W związku z tym działają na bateriach. Natomiast skanowanie plików, które przepływają przez pamięć naszych urządzeń tę baterię zużywa. W przypadku komputerów nie ma wielkiego problemu, zazwyczaj są podłączone do prądu, a nawet jeżeli nie, to po pierwsze: laptopy mają pojemne baterie, po drugie: ilość danych, które trzeba przeskanować, w stosunku do mocy i zaawansowania urządzenia, jest mniejsza. Te same maile, te same zdjęcia i te same dokumenty otwieramy przecież na obydwu urządzeniach. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że w niektórych przypadkach trudniejsze zadanie mają nasze urządzenia przenośne – przyznajcie się szczerze, ile aplikacji czy gier na pececie aktualizujecie częściej niż raz na kilkanaście dni, albo nawet parę tygodni? Ilość danych, które przepływa przez nasze smartfony i tablety rośnie w zawrotnym tempie.

Na razie jeszcze nie boję się o swój telefon, tym bardziej że nie instaluję niczego, co nie pochodziło by ze sklepu Google Play. Jednakże widzę, że zagrożenia stają się coraz bardziej realne i nawet ostrożność nie pomoże, jeżeli szwindel będzie sprytny. Muszę koniecznie zainstalować jakiegoś antywirusa. Szkoda tylko, że już teraz baterie w smartfonach trzymają maksymalnie jeden dzień. Ciekaw jestem ile z tego „zeżre” mi Kaspersky, albo inny program tego typu. A może po prostu zrezygnować z Androida? Oczywiście żartuję :)

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama