Felietony

O tym jak Chromebook zawiódł mnie po raz pierwszy

Konrad Kozłowski
O tym jak Chromebook zawiódł mnie po raz pierwszy
20

Chromebook to komputer, który swoje skrzydła powinien rozwinąć jedynie w sytuacji, gdy jest on podłączony do Sieci. A jaki można mieć z niego pożytek, gdy znajdziemy się na wysokości kilkunastu tysięcy metrów? Znalazłem się w takiej sytuacji i postanowiłem zweryfikować wszystkie zapewnienia Google w...

Chromebook to komputer, który swoje skrzydła powinien rozwinąć jedynie w sytuacji, gdy jest on podłączony do Sieci. A jaki można mieć z niego pożytek, gdy znajdziemy się na wysokości kilkunastu tysięcy metrów? Znalazłem się w takiej sytuacji i postanowiłem zweryfikować wszystkie zapewnienia Google wobec możliwości tego komputera z dala od dostępu do Internetu.

Oczywiście postawienie się w takiej sytuacji jest niezwykle łatwe i nie wymaga wcale podróży lotniczej - wystarczy przecież odłączyć się od domowej sieci bezprzewodowej siedząc wygodnie na kanapie i bezboleśnie przekonać się o tym, czy Chromebook jest urządzeniem wartym zainteresowania. Wydaje mi się jednak, że gdy odgórnie zostajemy pozbawieni dostępu do Internetu, jeszcze bardziej zaczynamy doceniać jego możliwości, a w przypadku posiadania Chromebooka jako głównego komputera podczas podróży może okazać się, że teoria i praktyka to zupełnie dwie różne rzeczy.

Przyjrzyjmy się więc, jakie czynności Chromebook powinien umożliwić nam wykonać bez połączenia z Siecią - po odpowiednim skonfigurowaniu usług i instalacji odpowiednich aplikacji możemy dostać się do naszej skrzynki Gmaila, popracować nad dokumentami i skoroszytami, które uprzednio zsynchronizowały się z Dyskiem Google, gdy komputer był podłączony do Internetu, przejrzeć zawartość zapisanych w pamięci urządzenia plików (umożliwia to przeglądarka zdjęć czy plików muzycznych i wideo). Jeżeli deweloper tworzący aplikację dla przeglądarki Chrome i systemu Chrome OS przewidział jej pracę w trybie offline, to również będzie to oczywiście możliwe - dla przykładu mogę podać aplikacje Deezer oraz Writebox, które kolejno pozwalają na słuchanie muzyki w trybie offline oraz sporządzanie notatek w przejrzystym i miłym dla oka interfejsie aplikacji.

Z wielką ochotą otworzyłem więc pokrywę mojego Chromebooka, żyjąc nadzieją że powyższe zapewnienia już za chwilę staną się rzeczywistością. Naturalnie wcześniej, gdy laptop podłączony był do Sieci, wykonałem wszystkie niezbędne kroki, by móc dać szansę Chromebookowi na pracę bez Sieci. Przede wszystkim przygotowałem i zsynchronizowałem aplikacje Gmaila offline i Dokumentów - dwóch flagowych produktów Chrome OS, którymi Google chwali się jak niczym innym. Po uruchomieniu tej pierwszej faktycznie uzyskałem dostęp do wiadomości znajdujących się w mojej skrzynce odbiorczej, ale... nie wszystkich. Pomimo komunikatu, który ujrzałem wcześniej o zakończeniu synchronizacji, okazało się, że kilka ostatnich (najświeższych) wiadomości nie zostało w ogóle pobranych. Te, których treść została wyświetlona, zostały pozbawione grafik, zaś przycisk "Pokaż obrazki" nie przynosi efektu. Na całe szczęście załączone do e-maili pliki działały bez zarzutu, dlatego bez problemu mogłem zapoznać się wysłanymi mi wcześniej zdjęciami czy plikami PDF.

Sporym rozczarowaniem zakończyła się próba przejrzenia dokumentów Google - zsynchronizowany został tylko i wyłącznie jeden plik, lecz na liście występował on aż ośmiokrotnie. Utworzenie nowego dokumentu skończyło się fiaskiem i wyświetleniem stosownego komunikatu. Ku mojemu zaskoczeniu Deezer oraz Writebox działały bez zarzutu, co stawia w jeszcze gorszym świetle to, jak zachowały się aplikacje Google.

Brak dostępu do Gmaila czy Dokumentów wcale nie wyrządził mi żadnej krzywdy, ani nie przeszkodził w kontynuowaniu żadnej pracy - na całe szczęście! Wielka szkoda jednak, że będąc upewnionym o synchronizacji zakończonej sukcesem, okazało się że wcale tak się nie stało. Żaden zwykły użytkownik nie będzie kilkakrotnie weryfikował wyświetlonej mu informacji sprawdzając czy każdy ze znajdujących się w skrzynce maili czy dokumentów na Dysku Google został poprawnie zsynchronizowany. I o to przede wszystkim mi chodzi - jasne, że mogłem sprawdzić najpierw w domu, czy wszystko działa, ale czy rzeczywiście użytkownik komputera musi co rusz sprawdzać poprawność działania wszystkich funkcji, zanim zdecyduje się cokolwiek zrobić?

Dlaczego tak się stało? A może inaczej - dlaczego nie stało się to co powinno się wydarzyć? Najprawdopodobniej po powrocie poświęcę dłuższą chwilę odnalezieniu przyczyny takiego stanu rzeczy, ale cały czas niezmienne jest to, że to co powinno "po prostu działać", nie działa.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

GoogleChrome OSChromebook