Już mniej niż miesiąc pozostał, nim usłyszymy od samego Nintendo, jak będzie wyglądała przyszłość ich domowej konsoli. To co jednak wiemy już na pewno, to fakt, że nigdy jeszcze nie było tak nudno. Ale to dobrze.

Od 2017 roku, czyli premiery konsoli Nintendo Switch, świadomość o tym producencie w Polsce i wielu innych krajach umocniła się bardziej niż kiedykolwiek. Wszystko za sprawą ogromnego sukcesu, jakim okazało się wydanie tej konsoli. Śmiałbym zaryzykować stwierdzenie, że był to także czas jednej z lub po prostu ostatniej innowacji w historii firmy, w kwestii konsol domowych.
Koniec z ryzykiem, lepiej jest zarabiać
W biznesie nie ma miejsce na sentymenty, a gry to bardzo duży biznes, który przynosi więcej pieniędzy niż kino i muzyka razem wzięte. Zaś osiem lat temu Nintendo podjęło prawdopodobnie najważniejszą decyzję od czasów ich przebranżowienia. Połączyli swój bardzo kulejący, wręcz wtedy już nieistniejący segment konsol domowych (katastrofalny cios po erze Nintendo Wii) oraz ten, który zawsze odgrywał rolę zbawiciela, czyli konsol przenośnych.
W ten sposób się zrealizowała wizja zmarłego przed premiera prezesa firmy Satoru Iwaty, wizjonera i dosłownie informatycznego magika, którego brak nigdy nie został już załatany. Chociaż to właśnie za jego czasów wydarzyło się Nintendo WiiU, nigdy nie będzie można mu odmówić, że miał nosa i wiedział, jaki kierunek jest słuszny. Uwielbiana teraz konsola Nintendo Switch, jest spełnieniem obietnicy jaką kreowało właśnie WiiU.
Switch to też taki symbol "klasycznego" DNA Nintendo Gunpeia Yokoia. Nie było on może i prezesem, lecz to jego filozofia tworzenia innowacji przy użyciu starych komponentów, jest widoczna na każdym kroku od premiery Gameboya. Już w 2017 roku, japońska hybryda była tworem przestarzałym, lecz mimo to jej sprzedaż trzyma się mocno do dzisiaj. Magia marek Nintendo to nie są żarty. Może i Sony ze swoim PlayStation 5 jest na samym szczycie, z którego patrzy na marniejącego Xboxa, lecz ten wzrok kompletnie nie dosięga właśnie Hydraulika i spółki, bo idą zupełnie innym torem.
Już za miesiąc usłyszymy konkrety o następcy Nintendo Switch, który najzwyczajniej w świecie dostanie dopisek "2". Żadnych fajerwerków, żadnych "Super Nintendo Switch", czy innych fikuśnych nazw albo mylących liter. Firma wyciągnęła konkretne wnioski z fatalnego doboru nazwy dla następcy Wii. To właśnie wtedy, zamiast iść za ciosem i stworzyć Wii 2, firma sięgnęła po naciągane U. U dezorientowało użytkowników do tego stopnia, że nie wiedzieli, czy kontroler z ekranem to jest jakiś dodatek jak Wii Fit? Do tego dość duży, bo wymaga jeszcze jednego urządzenia?
Wieloletni fani mogli się wręcz poczuć oburzeni tak nudną postawą. Dodanie do konsoli po prostu kolejnej cyfry jest bardzo wbrew naturze tej firmy, która do tej pory zaskakiwała i zachwycała swoimi szalonymi pomysłami, narażającymi na sukces lub klęskę, niczego po środku, lecz zawsze kultowo. Nie da się odmówić temu dawnemu obrazowi, że był on w swój swoisty sposób romantyczny. Jasne, dyktowany zarobkiem i nieraz surową ręką właściciela firmy Yamauichiego, niemniej zawsze trafiali do serc wiernych fanów, którzy niczego nie cenili sobie tak bardzo jak szalonych rozwiązań.
Nintendo Switch 2 to nuda, na którą nie zasługujemy, lecz której potrzebujemy
Tym razem wszystko wskazuje na to, że nasza ulubiona firma, popatrzyła sobie na PlayStation i stwierdziła: hej! My przecież też tak możemy! W końcu czego chcą gracze jak nie po prostu lepszego działania tego co już uwielbiają? Switche sprzedały się już w szalonej ilości ponad 150 milionów egzemplarzy, wynik depczący po piętach niesamowitym rekordom Nintendo DSa oraz Sony PlayStation 2. Czyli sprzętów powstałych w zupełnie innej epoce, przy mniejszej konkurencji telefonów oraz gier–serwisów, lecz pomimo tego, prężnie ciśnie się do przodu i jest fenomenem kulturowym widocznym w rękach największych gwiazd naszego świata. Aż przypomina się obraz Hillary Clinton grającej na Gameboy'u. Switch to ikona, nie tylko konsola.
Jako fan, jestem w zasadzie z tego powodu bardzo ucieszony. Pewnie, fajny by było zobaczyć coś innowacyjnego lub chociaż wygodniejszego. Jednakże za każdym razem gdy gram na tym już wysłużonym sprzęcie, myślę sobie tylko, jak miło by było mieć odrobinę większy ekran, bardziej ergonomiczne kontrolery, lecz przede wszystkim, żeby każda gra działała bez zarzutu i nie zawodziła mnie jak okropne Pokemony Scarlet i Violet. Tylko tyle, dajcie mi po prostu więcej i lepiej, dokładnie tak jak co generację robi to Sony, odcinające kolejne kupony, ale dostarczające graczom dokładnie tego, czego oczekują.
Zapowiedź nowego Switcha równie mnie rozbawiła, co przyprawiła o ciarki podekscytowania. To było Nintendo, zupełnie inne niż kiedykolwiek je widzieliśmy. Po pierwsze, nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz dali się tak zmusić to prezentacji. W przypadku pierwszej wersji konsoli internet również był zalewany przeróżnymi przeciekami, lecz i tak swoje trzeba było odczekać do oficjalnej premiery. Tym razem, trudno się oprzeć wrażeniu, że zwiastun nie był pokazany za wcześnie. Oficjalne, duże informacje zostaną podane w kwietniu, lecz teaser ukazał się już w styczniu. Niecodzienne jak na Nintendo.
Do tego charakter zajawki, także odbiegał od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Nie było w nim za wiele psotnej radości, którą zastąpiono dość sterylnym wideo ukazującym ewolucję Switcha. Styl prezentacji pasował bardziej do Apple, niż wesołej firmy hydraulika Maria. I wreszcie zakończenie, które zostało zwieńczone szalenie ważną informacją. Prawdopodobnie wszystkie gry, które już posiadamy na Switcha, będą działały na Switchu 2, co wcale nie było takie oczywiste do momentu ukazania tej informacji. Wszak lata temu, Nintendo dało Sedze silną kartę, po tym jak nie dało wstecznej kompatybilności SNESowi. Pomimo tego, ze to stare dzieje, ludzdie i tak spodziewali się odrobiny szaleństwa. Na szczęście Nintendo poszło szlakiem 3DSa i wsteczna kompatybilność będzie obecna.
Do czterech razy sztuka! To już nie są przelewki
Nintendo lubiło popełniać błędy. Po sukcesie Super Nintendo i pierwszej wersji, nazywanej po prostu Nintendo, wydawałoby się, że tej firmy nikt nie zdoła zdetronizować. Okazało się jednak, że aby pokonać kolosa, wcale nie trzeba szukać odważnego bohatera zdolnego do niezwykłych rzeczy. Wystarczyło giganta pozostawić samemu sobie. Firma pysznie odmówiła dostosowania się do zmieniającej branży, a także w nosie miała dżentelmeńskie umowy. Wbijając Sony nóż w plecy, dała życie swojej najsilniejszej konkurencji, która idąc z duchem czasu, postawiła na płyty, gdy Nintendo dalej tworzyło gry na kartridżach.
Gdy już oprzytomnieli, stworzyli najsilniejszą z konsol o ciekawym kształcie oraz uchwytem, ale nie potrafiła się przebić ze swoimi grami. Potem była pora na niespodziewany sukces Wii, lecz znów się potknięto o własne nogi i stworzono WiiU, konsoli, która nie znalazła nawet 12 milionów fanów. Ze Switchem wrócili na pełne obroty i już nie zamierzają zwolnić, wręcz przeciwnie, mając obecną bazę, stworzą dla przyszłych klientów znajomy obraz, kusząc lepszymi osiągami. Postąpią nudno i jak konkurencja, lecz dzięki temu, najpewniej osiągną niesamowity sukces, a Mario Kart nigdy nie przestanie się sprzedawać. Ale to dobrze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu