Historia tego, jak Nintendo w ostatniej chwili wycofało się z kolaboracji którą planowali z Sony od lat budzi dużo emocji. A teraz, po latach, można nareszcie zobaczyć owoc tej (niedoszłej) współpracy w akcji.
Ta konsola mogła zmienić bieg historii gier. Prototyp Nintendo Play Station zreanimowany!
Nintendo Play Station — co to takiego?
Jeżeli jakimś cudem nie znacie tej historii, to może kilka słów wprowadzenia. Na początku lat dziewięćdziesiątych Nintendo przestraszone przystawką Sega Mega CD zaczęło poszukiwać ekipy, która pomoże im stworzyć podobny dodatek dla ich Super Nintendo. Wybór padł na Sony, które wywiązało się z umowy tworząc prototyp czytnika płyt CD. W ostatniej chwili, na targach CES kiedy obie firmy miały ogłosić współpracę, Nintendo owszem, ogłosiło partnerstwo. Ale nie z Sony, a Philipsem. Wściekli włodarze pierwszej z firm postanowili wtedy pójść na całość i na dobre rozpoczęli prace nad swoją własną konsolą, która zrewolucjonizowała rynek domowej rozrywki — Sony PlayStation. A nakładka dla Super Nintendo na wiele lat poszła w niepamięć. Aż tu nagle, w 2015 roku, odnaleziono jej prototyp. Urządzenie bez problemu dawało sobie radę z kartridżami, ale moduł CD nie dawał znaków życia. I nareszcie coś się w tej sprawie ruszyło.
Nintendo Play Station — to działa!
Sprzęt trafił w ręce Bena Heckendorna, który w świecie moderów jest dobrze znaną postacią. Jest on też właścicielem popularnego kanału w serwisie YouTube, a w najnowszym odcinku swojego show The Ben Heck Show przed kamerami uruchamia on Nintendo Play Station — przy okazji opowiadając co nieco na temat samego sprzętu.
Celem Bena było odpalenie urządzenia i zmuszenie go do czytania płyt CD. I, jak widać na zamieszczonym wyżej materiale, udało się. Nintendo Play Station bez problemu radzi sobie z płytami audio i kodem fanowskiej gry. Dlaczego fanowskiej? Trzeba pamiętać, że sprzęt nigdy oficjalnie nie trafił na rynek, dlatego nie wydano na niego żadnych oficjalnych gier. Ale jak sam reanimator twierdzi — zadanie które mu powierzono już wypełnił. Reszta spoczywa w rękach programistów.
Ciekawy kawał historii gier
Nintendo Play Station to kawał historii branży gier wideo. Prawdopodobnie gdyby nie to urządzenie, to dzieje branży mogłyby potoczyć się o wiele inaczej. Ken Kutaragi nie miałby siły przebicia w Sony i jego genialne projekty na nic by się zdały. Najzwyczajniej w świecie nie dostałby zielonego światła by pociągnąć projekt dalej i zrobić z niego większy użytek. To mogłaby być dobra wiadomość dla Segi, ale... to jedno wielkie gdybanie. I myślę, że byłaby to gorsza wiadomość dla nas, graczy. Bo choć jestem wielkim fanem Nintendo, to nie da się ukryć, że urządzenia Sony miażdżą pod wieloma względami to, co ojcowie Mario mieli do zaproponowania. Teraz wciąż pozostają na szczycie, ale walka wygląda już nieco inaczej — bo N nawet nie próbuje dołączać do pojedynku jak równy z równym.
Zamiast tego postanowili obrać własną ścieżkę, którą dumnie kroczą. Jak pokazują wyniki sprzedaży i pozytywne recenzje The Legend of Zelda: Breath of the Wild, czasami naprawdę opłacalną. No cóż, mogliby nadal być na szczycie, ale najwyraźniej ryzyko związane z prawami autorskimi okazało się wówczas zbyt duże. A teraz, ponad dwie dekady później, wciąż muszą zmagać się z ich konsekwencjami. A my możemy podziwiać kawał intrygującego sprzętu, który reanimowany jest właściwie od zera. Czekamy na pierwsze fanowskie produkcje. A może nawet któreś ze studiów podzieli się jakimiś oficjalnymi grami, które nań tworzyli?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu