Motoryzacja

Nikola Motors miała pokonać Teslę. Okazało się, że ściema to drugie imię tej firmy

Krzysztof Kurdyła
Nikola Motors miała pokonać Teslę. Okazało się, że ściema to drugie imię tej firmy
Reklama

Przysłowie o tym, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje, nie zawsze się sprawdza. Najlepszym przykładem jest Elon Musk, którego wszędzie jest pełno, ale swoje projekty rozkręca w nieprawdopodobnym tempie. Gorzej, że na rynek trafili w ślad za nim imitatorzy, którzy próbują nagonić inwestorów, sprzedając wizję tego, że są równie innowacyjni jak Tesla. Często jest to po prostu ściema, która niestety psuje opinię innym nowym firmom, próbującym zaistnieć na rynku „nowej” motoryzacji.


Reklama

Jedną z najbardziej znanych firm tego typu jest Nikola Motors, obiecująca stworzenie napędzanych wodorem pojazdów użytkowych oraz sądząca się z Teslą o projekt ciężarówki. W ostatnich tygodniach wyszło na jaw sporo nieprzyjemnych dla niej faktów, w związku z czym zaczyna ona bardziej przypominać trafiony kilkoma torpedami okręt, a nie lśniącego i dynamicznego jednorożca.

Już dziś wiadomo, że „na własną prośbę” wyleciał ze stołka CEO założyciel firmy, Trevor Milton. Pomimo, że zarzucająca oszustwa Nikoli firma jest znana z tego, że gra „na krótko” na jej akcjach, to w przeciwieństwie do short sellerów Tesli ma na te niecne działania mocne dowody. Przypomnę, ten rodzaj spekulacji jest korzystny dla gracza, jeśli ceny „obstawianych”akcji spadają.

Jedzie, to jedzie, po co drążyć temat?

Nikola od początku bardzo profesjonalnie prezentuje się w materiałach promocyjnych. Efektowne eventy i emocjonalnie nacechowane wywiady wypełnione są po brzegi modną „odpowiedzialnością społeczną” i innymi buzzwordami. I to właśnie jeden z takich materiałów przysporzył firmie ogromnych problemów. Pokazano na nim najbardziej wyczekiwany produkt firmy, ciężarówkę Nikola One, w sposób wyraźnie sugerujący, że jedzie o własnych siłach i przy pomocy ich innowacyjnego napędu.

Tymczasem z opublikowanego ostatnio raportu, opartego między innymi na zapisach rozmów pracowników wynika, że samochód został nagrany, gdy... staczał się swobodnie z góry, na której szczyt został wcześniej wciągnięty na holu. Oliwy do ognia dodała jeszcze oficjalna odpowiedź firmy na te zarzuty, która zarzucając short sellerom kłamstwo, jednocześnie potwierdziła je, informując, że przecież oni nigdzie nie mówili, że One jechał korzystając własnego napędu. Może i nie mówili, ale montaż filmu jednoznacznie to sugeruje.

Mamy własny inwerter, ale pokażmy Wam cudzy

Podobnie sprawa miała się z niektórymi „nowatorskimi” rozwiązaniami technologicznymi. Firma ogłosiła, że opracowała własny i nowatorski inwerter do silników elektrycznych, ale po analizie zdjęć okazało się, że element użyty w omawianym wtedy prototypie to produkt firmy Cascadia, tylko z zaklejoną tabliczką znamionową.

Odpowiedź Nikoli była równie mętna. Stwierdzono, że oczywiście swój inwerter mają, ale akurat w prezentowanym wtedy prototypie zamontowali inny. Nigdy nie powiedzieli, żeby pokazyny na filmie inwerter był ich konstrukcją, po prostu jeszcze sobie go nie wymienili. Na załączonym poniżej filmie możecie zobaczyć w jaki sposób CEO opowiadał o tym elemencie, sugerując skromnie, że konkurencja jest w tych rozwiązaniach kilka lat za ich firmą.

Byli pracownicy też sypią CEO

Niepokojące informacje o skłonności do rozmijania się z prawdą przez byłego już szefa Nikola Motors publikował też Bloomberg, który dotarł do jednego z inżynierów pracujących nad pierwszym prototypem ciężarówki. Potwierdził on, że wbrew temu co mówił Milton w czasie eventu, ciężarówka tam użyta nie działała ani wtedy, ani nawet kilka miesięcy po tym wydarzeniu.

Reklama

Budujmy wiarygodność atakując lidera

Wygląda też, że jednym z pomysłów marketingowych, mających budować wiarygodność, był słynny pozew wobec Tesli. Nikola Motors zarzuciło firmie Muska naruszenie patentów na wzory przemysłowe karoserii ciężarówki. Tesla Semi miała być zbyt podobna do Nikola One, co firma wyceniła na, bagatela, 2 mld dolarów. Wydaje się jednak, że już na wstępie przeszarżowano i spora część ludzi zaczęła odbierać ich jako podejrzanych trolli patentowych.

Żeby było zabawniej, w ostatnich dniach do kontrataku przeszła Tesla, która złożyła do sądu materiały dokumentujące, że CEO Nikoli ukradł projekt ciężarówki projektantowi Adriano Mudri, w czasie rozmów  z którym widzieli koncept jego ciężarówki Road Runner, a którego nie wpisano do wspomnianych patentów. Tym samym Tesla podważa zasadność przyznania patentów Nikoli, ponieważ rozwiązania tego typu były stosowane już wcześniej.

Reklama

Zmiana CEO

Trevor Milton w odpowiedzi na te wszystkie sprawy najpierw odgrażał się, że opublikuje jednoznaczne dowody obalające wszystkie zarzuty, następnie nabrał wody w usta zasłaniając się prawnikami, aby na koniec, podobno na własną prośbę, odejść ze stanowiska CEO. To wszystko odbywa się w momencie, gdy niewiele wcześniej General Motors nabył 11% akcji tej firmy, ogłaszając, że truck Nikola Badger będzie korzystał z platformy opracowanej przez GM...

To trochę zaskakujące, że GM kupuje startup żeby dać mu do wykorzystania własną technologię, a nie przejąć rozwiązania wypracowane przez Nikolę. GM na razie robi dobrą minę do złej gry a na stanowisko CEO trafił właśnie ich człowiek. Trzeba przyznać, że sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Ceny akcji lecą na łeb i szyję, reputacja firmy po tych wydarzeniach szoruje po dnie, a byłego SEO, a być może i zarząd czeka prawdopodobnie dochodzenie SEC. Cała sprawa mocno przypomina casus Theranosa, a jedynym pozytywem dla obecnych udziałowców jest wspomniany parasol GM. Pytanie tylko, czy koncern na pewno będzie chciał go utrzymać.

Źródła: electrek.co

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama