Social Media

Nie zarobisz 3 mld bez wykiwania przyjaciela

Karol Kopańko
Nie zarobisz 3 mld bez wykiwania przyjaciela
25

Pasjonuje się informatyką. Buduje strony w html i proste aplikacje. Studiuje na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie. Wstępuje do studenckiego bractwa, gdzie poznaje kolegów, z którymi zastanawia się jak zmienić świat. Ich pomysł chwyta i wkrótce staje się wart miliardy dolarów. Sypią się p...

Pasjonuje się informatyką. Buduje strony w html i proste aplikacje. Studiuje na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie. Wstępuje do studenckiego bractwa, gdzie poznaje kolegów, z którymi zastanawia się jak zmienić świat. Ich pomysł chwyta i wkrótce staje się wart miliardy dolarów. Sypią się pozwy sądowe, m.in. o wykorzystanie cudzych pomysłów. Opowieść zadziwiająco podobna do historii Zuckerberga? Oto jak Even Spiegel, twórca Snapchat zmienia świat.

Snapchat jest obecnie jedną z najpopularniejszych aplikacji na Androida i iOSa. Umożliwia wysyłanie znajomym zdjęć lub filmików, które po określonym czasie (do 10 sekund) ulegają zniszczeniu. Głośno o nim stało się w listopadzie ubiegłego roku po złożeniu przez Facebooka oferty kupna opiewającej na $3 mld. Oferty odrzuconej!

Niedługo potem pojawiły się jeszcze plotki sugerujące, że Google także nieskutecznie pokusiło się o przebicie jeszcze o miliard oferty Zuckerberga:

Pasjonuje się informatyką. Buduje strony w html i proste aplikacje. Studiuje na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie. Wstępuje do studenckiego bractwa, gdzie poznaje kolegów, z którymi zastanawia się jak zmienić świat. Ich pomysł chwyta i wkrótce staje się wart miliardy dolarów. Sypią się pozwy sądowe, m.in. o wykorzystanie cudzych pomysłów. Opowieść zadziwiająco podobna do historii Zuckerberga? Oto jak Even Spiegel, twórca Snapchat zmienia świat.

Snapchat jest obecnie jedną z najpopularniejszych aplikacji na Androida i iOSa. Umożliwia wysyłanie znajomym zdjęć lub filmików, które po określonym czasie (do 10 sekund) ulegają zniszczeniu. Głośno o nim stało się w listopadzie ubiegłego roku po złożeniu przez Facebooka oferty kupna opiewającej na mld. Oferty odrzuconej!

Niedługo potem pojawiły się jeszcze plotki sugerujące, że Google także nieskutecznie pokusiło się o przebicie jeszcze o miliard oferty Zuckerberga:

Jednak kim tak naprawdę jest twórca aplikacji, o której już teraz mówi się, że może zmienić świat?

Spiegel urodził się w 1990 roku, w rodzinie szczęśliwych prawników. Dorastał w atmosferze luksusu. Jego mama została najmłodszą kobietą, która ukończyła prawo na Harvardzie, a następnie zrezygnowała z pracy, aby opiekować się bohaterem naszej opowieści i jego dwiema młodszymi siostrami. Ojciec zaś do dziś pracuje w jednej z najbardziej znanych za Oceanem kancelarii prawnych Munger, Tolles & Olson. Jego zarobki pozwoliły rodzinie na zakup domu za ,6 mln nieopodal Los Angeles, a także spędzanie rodzinnych wakacji na Maui, wycieczki do Europy i przynależność do ekskluzywnego klubu tenisowego.

Pieniądze szczęścia nie dają?

Finansowa idylla można by rzec. Niestety często bywa tak, że posiadając więcej niż przeciętni zjadacze chleba, chcemy mieć jeszcze więcej. Gdy Spiegel osiągnął pełnoletniość pokazał ogromne zamiłowanie do sportowych samochodów, których zakupy doprowadziły go do spięć na linii z ojcem. Niestety przytrafiły się one akurat w czasie kiedy Evan Spiegel Senior rozwodził się z matką chłopaka po 20 latach szczęśliwego małżeństwa.

Junior wybrał jednak mieszkanie z ojcem, który dał mu carte blache na umeblowanie nowo-kupionego domu. Pieniędze poszły np. na piwniczną salę kinową z ekranem o przekątnej 2,5 metra i robione na zamówienie biurka. Niestety kupno najnowszego BMW 535i przekroczyło możliwości finansowe ojca. Dlatego też chłopak przeprowadził się do matki, która przywitała go z otwartymi ramionami i BMW stojącym na podjeździe.

Wtedy też chłopak zainteresował się pracą – zaczynał od Red Bulla. Bardzo chciał się tam dostać więc poruszył wszystkie możliwe kontakty, a potem wręcz błagał o przyjęcie do pracy. Udało się.  Po tym stażu przyszły kursy projektowania, a także wyjazd do RPA gdzie doradzał innym studentom jak sprzedawać dorosłym swoje projekty, a na końcu inżynierski epizod w Intuit. Pracował tam przy pomyśle TxtWeb, skierowanym do Hindusów komunikujących się za pomocą smsów.

Wydaje się jednak, że studenckie lata w przypadku twórcy Snapchata najmocniej naznaczyła obecność w bractwie Kappa Sigma, jednej z najprężniejszych organizacji uniwersyteckich. Właśnie wtedy to zacieśnieniu uległy więzi pomiędzy dwoma najbliższymi kolegami Spiegela – Bobby’m Murphy’m i Reginaldem Brownem.

Oficjalna wersja powstania Snaphata głosi, że po jednej z imprez, wspólny znajomy trójki przyjaciół bardzo zamartwiał się faktem wstawienia na Facebooka zdjęcia, które było „zbyt prywatne”, aby tam je zamieścić. Brown zaczął więc poszukiwania aplikacji, która usuwałaby zdjęcia zaraz po zobaczeniu. Poszukiwania zakończyły się porażką, co zmotywowało trójkę do działania.

Spiegel i Murphy zajęli się kodowaniem, a Brown nieznający się na programowaniu miał złożyć wniosek o patent i zająć się marketingiem. Po miesiącu został jednak usunięty z firmy, którą jak uważa pomógł powołać do życia. Tymczasem Snapchat zaczął „rosnąć” w bardzo szybkim tempie i rozprzestrzeniać się na cały świat. Bezpardonowe rozprawienie się Spiegela i Murphy’ego z Brownem, poskutkowało procesem sądowym o odszkodowanie, założonym przez tego ostatniego.

Przypomina wam to coś?

Ta historia wygląda zaskakująco podobnie do przygód Zuckerberga z bliźniakami Winklevoss, którzy także poczuli się oszukani przez najmłodszego miliardera na świecie i tak samo przypisują sobie udział w stworzeniu największej sieci społecznościowej. Jedynym sukcesem Murphy’ego jest jak na razie pozbawienie uśmiechu ducha znajdującego się w logo Snapchat…

Wydaje mi się, że Snapchat nie jest tylko chwilową modą, która kiedyś nieuchronnie musi przeminąć, a początkiem nowej generacji serwisów opartych o model Erasable Internet. To nie do końca jest tak, że młodzi zupełnie nie przejmują się tym, co wrzucają w social media. Sam fakt mniejszej uwagi jaką poświęcają Facebookowi ze względu na obecność na nim ich rodziców, świadczy o tym, że zdają się bardzo dobrze sprawę z konsekwencji jakie może przynieść „niewłaściwe kreowanie wizerunku”.

Millennialsi bywają nazywanie pokoleniem selfie. Chcą, aby ich posunięcia były zauważane i komentowane, ale już nie przez anonimowych ludzi, spotkanych nie wiadomo kiedy i gdzie, a przez znajomych, na których im naprawdę zależy.

Internet zwykle nie zapomina. Natomiast Snapchat daje możliwość zapomnienia. Jeśli tylko programiści będą w stanie (albo będą w ogóle mieli chęci, bo nawet z tym jest problem) uporać się z hakerskim appkami, zapisującymi fotki, to wróżę Spiegelowi świetlaną przyszłość.

Jaka będzie przyszłość social media?

Oczywiście można przypuszczać, że w niedługim czasie pojawi się jeszcze więcej aplikacji opartych o model „zmazywalnego Internetu”, które walczyły będą ze Snapchatem o uwagę użytkowników. Spiegel ma jednak przewagę pioniera na rynku. Automatycznie nasuwa się jednak pytanie jak w takiej sytuacji może postąpić Zuckerberg, widząc zmniejszającą się sympatię dla jego serwisu wśród millennialsów.

Jestem prawie pewien, że scenariusz martwego Facebooka w przeciągu kilku najbliższych lat będzie zdecydowanie bliższy fantastyce niż literaturze faktu. Nawet jeśli młodzi wybiorą inne serwisy, to przecież zostają jeszcze obecni 20- i 30-latkowie, którzy wynieśli Facebooka do obecnej pozycji – medium nr 1 na świecie.

Na koniec chciałbym się jeszcze podzielić z Wami pewną refleksją. Większość z Was na pewno słyszała o portalu LinkedIn, używanym przez wiele osób w charakterze wirtualnej wizytówki. Wydaje mi się, że Facebook krok po kroku zbliża się do przejęcia tych funkcji w miarę jak coraz więcej użytkowników myśli o nim tylko jako o kreatorze zawodowego wizerunku. Za to funkcje komunikacyjne, postrzegane do niedawna jako główna zaleta portalu Zuckerberga powoli przechodzą na barki mniejszych graczy, takich jak m.in. Snapchat.

Foto

Jednak kim tak naprawdę jest twórca aplikacji, o której już teraz mówi się, że może zmienić świat?

Spiegel urodził się w 1990 roku, w rodzinie szczęśliwych prawników. Dorastał w atmosferze luksusu. Jego mama została najmłodszą kobietą, która ukończyła prawo na Harvardzie, a następnie zrezygnowała z pracy, aby opiekować się bohaterem naszej opowieści i jego dwiema młodszymi siostrami. Ojciec zaś do dziś pracuje w jednej z najbardziej znanych za Oceanem kancelarii prawnych Munger, Tolles & Olson. Jego zarobki pozwoliły rodzinie na zakup domu za $4,6 mln nieopodal Los Angeles, a także spędzanie rodzinnych wakacji na Maui, wycieczki do Europy i przynależność do ekskluzywnego klubu tenisowego.

Pieniądze szczęścia nie dają?

Finansowa idylla można by rzec. Niestety często bywa tak, że posiadając więcej niż przeciętni zjadacze chleba, chcemy mieć jeszcze więcej. Gdy Spiegel osiągnął pełnoletniość pokazał ogromne zamiłowanie do sportowych samochodów, których zakupy doprowadziły go do spięć na linii z ojcem. Niestety przytrafiły się one akurat w czasie kiedy Evan Spiegel Senior rozwodził się z matką chłopaka po 20 latach szczęśliwego małżeństwa.

Junior wybrał jednak mieszkanie z ojcem, który dał mu carte blache na umeblowanie nowo-kupionego domu. Pieniędze poszły np. na piwniczną salę kinową z ekranem o przekątnej 2,5 metra i robione na zamówienie biurka. Niestety kupno najnowszego BMW 535i przekroczyło możliwości finansowe ojca. Dlatego też chłopak przeprowadził się do matki, która przywitała go z otwartymi ramionami i BMW stojącym na podjeździe.

Wtedy też chłopak zainteresował się pracą – zaczynał od Red Bulla. Bardzo chciał się tam dostać więc poruszył wszystkie możliwe kontakty, a potem wręcz błagał o przyjęcie do pracy. Udało się.  Po tym stażu przyszły kursy projektowania, a także wyjazd do RPA gdzie doradzał innym studentom jak sprzedawać dorosłym swoje projekty, a na końcu inżynierski epizod w Intuit. Pracował tam przy pomyśle TxtWeb, skierowanym do Hindusów komunikujących się za pomocą smsów.

Wydaje się jednak, że studenckie lata w przypadku twórcy Snapchata najmocniej naznaczyła obecność w bractwie Kappa Sigma, jednej z najprężniejszych organizacji uniwersyteckich. Właśnie wtedy to zacieśnieniu uległy więzi pomiędzy dwoma najbliższymi kolegami Spiegela – Bobby’m Murphy’m i Reginaldem Brownem.

Oficjalna wersja powstania Snaphata głosi, że po jednej z imprez, wspólny znajomy trójki przyjaciół bardzo zamartwiał się faktem wstawienia na Facebooka zdjęcia, które było „zbyt prywatne”, aby tam je zamieścić. Brown zaczął więc poszukiwania aplikacji, która usuwałaby zdjęcia zaraz po zobaczeniu. Poszukiwania zakończyły się porażką, co zmotywowało trójkę do działania.

Spiegel i Murphy zajęli się kodowaniem, a Brown nieznający się na programowaniu miał złożyć wniosek o patent i zająć się marketingiem. Po miesiącu został jednak usunięty z firmy, którą jak uważa pomógł powołać do życia. Tymczasem Snapchat zaczął „rosnąć” w bardzo szybkim tempie i rozprzestrzeniać się na cały świat. Bezpardonowe rozprawienie się Spiegela i Murphy’ego z Brownem, poskutkowało procesem sądowym o odszkodowanie, założonym przez tego ostatniego.

Przypomina wam to coś?

Ta historia wygląda zaskakująco podobnie do przygód Zuckerberga z bliźniakami Winklevoss, którzy także poczuli się oszukani przez najmłodszego miliardera na świecie i tak samo przypisują sobie udział w stworzeniu największej sieci społecznościowej. Jedynym sukcesem Murphy’ego jest jak na razie pozbawienie uśmiechu ducha znajdującego się w logo Snapchat…

Wydaje mi się, że Snapchat nie jest tylko chwilową modą, która kiedyś nieuchronnie musi przeminąć, a początkiem nowej generacji serwisów opartych o model Erasable Internet. To nie do końca jest tak, że młodzi zupełnie nie przejmują się tym, co wrzucają w social media. Sam fakt mniejszej uwagi jaką poświęcają Facebookowi ze względu na obecność na nim ich rodziców, świadczy o tym, że zdają się bardzo dobrze sprawę z konsekwencji jakie może przynieść „niewłaściwe kreowanie wizerunku”.

Millennialsi bywają nazywanie pokoleniem selfie. Chcą, aby ich posunięcia były zauważane i komentowane, ale już nie przez anonimowych ludzi, spotkanych nie wiadomo kiedy i gdzie, a przez znajomych, na których im naprawdę zależy.

Internet zwykle nie zapomina. Natomiast Snapchat daje możliwość zapomnienia. Jeśli tylko programiści będą w stanie (albo będą w ogóle mieli chęci, bo nawet z tym jest problem) uporać się z hakerskim appkami, zapisującymi fotki, to wróżę Spiegelowi świetlaną przyszłość.

Jaka będzie przyszłość social media?

Oczywiście można przypuszczać, że w niedługim czasie pojawi się jeszcze więcej aplikacji opartych o model „zmazywalnego Internetu”, które walczyły będą ze Snapchatem o uwagę użytkowników. Spiegel ma jednak przewagę pioniera na rynku. Automatycznie nasuwa się jednak pytanie jak w takiej sytuacji może postąpić Zuckerberg, widząc zmniejszającą się sympatię dla jego serwisu wśród millennialsów.

Jestem prawie pewien, że scenariusz martwego Facebooka w przeciągu kilku najbliższych lat będzie zdecydowanie bliższy fantastyce niż literaturze faktu. Nawet jeśli młodzi wybiorą inne serwisy, to przecież zostają jeszcze obecni 20- i 30-latkowie, którzy wynieśli Facebooka do obecnej pozycji – medium nr 1 na świecie.

Na koniec chciałbym się jeszcze podzielić z Wami pewną refleksją. Większość z Was na pewno słyszała o portalu LinkedIn, używanym przez wiele osób w charakterze wirtualnej wizytówki. Wydaje mi się, że Facebook krok po kroku zbliża się do przejęcia tych funkcji w miarę jak coraz więcej użytkowników myśli o nim tylko jako o kreatorze zawodowego wizerunku. Za to funkcje komunikacyjne, postrzegane do niedawna jako główna zaleta portalu Zuckerberga powoli przechodzą na barki mniejszych graczy, takich jak m.in. Snapchat.

Foto

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu