Eksploracja Układu Słonecznego i zasiedlanie planet zawsze mnie fascynowały. Gdybym miał taką możliwość, prawie na pewno zgodziłbym się na tak daleką ...
Eksploracja Układu Słonecznego i zasiedlanie planet zawsze mnie fascynowały. Gdybym miał taką możliwość, prawie na pewno zgodziłbym się na tak daleką podróż, nawet jeśli dostałbym na nią bilet w jedną stronę. Wszystkich ciekawi i elektryzuje perspektywa osiedlenia się na Marsie, tymczasem jeden z projektów NASA sugeruje skierować się ku Wenus…
Czemu Wenus?
Powodów, dla których mielibyśmy zmienić kurs jest naprawdę sporo. Co prawda, warunki na powierzchni drugiej planety od Słońca nie byłyby dla nas łaskawe - 92 atmosfery, czyli ciśnienie porównywalne do tego, które czeka na nas blisko kilometr w głąb oceanu i temperatura na poziomie 250 stopni Celsjusza - ale jest to jednak miejsce, które okazuje się być szansą na człowieka. Zamiast stawiać stopę na Wenus, zamieszkalibyśmy w chmurach, na wysokości 50 kilometrów ponad powierzchnią planety.
Tam, ludzkość byłaby odrobinę bardziej mile widziana - 75 stopni Celsjusza brzmi bardziej rozsądnie, bo jest to temperatura, z którą możemy sobie poradzić. Na tej wysokości ciśnienie wynosi zaledwie jedną atmosferę, a grawitacja jest niewiele mniejsza od Ziemskiej. Obawiać moglibyśmy się o stopień promieniowania, ze względu na odległość od Słońca, ale zdaniem naukowców nie jest ono wcale wyższego od tego, z którym mamy do czynienia na przykład w Kanadzie. To co nas martwi, jednocześnie nas cieszy, bo dzięki takiemu, a nie innemu dystansowi na Wenus dociera o 40 więcej energii słonecznej niż na Ziemię i o 240 procent więcej niż na Marsa! Warunki te są określane mianem najbliższych Ziemskim warunkom w całym Układzie.
Jak i czym?
Najpierw musielibyśmy jednak tam oczywiście dotrzeć. I w tym przypadku również Wenus wydaje się rozsądniejszym wyborem niż Mars. Według aktualnych kalkulacji podróż w obydwie strony mogłaby nam zająć około 440 dni. Na to składałoby się 110 dni drogi na Wenus, 30 dniowy pobyt i podróż powrotna zajmująca 300 dni. Co istotne, misja mogłaby być przerwana w każdej chwili z możliwością natychmiastowego powrotu. Tego luksusu nie doświadczylibyśmy w misji na Marsa. Większy dystans zmusiłby nas do ściśle planowanego powrotu w momencie korzystnego układu obydwu planet. To oznacza również, że musielibyśmy być gotowi nawet na misję trwającą do 900 dni bez możliwości awaryjnego powrotu w dowolnej chwili.
Projekt HAVOC, czyli High Altitude Venus Operational Concept, zakłada umieszczenie wypełnionego helem i zasilanego energią słoneczną sterowca na odpowiedniej wysokości. W pierwszej kolejności na Wenus wysłalibyśmy oczywiście statki bezzałogowe w celu potwierdzenia wszystkich założeń, na podstawie których dziś przygotowano ten koncept. Jeżeli chodzi o rozmiary takich statków, to ten z ludźmi na pokładzie byłby o 100 metrów dłuższy od bezzałogowego, który mierzyłby 30 metrów. Misja załogowa wiązałaby się także z wysłaniem dwóch statków - pierwszy z nich wcześniej dostarczyłby na miejsce sterowiec, zaś w drugim podróżowaliby astronauci. Na orbicie Wenus doszłoby więc do “małej przesiadki”. Astronauci musieliby być na nią gotowi także podczas powrotu, ponieważ wydostanie się z Wenus polegałoby na skorzystaniu z niewielkiej kapsuły, która wyniosłaby ich z powrotem na orbitę. Tam spotkaliby się ze statkiem gwarantującym im szanse na powrót na Ziemię.
Takich misji musiałoby się odbyć naprawdę wiele, zanim moglibyśmy uznać, że możliwe jest pozostanie na znacznie dłużej. “Miasto w chmurach” byłoby celem nadrzędnym, dlatego dwuosobowe załogi przebywałyby tam nawet do 12 miesięcy, przeprowadzając testy i badania pozwalające na maksymalne przygotowanie do trwałego pobytu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu