Świat

Zajścia w Sydney pokazują siłę mediów społecznościowych

Maciej Sikorski
Zajścia w Sydney pokazują siłę mediów społecznościowych
2

Policja poinformowała, że monitoruje Facebooka i Twittera. Taki komunikat towarzyszył informacji radiowej, którą usłyszałem kilka godzin temu. Wiadomość dotyczyła terrorysty z Sydney. To jedno zdanie przykuło moja uwagę, bo to znak naszych czasów: pojawiło się zagrożenie, a pomóc w jego neutralizacj...

Policja poinformowała, że monitoruje Facebooka i Twittera. Taki komunikat towarzyszył informacji radiowej, którą usłyszałem kilka godzin temu. Wiadomość dotyczyła terrorysty z Sydney. To jedno zdanie przykuło moja uwagę, bo to znak naszych czasów: pojawiło się zagrożenie, a pomóc w jego neutralizacji mają dane zdobyte w Sieci. Konkretnie w sieciach społecznościowych. Szybko okazało się, że z tych ostatnich korzystają nie tylko policjanci.

Czy dziwi mnie to, że policja (oraz inne służby działające przy tej sprawie) szukają informacji w mediach społecznościowych? Nieszczególnie. Mogą się tam pojawić doniesienia od osób przetrzymywanych w kawiarni, okaże się, kto ma jakiś związek ze sprawą i np. chwali się na fb, że to jego dzieło, może nawet trafi się na profil porywacza i pozna tę jednostkę? Przeszukiwanie tych serwisów naprawdę ma sens, bo to skarbnica wiedzy. Mimo to taki komunikat nadal jest pewnym novum.

Pisałem już, że social media nie są narzędziem, z którego korzysta tylko policja - trafiłem na stronę tvn24.pl, gdzie trwa relacja z wydarzeń w Sydney, a tam jedno wielkie przeklejanie wieści z Twittera. Jeżeli ktoś zna angielski i ma konto w tym serwisie, to nie musi przebywać na polskiej stronie - szybciej otrzyma informacje od dziennikarzy będących na miejscu i wrzucających newsy na swoje konta. Patrząc na to, można dojść do wniosku, że social media są dla tradycyjnych mediów (ale też tych całkowicie nowych, cyfrowych) świetną pomocą - źródło informacji, które płynie cały czas. Warto jednak mieć na uwadze, że ten kij ma dwa końce - ostatecznie odbiorcy mogą się odwrócić od tych mediów i postawić na sieci społecznościowe. Bo szybciej, z pierwszej ręki, bez niepotrzebnych dodatków (za takie uznaję np. wywiady z jakimiś ekspertami, którzy kiedyś pracowali w ochronie lotniska i teraz powiedzą, jak się sprawy mają).

Zastanawiam się, co pokazywałby teraz przywołany serwis TVNu, gdyby nie było Twittera, szerzej sieci społecznościowych? Ciekawym eksperymentem byłoby puszczenie dwóch relacji: jedna z wykorzystanie nowych narzędzi, druga w oparciu o stare metody. Porównywanie ich na bieżąco, zapewne pokazałoby sporo ciekawostek. Tych ostatnich i tak nie brakuje. Trafiam na stronę wiadomosci24.pl, a tam dowiaduję się, że z incydentem kojarzony jest... Uber. Oczywiście nie z samym wzięciem zakładników, ale z dostosowywaniem swojej oferty do zaistniałej sytuacji:

Uber - potentat w branży usług przewozowych, który swoją pozycję zawdzięcza zmyślnej aplikacji mobilnej, dementuje na Twitterze plotki, jakoby w dobie kryzysu komunikacyjnego i zagrożenia w Sydney, oferował usługi stawiając zaporową cenę minimum 100 dolarów za "ucieczkę" z miasta. Niemniej wielu klientów przyznaje, że zauważyli wzrost cen. Uber ratuje swoją markę i proponuje wszystkim w Sydney bezpieczny powrót do domu na koszt firmy. [źródło]

Informacja zaczerpnięta z mediów społecznościowych, to w nich tłumaczy się firma (zapewne dzięki social media zrozumieli, że warto zorganizować darmowe przewozy), za ich pośrednictwem klienci pewnie informują, że zauważyli skoki cen. To w mediach społecznościowych, konkretnie na Twitterze rzesze ludzi wpisują #illridewithyou i tym samym oferują swoje towarzystwo (ochronę) muzułmanom, imigrantom, którzy mogą paść ofiarą ataku ze strony nerwowych Australijczyków. Żeby jednak nie było tak kolorowo, dodam, iż ludzie strzelają sobie selfie w miejscu wzięcia zakładników. - fajnie mieć fotkę z budynkiem, w którym siedzi facet z pistoletem i przerażonymi ludźmi.

Przez kilka godzin obserwowałem wpływ serwisów społecznościowych na media w ogóle i muszę przyznać, że jest naprawdę duży. Tradycyjne media lub ich internetowe odsłony czerpią pełnymi garściami (chyba lepiej napisać wiadrami) z tego źródła, podobnie robią i państwo i zwykli ludzie, którzy nierzadko pomijają stary kanał komunikacyjny. I przez stary kanał komunikacyjny rozumiem tu już nawet portal z artykułem, pod którym można komentować doniesienia. Co więcej, osoba konsumująca treści, dzisiaj może stanąć obok policyjnej taśmy w centrum Sydney i stać się dostawcą informacji dla tysięcy ludzi na całym świecie. Zaczęło się od jednego zdania usłyszanego w radio, a przerodziło się w pokaz siły nowoczesnego Internetu. Inna sprawa, że zaraz pewnie pojawią się na Facebooku profile wsparcia dla zakładników. Znowu ktoś naciągnie naiwnych na kliki...

PS Zgadnijcie w jaki sposób terrorysta próbuje zaistnieć w mediach? Z YouTube'a podobno usuwane są filmy z kawiarni. Prawdopodobnie to materiał nagrany przez porywacza.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu