Internet

„Nie mam nic do ukrycia, bo nie jestem przestępcą”, czyli słów kilka o prywatności w sieci

Ewa Cieślak
„Nie mam nic do ukrycia, bo nie jestem przestępcą”, czyli słów kilka o prywatności w sieci
Reklama

Niedawny artykuł o Google Allo i ostrzeżeniach przed nim Snowdena wywołał ciekawą dyskusję. W jej toku okazało się, ze wielu internautów, nawet tych żywo zainteresowanych nowymi technologiami i często z nich korzystających nie rozumie, jak ważna jest prywatność i jaką potęgą jest posiadanie informacji o szerokich masach użytkowników Internetu. Przeraziło mnie to. Moi Drodzy, naprawdę? Ale tak serio, serio?

Choroba społeczna czy świadomość zagrożeń?

To zagadnienie ma kilka aspektów. Jedna strona medalu to zaawansowany marketing. Znając Cię dobrze algorytmy reklamowe takiego Google mogą podsuwać Ci kolejne produkty lub usługi, którymi możesz być potencjalnie zainteresowany i możesz chcieć wydać na nie pieniądze. Wiele osób kupuje kompulsywnie, w pośpiechu, nie sprawdzając alternatywnych opcji, co w prosty sposób prowadzi do drenażu portfela. To jednak jeszcze pół biedy, bo zawsze pozostaje czynnik decyzyjny po Twojej stronie i ten „ostatni klik” należy do Ciebie. Wyświetlanie targetowanych reklam też można nauczyć się ignorować. Krzywdy nam to nie zrobi. Dochodzą jednak kwestie etyki botów. Skąd wiesz, że poproszony o polecenie dobrej restauracji w okolicy Asystent poda Ci adres miejsca, gdzie zjesz smacznie i przynajmniej relatywnie niedrogo a nie lokalu, którego właściciel zapłacił za taką formę reklamy?

Reklama

Druga strona medalu jest już poważniejsza. Jeśli uświadomimy sobie, że tacy giganci jak Google czy Facebook wiedzą gdzie pracujemy, gdzie mieszkamy, jakimi poruszamy się trasami, jak regularnie, z kim najczęściej rozmawiamy, z kim mieszkamy, z kim się spotykamy, o czym rozmawiamy, co ostatnio kupiliśmy i czego potrzebujemy albo o czym marzymy (bo szukamy tego w sieci) to czy naprawdę nie czujesz, że wiedzą jednak zbyt wiele?

Już dziś organy śledcze występują do dużych korporacji o wgląd do naszej korespondencji, jeśli istnieją przesłanki co do potencjalnego zaangażowania w przestępstwo, a co jeśli będą mogli na bieżąco monitorować nasze działania i na tej podstawie karać? To tylko kwestia zmiany prawa. To, że dzisiaj taka zmiana nie wydaje nam się możliwa nie oznacza, że rzeczywiście się nie wydarzy. Doskonałą ilustracją są tu ostatnie wydarzenia w naszym kraju….

Twój wizerunek i Twoi bliscy

Wizerunek jaki masz może przeważyć o tym, czy dostaniesz pracę czy też nie. Zdjęcia z okresu młodzieńczego, kiedy byłeś nastoletnim fanem idei Lenina i chodziłeś z wizerunkiem idola na piersi mogą przesądzić o Twojej przegranej w wyborach do Parlamentu / Rady Twojego Miasta czy jakiegokolwiek innego organu nawet, jeśli od tamtej pory Twoje poglądy bardzo mocno ewoluowały. A Google wcale nie musi ich usunąć (zdjęć, nie poglądów ;) ), nawet jeśli o to prosisz. Co więcej, odmawia w 70% przypadków, ponieważ na ten temat ma akurat inne zdanie niż Twoje, a że to Ty poniesiesz konsekwencje? No cóż, trzeba było być ostrożniejszym. To Google, Facebook i inni mają decydujący głos w kwestii tego, co w Sieci będzie można na Twój temat znaleźć. Oczywiście, w ogromnym stopniu to Ty sam o tym decydujesz, kiedy postanawiasz korzystać z jakichś aplikacji (lub nie), zamieścić określone materiały (lub nie). Jednak nie w 100% procentach. Facebook odmówiłOjcu dziewczyny, zamordowanej przez byłego chłopaka usunięcia ich wspólnych zdjęć z jej profilu. Dlaczego? Bo taki jest regulamin. Bo zgodziła się na te zasady, kiedy zaczęła korzystać z tego portalu (jej tata zresztą też). Bo FB musiałby w podobny sposób rozpatrzyć prośby innych osób i wdrożyć procedurę, która rozpatrywałaby takie przypadki indywidualnie, jeden po drugim. BO MÓGŁ. Takich przypadków jest o wiele więcej i różnego kalibru.

Google potrafiło odmówić wykonania wyroku sądu, postawić się żądaniu rządu niezależnego państwa. Bez względu na to, jakie mamy zdanie o materiałach, o które toczyły się spory to pokazuje, że jeśli nie dysponujesz odpowiednio dużą siłą perswazji (a wyrok sądu w Brazylii na przykład to było za mało, dopóki nie aresztowano CEO brazylijskiego oddziału Google… Dopiero po tym wydarzeniu film został usunięty) to w ewentualnym sporze z takim gigantem jesteś… nikim. Niestety.

„Nie jestem przestępcą”

Ok, nie jesteś, ale rządy państw europejskich popadają dziś w paranoję i chcą mieć wgląd w działalność sieciową swoich obywateli. Stan wyjątkowy we Francji po zamachach w Paryżu wciąż nie został odwołany. W Polsce zaczęła obowiązywać ustawa antyterrorystyczna, a są zakusy na nawet większy poziom dopuszczalnej inwigilacji. Mejle i czaty są sprawdzane wprawdzie pod kątem terroryzmu, ale nie możemy mieć pewności, że opowiedziany przy użyciu komunikatora w przypływie dobrego humoru żart o pedofilach nie poskutkuje wizytą domową panów z CBA o szóstej nad ranem. Możesz być najbardziej niewinną istotą pod Słońcem, a ta wizyta i tak do przyjemnych należeć raczej nie będzie. Ściągnąłeś coś kiedyś z torrentów? Nie? A jesteś na 100% pewien, że te pliki od znajomych pochodzą z legalnych źródeł?

To, że o tym nie słyszeliśmy nie oznacza, że takie informacje nie zostały już wykorzystane (np. do uzyskania korzyści finansowych za milczenie w toku jakiejś soczystej kampanii wyborczej…) Nawet, jeśli coś takiego jeszcze się nie wydarzyło nie oznacza, że się nie wydarzy. Może tak być, bo są korporacje, które mają już taką władzę. Tak, władzę, która pozwala na bycie ponad prawem wielu państw.

Wszystko kiedyś wydarza się po raz pierwszy. Już sam fakt, że jest taka możliwość jest niepokojący. To tak jak z powiedzeniem: „no i co z tego, że Putin ma bombę atomową i może ją uruchomić czerwonym guzikiem? A użył go kiedyś?”

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama