Czarny Piątek — wielkie święto okazji, a może raczej — obraz konsumpcjonistycznego podejścia i niespłaconych kredytów. Nie ukrywam — kilka lat temu byłem jednym z odliczających co wielkiego "dnia zero", by zapełnić moje regały i wirtualne półki kolejnymi filmami, serialami i nowymi gadżetami.
Ale przy przeprowadzce zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo zbędne są mi te wszystkie produkty kupowane "na zaś". Wiecie, "bo mogą się przydać". Prawda jest taka, że wiele z nich nigdy się nie przydało — dlatego bez większego sentymentu je oddawałem i odsprzedawałem. To był też czas, w którym zmieniło się moje podejście do wyprzedaży i kupowania w promocjach w ogóle. I bardzo mnie to cieszy, bo kolejny Czarny Piątek w którym nie skusiłem się na żaden zakup za mną, uf.
Kupuję drożej niż w promocjach, ale i tak oszczędzam
Od kiedy przestałem kupować na zapas, przeglądać kolejne listy promocji w ulubionych sklepach i platformach, mój portfel... ma jakby lżej. Owszem, nie kupuję już super tanio, nie płacę ułamka ceny, ale biorąc pod uwagę moje moce przerobowe, to ile jestem w stanie obejrzeć, grać, czytać czy — szerzej — korzystać, płacąc więcej i tak oszczędzam. O ile Czarny Piątek w Polsce to głównie śmieszne promocje przeciągane na cały czarny tydzień, to w analogicznym okresie w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie faktycznie można wyrwać cuda za ułamek ich wartości. I tak, było kilka fajnych ofert — ale im dłużej się nad nimi zastanawiałem, tym szybciej docierało do mnie, że tego w gruncie rzeczy nie potrzebuję. Zamykałem kartę i dzień później — nie potrzebuję ich jeszcze bardziej.
Jasne, fajnie byłoby mieć nowszego Kindle'a — ciepłe światło wieczorami z pewnością ucieszyłoby oczy, ale czy to powód by wymieniać mój czytnik Paperwhite trzeciej generacji? Nie. O kuszeniu Oasisa nawet nie wspomnę — ale trudno mi usprawiedliwić wydanie kilkuset złotych na sprzęt o jeden cal większy. I takich fajnych ofert kilka się przewinęło, ale na mojej liście rzeczy które planuję w najbliższej przyszłości nabyć jest tylko jeden z modeli młynków do kawy Wilfa oraz dysk WD Red — a te nie trafiły do żadnych solidnych promocji, a przynajmniej nie w wariantach które by mnie interesowały (i satysfakcjonujących cenach). Czy są jakieś inne gadżety które by mi się przydały? Jasne, ale wychodzę z założenia, że tak długo jak nie myślę o ich zakupie w pełnej cenie, to znak, że są mi one zbędne.
Trochę z obowiązku (wczoraj pomagałem przy wpisach na Zero PLN), a trochę z ciekawości — przeglądałem niekończące się listy ofert. Porównywałem ceny, sprawdzałem które oferty są godne uwagi, a które nie. Nie byłbym sobą, gdybym nie podejrzał promocji jakie przygotowały dla nas linie lotnicze — ale żadne z nich nie były na tyle kuszące, bym udał się na zakupy. W przypadku lotów — lepsze oferty trafiają widuję na co dzień, zaś konkretne przedmioty które mnie interesują nie doczekały się przecen (albo były one po prostu słabe). Ostatecznie więc w Czarny Piątek nie kupiłem nic. I naprawdę mi z tym dobrze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu