Felietony

Nie instaluję aktualizacji systemów Apple na premierę, choć zawsze to robiłem

Konrad Kozłowski
Nie instaluję aktualizacji systemów Apple na premierę, choć zawsze to robiłem
9

Nowe wersje iOS-a, iPadOS-a i macOS-a trafiły do użytkowników przed kilkoma tygodniami. Od tamtej pory powiedziano i napisano na ich temat naprawdę wiele, ale ja nadal nie potrafię przekonać się do instalacji najnowszych wersji tych dwóch ostatnich. Czemu miałoby to służyć?

Bezpieczeństwu! - mogliby zakrzyknąć niektórzy z Was i rzeczywiście ten argument bywa kluczowy, jeśli chodzi o instalację uaktualnień. W krytycznych momentach Apple (oraz wiele innych firm) wydaje jednak aktualizacje nawet dla (znacznie) starszych wersji swoich systemów, jeśli sytuacja jest na tyle poważna i jest to technicznie możliwe. Do niedawna w miarę prędko po udostępnieniu nowej wersji systemu aktualizowałem iPada oraz Maka. Robiłem to z właśnie wymienionego powodu, ale także po to, by otrzymać nowe funkcje i usprawnienia w działaniu istniejących rozwiązań.

Nie jest żadną tajemnicą, że system operacyjny dla iPada dojrzewał pod wieloma względami latami i dopiero od niedawna jest w stanie zapewnić środowisko do czegokolwiek więcej, aniżeli konsumpcji treści. Pojawiały się dziwne decyzje, jak brak widżetów, mimo że w iOS-ie już były, a później pozwalano je dodawać tylko w bocznym panelu zamiast wśród ikon. Gdy taka możliwość się pojawiła, zrezygnowano z innego wygodnego układu. Drobnostka, ale brak konsekwencji lub zaskakujące/dziwne decyzje Apple wraz z niezbyt przekonującą listą nowości w iPadOS 15 sprawiły, że aktualizację początkowo pomijałem.

iPadOS 14, 15, 16? Co za różnica?

Dziś nie ma ani jednego powodu, który skusiłby mnie do instalacji iPadOS 16. Jasne, z niektórych nowości nie muszę korzystać, ale doświadczenie nauczyło mnie, że jeśli coś działa, to lepiej tego nie ruszać. Opinie o spadkach wydajności urządzenia czy baterii nie wzięły się znikąd i choć nigdy nie dotknęły mnie w tych najbardziej skrajnych przypadkach, to jednak pewne problemy lub niewielkie kłopoty się pojawiały. Do pewnego momentu byłem też w stanie wymieniać nowości jedna po drugiej w kolejnych aktualizacjach, tymczasem iPadOS 16 zapisał się w pamięci jako ten, gdzie pojawił się Stage Manager - niepotrzebny użytkownikom mniejszych i starszych modeli, użyteczny tylko na mocniejszych i większych urządzeniach.

O ile w ogóle się do niego przekonacie, bo nie brakuje osób, które nie mogą przyswoić nowego rodzaju nawigacji. Skoro iPadOS 16 nie ma mi nic do zaoferowania, a istnieje ryzyko że mój iPad straci werwę lub pojawią się inne problemu, to czemu miałbym ryzykować? Przecież nie zainstaluję go dla aplikacji Pogody lub poprawek w aplikacji Mail, bo i jedno i drugie powinno mi zostać dostarczone przez App Store. Okej, jest jedna rzecz: opcja cofnięcia wysłania i edycji wiadomości iMessage, ale to jest po prostu zbyt mało.

Stage Manager tu, Stage Manager tam. Są też Pogoda i Zegar!

Jeszcze mniej zachęcająco wypada w tym roku macOS, gdzie również dodano Stage Manager, a poza tym aplikację Zegara, wbudowany w Spotlight kalkulator lub wsparcie dla funkcji Handoff przy połączeniu Facetime. Nie czuję się tymi dodatkami przekonany, bo obsługa minutnika przez Siri powinna być obecna w macOS od lat, a nawet jeśli dopiero teraz zostaje ona dodana, to dzieje się to tylko przy dużej aktualizacji. Zaprojektowane od nowa Ustawienia zastępujące Preferencje też mnie nie przekonują, choć nie potrzeba by pewnie zbyt dużo czasu, by do nich przywyknąć. Cały kłopot w tym, że macOS Ventura nie kusi mnie niczym, a jedynie budzi pewne obawy, czy wszystko będzie działać jak należy, a używane przeze mnie aplikacje nie sprawią mi żadnego kłopotu.

Bo największym problemem, jaki można dostrzec, jest brak szansy na powrót do wcześniejszej wersji oprogramowania. To znaczy technicznie jest to możliwe, jeśli wymażemy komputer czy tablet i naokoło zainstalujemy poprzednią odsłonę systemu, ale czy ktokolwiek ma na to ochotę? Argument za tym, że pod maską zmienia się zbyt wiele, by przywrócenie wcześniejszego OS-a mogło zostać przeprowadzone ot tak jest przekonujący, ale czy końcowego użytkownika powinno to niepokoić? Apple może się pochwalić prawdopodobnie najlepszym współczynnikiem instalacji najnowszych wersji swoich systemów operacyjnych na niemal każdej platformie, ale te duże aktualizacje stają się być czasem nazbyt rewolucyjne, co niektórym przeszkadza w utrzymaniu środowiska do pracy, które musi być niezawodne.

Skoro działa, to po co ruszać?

A skoro wodotryski i fajerwerki już nie potrafią skusić do przeprowadzenia uaktualnienia, bo ich po prostu nie ma, to może lepiej byłoby nie mieszać na siłę, skupić się na tym, by system nie sprawiał problemów na starszych urządzeniach? Z fiskalnego punktu widzenia nie jest to opłacalne, ale z drugiej strony w poprzednich latach byłem bardziej chętny do zakupu nowego iPada czy Maka, bo wiedziałem, że przez lata dostanie ważne aktualizacje, które więcej dadzą niż odbiorą/popsują, a w chwili obecnej wolę zostać ze starszym sprzętem i wcześniejszą wersją systemu. Tak dla świętego spokoju. Dopóki działa.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu