Felietony

Nie byłem pasjonatem gier mobilnych. Aż dopadł mnie siostrzeniec...

Jakub Szczęsny
Nie byłem pasjonatem gier mobilnych. Aż dopadł mnie siostrzeniec...
Reklama

Stało się. W moim telefonie komórkowym oprócz ukochanego Injustice dla Androida nie sposób było znaleźć ani jednej gry. Jestem tak bardzo nastawiony n...

Stało się. W moim telefonie komórkowym oprócz ukochanego Injustice dla Androida nie sposób było znaleźć ani jednej gry. Jestem tak bardzo nastawiony na określone tytuły, że mam problem z cieszeniem się nowymi produkcjami, za którymi szaleją moi koledzy, także z redakcji. I tak, jak potrafię z jęzorem na wierzchu czekać na nowego Fallouta, z wielką przyjemnością gram w każdą część serii FIFA, tak nie daję rady sobie z najnowszymi produkcjami, choćby miodem i grywalnością ociekały. Podobnie jest z grami mobilnymi.

Reklama

Dla mnie granie na telefonie komórkowym zaczęło się i skończyło na Snake'u oraz Space Attack. Coś tam pograłem w Injustice, gdzie utopiłem mnóstwo pieniędzy na ulepszanie moich postaci. I to był właściwie jedyny wyjątek w kwestii gier mobilnych. Recenzowałem dla Was "unowocześnionego Snake'a", lecz mimo sentymentu do pierwowzoru nie porwał mnie. To nie było to samo.


Natomiast mój siostrzeniec jest absolutnym fanem gier na urządzenia mobilne. W modne tytuły gra głównie na platformie iOS - na iPadzie oraz iPhone'ie. Jest jeszcze w takim wieku, że dla niego "dzień bez multimediów, to dzień stracony", podczas gdy ja odpoczywam naprawdę tylko wtedy, gdy wszystkie moje telefony komórkowe są poza zasięgiem moich uszu, a komputer leży zamknięty na biurku. Dziecku nie potrafię jednak odmówić pojedynków w FIFA, czy Halo, gdzie znamy się na tyle dobrze, że każda rozgrywka jest dla nas obojga niesamowicie wymagająca, a także układania klocków lego, czy latania dronem. W gronie wujków jestem tym "najbardziej technologicznym" i nieco faworyzowanym pod tym względem.

Wiele razy namawiał mnie do zagrania w grę na telefonie komórkowym. Wielokrotnie odmawiałem. Nie widziałem sensu w graniu na urządzeniu, które według mnie do grania po prostu się nie nadaje. Dla mnie odpowiednim połączeniem jest konsola oraz gra. Urządzenie może to dla mnie z powodzeniem zastąpić komputer, ale nigdy komórka.

Siostrzeniec ostatecznie namówił mnie na zagranie w jedną z gier, które mu się podobają obok Minecrafta oraz Plants versus Zombies. Moją uwagę przykuła quasi muzyczna platformówka - Geometry Rush. Uwielbiam wszystko, co nosi w sobie iskierkę "geniuszu". Podobają mi się proste, acz wymagające gry logiczne - 2048 było jedną z tych, które wciągnęły mnie na jakiś czas po to, bym o nich po prostu zapomniał. Geometry Rush natomiast kusi - prostotą właśnie, ale i świetną oprawą dźwiękową, która świetnie współgra z dynamiką tytułu. Ten, choć wygląda na pierwszy rzut oka biednie - jest czasem niemożebnie trudny i więcej przy niej stracę nerwów, niż zaczerpnę przyjemności. Wizja swego rodzaju wyzwania kusi mnie jednak na tyle, że nie potrafią sobie odmówić choćby kilku sesyjek z tym tytułem.


Okazało się, że można grać na telefonie. Odtąd, gdy jeżdżę komunikacją międzymiastową, albo po prostu lenię się po dniu pracy, gram na telefonie, podczas gdy ten dużo szybciej zawoła o nakarmienie go za pośrednictwem ładowarki. Geometry Rush nowym tytułem nie jest, bowiem jego premiera miała miejsce około rok temu, ale dzięki temu niesamowicie miłemu katalizatorowi, zacząłem odkrywać kolejne tytuły z repozytoriów. I okazuje się, że można znaleźć naprawdę ciekawe propozycje. Poszedłem nawet o krok dalej - nie miałem wyrzutów sumienia, gdy za Geometry Rush płaciłem w pełnej wersji zarówno w Sklepie Google Play, jak i w tym dla Windows Phone.

Reklama

Chapeau bas, drogi siostrzeńcze, jednak nakłoniłeś mnie do gier mobilnych. A już myślałem, że w tej kwestii jestem kompletnie niereformowalny.

Grafika: 1, 2

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama