Zainteresowanie NFT spadające w zaskakującym tempie sprawiło, że masa właścicieli niewymiennych tokenów chwyta się brzytwy.
NFT - szybki wzrost popularności, równie szybki spadek
NFT wzbudzało skrajne emocje od samego początku. W momencie coraz większego rozwoju tokenów tak naprawdę niewiele osób wiedziało, o co w tym dokładnie chodzi. Późniejsze deklaracje wielu osób dotyczące tego, że na tokenach opartych na blockchainie zarobili całe miliony i kupno avatara małpy w dziecięcym czepku jest równoznaczne ze znalezieniem złotego pociągu.
Machina się nie zatrzymywała i NFT tworzyli praktycznie wszyscy - i chociaż w internecie mnóstwo było negatywnych głosów na ten temat, chętnych na wydawanie swoich pieniędzy na wirtualne przedmioty nie brakowało. Mało tego - w całą tę gonitwę wdali się nie tylko ludzie, ale i firmy; i to ogromne, takie jak chociażby Nike czy Starbucks. Wirtualne tokeny dosłownie zawładnęły cyberprzestrzenią.
Niestety - tak samo jak szybko NFT zyskały popularność, tak samo szybko ją straciły. Patryk Koncewicz informował ostatnio, że według Google Trends największa popularność haseł powiązanych z NFT przypadła na styczeń i od tamtego momentu spadła o około 80%. Największe wrażenie NFT robi przy kwocie zakupu. W wielu przypadkach później jest już tylko gorzej - w tym tygodniu liczba sprzedanych tokenów sięgnęła około 19 tysięcy. Stanowi to aż 92% spadku w porównaniu ze szczytowym momentem z września, kiedy zanotowano ich aż 225 tysięcy. Cóż, taki bieg wydarzeń niesamowicie niektóre osoby sfrustrował - i nie mam na myśli ludzi, którzy w te tokeny zainwestowali.
Gry NFT, czyli kropla w morzu rynku blockchain
Wraz z coraz większą popularnością NFT, powstawało całe mnóstwo gier z tokenami. W dużym skrócie, takie rozwiązanie było niesamowicie dochodowe dla twórców, lecz sprzedawały się pod kątem obietnic, że gracze również mogą na tym zarabiać - i to prawda, lecz na znacznie mniejszą skalę.
Sporo osób widziało w tym świetny sposób na realny zarobek (ciężko mi zrozumieć dlaczego). Co prawda nie zabrakło wielu absurdów z tym związanych. Jakiś czas temu informowaliśmy o Axie Infinity - grze opartej na blockchainie Ronin, który jest bezpośrednio powiązany z Ethereum. Przy pomocy tej kryptowaluty, użytkownicy mogą wpłacać pieniądze na Ronina w celu następnej wymiany na tokeny NFT w grze lub handlem samą walutą. Anonimowy haker złamał klucze bezpieczeństwa dewelopera, wykradając łącznie 173600 ETH i 25,5 milionów USDC, co w sumie daje ponad 625 milionów dolarów. Całkiem pokaźna sumka, trzeba przyznać - a jej kradzież została odkryta dopiero tydzień po fakcie. Twórcy w związku z kradzieżą postanowili… stworzyć nową grę. Absurdów zatem w tej dziedzinie nie brakuje - i dowodzi temu kolejny przykład.
Źródło: Axie Infinity
Spadek popularności NFT jest prawdziwą katastrofą dla niezależnych twórców gier wideo
Przez spadające zainteresowanie tokenami NFT, coraz więcej właścicieli kolekcji odzywa się do niezależnych twórców gier w celu dobicia targu i stworzenia wspólnie gry opartej właśnie o NFT. Oczywiście, jeśli obydwie strony nie mają nic przeciwko, może wyjść z tego ciekawy projekt, który trafi do wyznaczonej grupy odbiorców. Gorzej, jeżeli właściciele kolekcji opartej na blockchainie są niesamowicie natarczywi i posuwają się do absurdalnych wręcz kroków, niemal wymuszając na deweloperach tworzenie dla nich gier.
Źródło: Spicy Lobster
Zapytaliśmy dewelopera gier wideo, jak sytuacja wygląda od wewnątrz
Michał Grzegórzek-Kiaszewicz, go-to level designer w firmie Spicy Lobster, obecnie pracującej nad dynamiczną, kreatywną opensource’ową grą indie z wyjątkową oprawą audiowizualną pod tytułem Fish Fight: Jumpy, zdradził redakcji Antyweb, jak takie doświadczenie wygląda z perspektywy deweloperów:
“Sprzedawcy” NFT odwiedzili publiczny kanał discordowy naszego studia jak na razie dwukrotnie. Pierwszy, na start przedstawił nam ofertę nie do odrzucenia, “Zróbcie z waszej gry grę play to earn i zamieńcie wasze postacie w NFT”. Kiedy spotkał się ze wstępną niechęcią ze strony członka teamu, podpartą argumentami o niestabilności wartości blockchainu, zaproponował poprowadzenie “prawdziwej” dyskusji z kimś bardziej otwartym. Zapewniał, że istnieje “wiele, wiele wspaniałych projektów NFT”, lecz kuriozalnie nie wymienił żadnego z nich. Przytoczył za to przykład Fortnite’a, ile to oni zarobili kasy na zwykłych skinach, a ile my moglibyśmy zarobić, gdybyśmy wprowadzili crypto market skinów Fish Fightowych. Kiedy poczuł, że nie przekonuje nikogo do swoich racji, stał się wyraźnie bardziej arogancki. Sugerował, że nasza gra bez NFT nie osiągnie sukcesu, że należy odłożyć gameplay i jakość na drugi plan, a skupić się na jak największym proficie. W ten sposób ujawnił, na czym mu tak naprawdę zależało i utwierdził cały team w przekonaniu, że nie ma co wiązać się z NFTbrosami.
Drugi sprzedawca NFT’owego snake oil’u był bardziej przebiegły. Zamiast poprowadzić otwartą dyskusję na discordowym forum, postanowił napisać w wiadomości prywatnej do założyciela Spicy Lobstera i wciskać mu swój kicz w ten sposób. Zaproponował mu stworzenie identycznej gry związanej z NFT Swampverse (paskudne pikselowe żaby), która korzystałaby z systemu NFT nie dla zysku, lecz jako “fun community feature”. Obiecywał, że na pierwszym miejscu byłaby gra, ale dodatkowo… dla pierwszych 10 tysięcy graczy można dorzucić avatary NFT. Zaproponował również wykorzystanie blockchainu do wygenerowania certyfikatów proof-of-purchase dla posiadaczy gry. Wszystko brzmi fajnie, tylko na usta ciśnie się ważne pytanie: po co? I dlaczego nie porozmawia z całym zespołem, a jedynie na boku z jedną osobą? Wszyscy odczuli, że coś w tym wyraźnie śmierdzi i lepiej trzymać się od tego z daleka.
Źródło: Spicy Lobster
Z mojej perspektywy, znaczna większość projektów NFT okazuje się zwyczajnie wymyślnymi sposobami na wyłudzenie pieniędzy. Jako deweloperzy gier, nie mamy powodu aby obcować z tym środowiskiem - nie dość, że przyciągnie to tylko więcej szemranych typów liczących jedynie na szybki zarobek, to ucierpi na tym reputacja studia, jak i sama gra, która ma przede wszystkim sprawiać ludziom frajdę, a nie być postrzegana jako wirtualne kasyno.
Tonący brzytwy się chwyta - szkoda jedynie, że miesza w to inne osoby. Niestety, lecz wszystko wskazuje na to, że podobne sytuacje będą coraz częstsze. Nam, graczom, pozostaje mieć jedynie nadzieję, że więcej deweloperów będzie miało takie podejście jak Michał i Spicy Lobster.