Świat

NFC czy iBeacon, czyli Apple vs. reszta świata

Karol Kopańko
NFC czy iBeacon, czyli Apple vs. reszta świata
40

Apple bardzo lubi tworzyć swój własny ekosystem. Najczęściej jest on niekompatybilny z rozwiązaniami konkurencji, ale we własnych ramach działa bez żadnego zarzutu. Przykładem takiego postępowania jest z pewno iBeacon, który staje w opozycji względem NFC, obecnego w telefonach na Androidzie i Window...

Apple bardzo lubi tworzyć swój własny ekosystem. Najczęściej jest on niekompatybilny z rozwiązaniami konkurencji, ale we własnych ramach działa bez żadnego zarzutu. Przykładem takiego postępowania jest z pewno iBeacon, który staje w opozycji względem NFC, obecnego w telefonach na Androidzie i Windowsie. Który standard okaże się zwycięski?

Przez ostatni czas głównym zarzutem stawianym technologii iBeacon było duże zużycie energii. Teoretycznie sprawdzić to może każdy z nas, bo wystarczy włączyć w telefonie łączność Bluetooth i obserwować jak szybko topnieje nam poziom baterii. Technologia Apple nie korzysta jednak z tego zwykłego standardu, a z bardziej energooszczędnego BLE – Bluetooth Low Energy.

Po swojemu

Bluetooth LE zostało opracowane przez Nokię i upublicznione pod nazwą Wibree w 2006, jednak teraz – o ironio – ten właśnie system stanowi jeden z fundamentów budowy świata Apple. Dodajmy, świata, który jest niestety bardzo ograniczony i zamknięty we własnym wnętrzu.

Dlaczego? Ano, dlatego, że jeszcze w czasach, kiedy flagowcem giganta z Cupertino był iPhone 4S, najnowszy standard BLE 4.0 był cechą wyróżniającą go spośród innych modeli. Teraz jednak, praktycznie każdy nowy telefon na Androidzie czy Windowsie obsługuje wersję 4.0. Natomiast Apple konsekwentnie, z niewyjaśnionych przyczyn nie chce dodać do swoich  gadżetów chipu NFC.

Przesłanki te są jednak tylko tajemnicą poliszynela, tak jak inne kwestie niekompatybilności urządzeń z nadgryzionym jabłkiem na obudowie. Pole bezprzewodowej komunikacji jest więc kolejną areną starcia pomiędzy Apple i resztą telekomunikacyjnego świata.

Dalej to nie zawsze lepiej

BLE ma mniejszy zasięg działania (ok. 50 m), ale nadal bije na głowę NFC z jego kilkoma centymetrami. Ta zaleta może jednak bardzo szybko obrócić się w wadę. Wystarczy tylko pomyśleć o płatnościach, których w kontekście technologicznych cwaniaczków obawiają się klienci. Wiele jest przecież przykładów kopiowania kart zbliżeniowych, działających w technologii NFC. W tym przypadku złodzieje ryzykują naprawdę dużo, bo cały czas muszą znajdować się blisko swojej ofiary. Jeśli weźmiemy pod uwagę BLE to ten problem znika i wtedy, teoretycznie, rabunku na naszym mobilnym koncie może dokonać osoba opierająca się o drzwi w drugim końcu autobusu.

Tagi

Do zalet NFC można także doliczyć łatwość i taniość produkcji tagów, czego nie można niestety powiedzieć o BLE. Niestety te pierwsze po jakimś czasie ulegają rozkodowaniu i trzeba je zaprogramować ponownie. Na żadnym z systemów, nawet łącznie z Symbianem, nie stanowi to większego problemu, jednak kiedy korzystamy z ich dużej ilości może to być mało komfortowe.

Tagi BLE mogą za to posłużyć jako zabezpieczenie przed gubieniem różnych rzeczy. Wystarczy przykleić takie niewielkie urządzonko np. do kluczy, a potem (biorąc pod uwagę rozmiary polskich mieszkań „blokowych”) odpalić aplikację lokalizacyjną.

To właśnie jawi mi się największą przewagą iBeacon na ten moment. Tak naprawdę jednak zastosowanie obu technologii zależy jednak tylko od wyobraźni ludzi, no i tego na ile same systemy będą pozwalały na ingerencję w swoje mechanizmy po zbliżeniu kawałku krzemu. Nietrudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której tag zaprogramowany jest na polecenie „uruchom PeoPay i przelej na konto X, 500 PLN”.

Płacę komórką

I właśnie poczucie braku bezpieczeństwa może być jednym z decydujących czynników, dla których obie technologie będą miały w płatnościach bardzo pod górkę. A jednak karty zbliżeniowe w Polsce notują niesłabnące skoki popularności. Oczywiście raczej nie jest to spowodowane wyraźnymi życzeniami klientów, aby dodawać je do każdego nowozakładanego konta, a raczej polityką banków, ale wystarczy przejść się do dowolnego sklepu akceptującego płatności zbliżeniowe, aby przekonać się, że ludzie się do nich przyzwyczaili. Polecam jeszcze lekturę mojego wcześniejszego artykułu o możliwości włączenia zbliżeniowej funkci kart.

Jednak biorąc pod uwagę płatność przez NFC w telefonie, np. na kwotę większą niż 50 PLN (którą normalnie musimy potwierdzać PINem), to jest ona nawet bezpieczniejsza, bo nikomu nie musimy podawać noszonego w kieszeni plastiku, a i kod wstukujemy z poziomu własnego telefonu.

Symbioza

Porównując obie technologie trzeba się jednak tak naprawdę zastanowić się czy nie mogą one ze sobą współistnieć. No bo np. załóżmy np. że chcemy wydrukować coś szybko na biurowej drukarce. Używając NFC nie musimy bawić się w żadne konfigurowanie, bo parowanie urządzeń (laptopy też mogą tego używać) następuje automatycznie. Dopiero potem dokument przesyłany jest z użyciem Bluetooth, tylko że już nie tego nisko-energetycznego.

Tak samo działają zresztą wszystkie aplikacje typu Google Beam. Przesyłanie informacji nie następuje między telefonami dzięki technologii NFC. Ona jest użyta tylko i wyłącznie do zidentyfikowania obu urządzeń, bez potwierdzania chęci wymiany danych przez samych użytkowników. Potem rola NFC się kończy, a na scenę wkracza Bluetooth.

Tak więc proces komunikacji pomiędzy urządzeniami korzysta i będzie korzystał z obu tych technologii równolegle, bo NFC jest lepsze do parowania, a tylko przez Bluetooth możemy przesłać większe niż kilka kilobajtów, ilości danych.

Awersja do tego pierwszego systemu ze strony Apple, przez część użytkowników może nie zostać nawet zauważona. Ale będzie to tylko ta najwierniejsza cząstka fanów firmy, która całe swoje „elektroniczne życie” buduje na iGadżetach. Wystarczy bowiem, że jakaś osoba chcąc zaoszczędzić, w niewiedzy kupi sobie niekompatybilne słuchawki i dopiero potem rozczaruje się hermetycznością środowiska Apple

Apple mogło sobie kiedyś pozwolić na brak kompatybilności, teraz ich pozycja na rynku jest zdecydowanie słabsza niż kiedyś, bo firma utraciła miano największego innowatora. Taki obrót rzeczy sprawił że ludzie, którzy objęli schedę po Jobsie nie mogą już egoistycznie zadzierać do góry głowy bez zwracania uwagi na konkurencję. Choćby nie wiem jak narzekać na powolność Androida czy ubogość Windows Store, to są one zgodne ze wszystkimi liczącymi się standardami, czego niestety nie można powiedzieć o Apple.

Foto

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu