Lubicie wolności dyskusji w sieci? To, że praktycznie pod każdym tematem możecie wypowiedzieć się anonimowo, nie biorąc teoretycznie odpowiedzialności...
Lubicie wolności dyskusji w sieci? To, że praktycznie pod każdym tematem możecie wypowiedzieć się anonimowo, nie biorąc teoretycznie odpowiedzialności za to, co piszecie? Jeśli tak, to tymi przywilejami możecie cieszyć się już niedługo. Bo w Internecie, jak w przyrodzie, nic nie ginie i odpowiedzialność musi na kogoś spaść. A coraz częściej tym kimś jest portal internetowy. Czy wyrok Trybunału w Strasburgu zakończy erę obraźliwych komentarzy?
Estonia jest bardzo ciekawym krajem. Między innymi z racji na swoje niewielkie rozmiary zdołała w ciągu dwóch dekad wykonać ogromny skok cywilizacyjny i dziś świecić dla państw takich jak Polska, przykładem na wykorzystanie nowoczesnych technologii. Teraz jednak wydarzenia mające miejsce w tym kraju mogą się stać kanwą dla zmian w całej sieci.
W 2005 roku Estonia zamierzała połączyć mostem swoje wyspy. Plan jednak nie został zrealizowany. W styczniu 2006 roku na jednym z największych estońskich portali, Delfi, ukazał się artykuł obarczający winą za taki obrót sytuacji, firmę świadczącą usługi przewozu promowego, SLK, która rzekomo miała wywierać naciski na decydentów.
Artykuł wywołał burzę negatywnych komentarzy, wśród których pojawiały się także groźby w stosunku do członka rady nadzorczej SLK. Ten poczuł się nimi urażony, ale nie od razu, a po… dwóch miesiącach, kiedy dopiero interweniował. Zażądał usunięcia komentarzy i finansowego odszkodowania. Delfi zgodziło się na moderację dyskusji (co samo w sobie było bez sensu po takim okresie czasu), ale nie zamierzało płacić.
Sprawa trafiła do sądu, który nie dopatrzył się w postępowaniu portalu uchybień. Na tym pracownik SLK nie poprzestał i postanowił dochodzić swoich praw dalej, a dokładnie w strasburskim trybunale. Wyrok zapadł wczoraj.
Przegrała wolność słowa czy chamstwo?
Trybunał zdecydował, że portal w niewystarczający sposób chronił dobre imię opisywanych w artykule podmiotów, a komentarze były w niedostateczny sposób moderowane.
Taki wyrok naprawdę dał mi do myślenia. Bo co to znaczy, że autor ma dbać o czyjeś dobre imię? Czy np. ja recenzując jakiś produkt mam powstrzymać się od wyrażania swojej niekorzystnej opinii na jego temat, albo pilnować, aby nikt z komentujących nie napisał kilku cierpkich słów pod adresem producenta.
Jest to moim zdaniem nastawanie na wolność słowa w Internecie, bo musimy tu rozróżnić krytykę prowadzoną w ramach netykiety, ze zwykłym, ordynarnym chamstwem, któremu jestem oczywiście przeciwny.
Abstrahując jednak od tej kwestii, wg Trybunału, wszystkie komentarze na portalach powinny być na bieżąco sprawdzane.Nie wystarczy algorytm wyłapujący wulgaryzmy, który obecny był wtedy na Delfi. Wygląda na to, że nad dyskusją cały czas czuwać musi czynnik ludzki.
Dziwi mnie także, że to właśnie Delfi zostało ukarane tutaj finansowo. Do tej pory zawsze było tak, że jeśli portal mimo wyraźnego życzenia użytkownika, nie usunie jednoznacznie obraźliwych treści, to dopiero wtedy może zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Tu jednak Delfi zareagował prawidłowo, przychylając się do prośby osoby będącej tematem dyskusji.
Skoro tak, to jesteśmy świadkami przeniesienia odpowiedzialności z samych użytkowników, na właścicieli portali, gdzie wrzucają oni komentarze. Moim zdaniem, w przyszłości może to doprowadzić do zmniejszenia ilości materiałów budzących skrajny emocje, jakie będą się pojawiały w Internecie. Bo po, co portal ma ryzykować długoletnim procesem i stratami finansowymi, tylko po to aby podjąć ważny społecznie temat?
Wygląda to na Strzał do własnej bramki…
Uwaga na marginesie: Tak się zastanawiam, czy „(v/b)logerzy modowi” ośmieszeni w materiale TVN nie powinni zainteresować się strasburskim orzeczeniem. W końcu śmiał się z nich cały Internet. Może po raz ostatni.
Takie precedensy mogą doprowadzić do prawdziwej paranoi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu