Poniższy wpis to kolejny odcinek z serii artykułów związanych z sytuacją internetowych spółek na giełdzie. Teksty tworzone są przez specjalistów z S...
Poniższy wpis to kolejny odcinek z serii artykułów związanych z sytuacją internetowych spółek na giełdzie. Teksty tworzone są przez specjalistów z StockWatch.pl. Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski.
O mniej więcej dużą bańkę zielonych spadła we środę wartość rynkowa Netflixa. Odpowiada to zjazdowi o 25 proc. w zaledwie jeden dzień, a tak naprawdę w kilka godzin. Jak zrobić taki numer? Wystarczy pokazać rynkowi dużo gorsze wyniki finansowe.
Polscy inwestorzy pewnie zaśpiewaliby Netflixowi stadionowy przebój „nic się nie stało”, bo przecież jest wynik dodatni, czyli zysk, a kwartał wcześniej była strata. Przychody cały czas rosną. Nie spadła wartość księgowa, nie ma odpisów na złe należności, dużych sporów sądowych, a rynek video w sieci rośnie aż miło popatrzeć. Gdzie jest problem?
Rzecz w tym, że Netflix jest małą spółką jak na amerykańskie warunki, i obiektywnie drogą. Przed dzisiejszym spadkiem, cena jednej akcji odpowiadała ponad trzydziestokrotności zysku na akcję. Czy racjonalny inwestor będzie chciał czekać 30 lat na odpracowanie przez spółkę inwestycji? Nie ma mowy – on po prostu spodziewa się znaczącego wzrostu zysków najbliższej przyszłości i już uwzględnia to oczekiwanie w kursie. Nie tyle pojedynczy inwestor, co wszyscy grający na tych akcjach – tak zwany rynek. A trzeba zauważyć, że wiele małych i średnich funduszy pojawiło się ostatnio w akcjonariacie, grając pod organiczne wzrosty, no bo filmy online są teraz niezwykle gorącym tematem. To co jest fajne gdy spółka rośnie, okazuje się zabójcze czy pokaże słaby raport: instytucje od razu uciekają, niszcząc kurs.
Rynek dyskontował zatem mniej więcej dwukrotną poprawę zysków, które za okres kwiecień 2011-marzec 2012 wyniosły około 165 mln dolarów. Lekki niepokój pojawił się po zaraportowaniu straty 4,5 mln dolarów w I kwartale, natomiast dzisiejszą ucieczkę spowodowało pokazanie 6,2 mln dolarów zysku w II kwartale. Problemem jest to, że rok wcześniej było to ponad 68 mln dolarów przy nieco mniejszych przychodach. Nie wnikając jeszcze w szczegóły, wygląda że Netflix traci rentowność. Wzrost skali biznesu nie przekłada się na wzrost wartości i oto cała tajemnica. Zaś skala spadku wynika z dużych oczekiwań wbudowanych wcześniej w kurs. Nawet jeśli na dłuższą metę wszystko idzie w dobrym kierunku i za rok znów będą wysokie zyski, rynek reaguje od razu.
Na naszej małej giełdzie żadna z internetowych spółek nie ma wartości liczonej w miliardach, ale duże procentowe spadki nie są niczym niezwykłym. Wynikają jednak z dużej podaży akcji obejmowanych przed upublicznieniem, do czego czasem dokłada się nie wykonanie prognoz. Z tego powodu na płytkim rynku nawet nieduża podaż zbija kurs dokumentnie. I odwrotnie: nawet mały popyt winduje kurs w niebiosa, przynajmniej na trochę. Zestawiłem spółki internetowe debiutujące w 2012 r. z podstawowymi danymi żeby pokazać jedno: giełda nie jest miejscem na inwestowanie długoterminowe. Jeśli masz akcje, siedzisz cały dzień z palcem na Enter, bo takie są zasady gry.
W powyższej tabelce najbardziej martwi jedno: z dziesięciu spółek aż cztery zostały wprowadzone jako spółki groszowe, a cena otwarcia na debiucie trzech kolejnych niewiele przekraczała 1 zł. Jest to znaczący problem, bo na przykład przy kursie 0,50 zł pojedynczy krok czyli jeden grosz oznacza zmianę wartości aż o 2 proc. A im niżej tym gorzej i bardziej spekulacyjnie. Trudno o czytelniejszy sygnał dla rynku, choć oczywiście składam to na karb roztargnienia lub niewiedzy. Jednak w efekcie trudno nie zauważyć, że każda groszówka poszła niżej.
Netflix kosztuje po spadku około 60 dolarów za akcję.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu