Pod koniec każdego miesiąca prezentujemy Wam listę premier na Netflix na nadchodzące tygodnie. Wśród nich prym nadal wiodą produkcje oryginalne produkowane przez Netflix i jest ich tak wiele, że można czuć się wręcz przytłoczonym nadmiarem autorskich seriali i filmów platformy. Ale idą zmiany i to bardzo konkretne.
Czy koniec rozrzutności Netfliksa oznacza lepsze filmy i seriale? Czy tylko mniej premier?
Spoglądając na zapowiedzi premier na Netflix na ostatnie kilka, a może nawet kilka miesięcy, można było łatwo dostrzec przewagę seriali i filmów Netflix Original nad treściami na licencji. Każdego miesiąca przybywało ich tak wiele, że moje założenie sprzed kilku lat (o planach oglądania wszystkiego, co wyprodukuje Netflix) można było sobie po prostu odpuścić. To stało się wręcz niewykonalne już dwa, może trzy lata temu, a teraz mnogość i różnorodność tych produkcji sprawia, że nawet najwięksi fani i osoby dysponujące ogromną ilością wolnego czasu nie będą w stanie być na bieżąco.
Za miliardami Netfliksa nie zawsze szła jakość
Wydatki Netfliksa na własne produkcje zawsze przewyższały rokowania. Gdy mówiło się o pięciu czy sześciu miliardach dolarów inwestycji, okazywało się, że z kasy ubyło siedem, a może nawet osiem czy dziewięć miliardów. Dzięki temu dostaliśmy wiele udanych i/lub bardzo udanych seriali oraz filmów, do których uwielbiam powracać nawet dzisiaj. Ozark jest jednym z takich tytułów i muszę Wam się przyznać, że w te wakacje ponownie zacząłem go oglądać od początku. Oczywiście nie wszystko złoto, co od Netfliksa i wpadek po drodze nie udało się gigantowi uniknąć, choć oczywiście nic takiego nie było zamiarem włodarzy serwisu. Nawet pomimo gigantycznych inwestycji nie da się zapewnić najwyższej jakości wszystkim treściom, które wychodzą spod ręki usługi i w pewnym momencie nie było problemem dostrzec, że Netflix zaczyna być jednym z wielu - plansza zapowiadająca Netflix Original przestała być gwarantem jakości seriali, o czywm wielokrotnie w ostatnim czasie wspominano.
Kosztowne potknięcia nie będą już mile widziane
A na produkcje Netflix wydawał coraz więcej. Dość wspomnieć o Potrójnej granicy, na którą przeznaczono budżet sięgający 115 milionów dolarów. Film zobaczyło co prawda 52 miliony widzów, ale oceny i recenzje były raczej umiarkowanie dobre i nie brakowało solidnej krytyki. To właśnie ten tytuł został wymieniony jako przykład podczas spotkania Teda Sarandosa z Netflix z producentami wykonawczymi współpracującymi z Netflix. Jego apel był jednoznaczny: mają być bardziej uważni z planowaniem budżetu i wydatkami. Nadchodzące projekty mają za zadanie przyciągnięcie widzów i nie będzie się liczyć tylko ciepłe przyjęcie przez krytyków.
Jako jeden z powodów takiej decyzji wskazuje się nadchodzące zamieszanie na rynku VOD, które wywołają oczywiście premiery nowych platform, jak te od Disney'a, Warnera czy NBCUniversal i Apple. Netflix musi i skupi się na produkcji lepszych jakościowo treści, ale to nie oznacza, że nie będzie wkładał w niej pokaźnych ilości gotówki - ten rok ma zamknąć się na kwocie 15 miliardów dolarów. Do tej pory głównym wrogiem Netfliksa była telewizja i inne rozrywki. Przed nami okres, w którym grono konkurencyjnych serwisów znacząco się poszerzy i w takim bezpośrednim starciu niezbędne jest wystawianie do pojedynku jak najlepszych kart: tych Netfliksowi nadal nie brakuje, ale nieco giną one w morzu średniaków i mało udanych produkcji, bo wieść niesie, że jakość netfliksowych filmów i seriali spada. To nie do końca prawda, ale łatwo takie informacje powielać.
Apple zapowiada, że hasłem przewodnim Apple TV+ będzie jakość ponad ilość, a nowe serwisy przyniosą sporo starszych oraz nowych treści walczących o czas i pieniądze widzów. Netflix musi zmienić swoją taktykę, a jaki będzie tego efekt przekonamy się już niedługo.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu