Netflix schował przed widzami film za miliony dolarów. Czy kiedykolwiek ujrzymy tę produkcję?

Na rynku platform streamingowych rzadko zdarza się, by ukończony film został całkowicie schowany do szuflady. Owszem, do takich sytuacji dochodzi, ale najczęściej dzieje się to ku niezadowoleniu twórców oraz potencjalnych widzów, którzy czekali na daną produkcję. Wystarczy przypomnieć “Batgirl”, która ominęła HBO Max, a firma odpisała sobie film od podatku.
Podobnie stało się z "Gore" – biografią słynnego amerykańskiego pisarza Gore’a Vidala, którą Netflix sfinansował i zrealizował z myślą o prestiżowych nagrodach filmowych. Produkcja, w reżyserii Michaela Hoffmana, oparta była na książce "Empire of Self" autorstwa Jaya Pariniego, wieloletniego przyjaciela Vidala. W głównych rolach wystąpili m.in. Kevin Spacey, Michael Stuhlbarg i Douglas Booth.
Zdjęcia do filmu odbyły się latem 2017 roku na włoskiej Amalfi, a ekipa odtworzyła autentyczny dom Vidala z lat 80. Po zakończeniu produkcji rozpoczęto postprodukcję w Londynie. Netflix wiązał z projektem duże nadzieje – miał to być jeden z pierwszych filmów platformy, który powalczy o Oscary. Przypomnę, że był to okres, gdy serwis dopiero zaczynał swoje starania w tym obszarze i w ofercie debiutowały takie tytuł jak "Bright" czy "Okja".
Nikt nie zobaczy tego filmu Netfliksa. Dlaczego?
Sytuacja zmieniła się diametralnie jesienią 2017 roku, gdy na jaw wyszły poważne oskarżenia wobec odtwórcy głównej roli, czyli Kevina Spacey’ego. W efekcie Netflix postanowił nie tylko zakończyć współpracę z aktorem przy serialu "House of Cards", ale także całkowicie zrezygnować z premiery „Gore”, mimo że film był już praktycznie ukończony. Platforma poniosła z tego tytułu stratę sięgającą 39 milionów dolarów, a praca wielu osób zaangażowanych w projekt została zamrożona na lata.
Film nie został nigdy udostępniony widzom – Netflix nie planuje ani jego emisji, ani odsprzedaży praw. Według źródeł IndieWire, obecny szef Netfliksa Ted Sarandos, miał obejrzeć produkcję podczas prywatnego pokazu, by samemu ocenić jego jakość. Był więc najwyraźniej jedną z niewielu osób, które miały szansę zobaczyć końcowy efekt.
Grafiki: Netflix.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu