VOD

Nawet nie żal, że to ostatnie odcinki. Sukcesja – 4. sezon recenzja

Konrad Kozłowski
Nawet nie żal, że to ostatnie odcinki. Sukcesja – 4. sezon recenzja
Reklama

Losy rodu Roy’ów rozgrzewają do czerwoności publikę od kilku lat, ale takich emocji jak te przy 4. sezonie nie mieliśmy nigdy wcześniej. Konflikty, sojusze, niespodzianki i zdrady - tego wszystkiego jest pełno, a to już ostatnia prosta, bo 4. sezon jest ostatnim!

Finał 3. sezonu “Sukcesji” sprawił, że o żadnym bohaterze serialu nie mamy szansy myśleć tak samo, jak na początku tej historii. Wszyscy zmienili się niemal nie do poznania, choć przecież przyświecają im głównie te same cele. Tym bardziej zaskakujące są niektóre kroki i decyzje, które podejmują, by do tych celów dotrzeć. Sojusz trójki rodzeństwa, który zawiązuje się po tym, jak Logan Roy pozbawił ich wpływu na losy imperium, doprowadza do powstania nowej firmy.

Reklama

The Hundred ma być świeżością na rynku mediów, a Shiv, Kendal i Roman korzystają ze wszystkich swoich środków i kontaktów, by wystartować z wysokiego C. Siobhan nie potrafi jednak maksymalnie zaangażować się w ten projekt, balansuje na krawędzi i nie jest w stanie opanować emocji. Odłożona w czasie reakcja Toma na wszystkie niecne zagrywki Shiv przez tyle lat powoduje, że nie mieszkają ze sobą, rzadko rozmawiają, a ich dialogi prawie do niczego nie prowadzą. Kendal zdaje się być zafascynowany nowym ruchem i niesamowicie zaangażowany w niego, natomiast Roman - ku zdziwieniu wszystkich - wygląda na najlepiej przygotowanego i zdeterminowanego, by odnieść sukces. 

Logan vs. Kendal, Roman i Shiv

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy trójka rodzeństwa może zagrozić ojcu w przejęciu PGM - giganta mediowego, o którego Logan starał się wielokrotnie. Ponownie biznes łączy się ze spotkaniami towarzyskimi, bo na otwarcie 4. sezonu świętujemy z licznie zgromadzonymi gośćmi urodziny Logana. To kołysanie atmosferą, pomiędzy biznesowymi negocjacjami a głupawymi scenami z udziałem Grega, przypomina nam wszystkim, czym zdobyła serca widzów “Sukcesja” już na początku. Teraz nabrało to jeszcze większej finezji i zgrabności, bo twórcy niesamowicie sprytnie balansują pomiędzy scenami dramatycznymi i elementami komediowymi. Tak zwany comic relief w osobie Grega sprawia, że przed ekranem bawimy się wręcz znakomicie, ale tylko do momentu, gdy szybko zrobimy wdech w reakcji na totalny zwrot akcji. 

To 100% Sukcesji i jeszcze odrobina

“Sukcesja” wraca nie tylko w tak dobrej formie, w jakiej serial był ostatnio, ale momentami podnosi poprzeczkę. Twórcy pokazują, że uczą się wrażliwości widzów i doskonale rozumieją postacie, dlatego ani przez chwilę nie ma tu mowy o choćby momencie zawahania - od razu wchodzimy w ten świat, równie wiarygodny jak zawsze i podsłuchujemy tych błyskotliwych wymian opinii, kłótni, pyskowania czy ripost. Tempo jest podobne do tego, co dostawaliśmy do tej pory, więc niektóre sekwencje niespodziewanie zrzucają serial na inne tory, zaś inne pozwalają nam napawać się tym klimatem. Nie ma mowy o żadnym odwlekaniu niektórych wątków - scenarzyści biorą na warsztat najważniejsze sprawy i wykładają kawę na ławę. Ta szczerość i prawdziwość - twórców i postaci - powoduje, że choć większości nas daleko do epicentrum takiego środowiska, to momentami czujemy się jak wśród swoich. Sympatyzujemy z niektórymi, kibicujemy innym i cały czas trzymamy za kogoś kciuki. 

Wpływ na to ma także sposób, w jaki kręcona jest “Sukcesja” i jak pracują na planie aktorzy. Większość z nich kojarzymy już tylko z postaciami z hitu HBO, a to wszystko dzięki doskonałemu castingowi oraz dojrzałości i doświadczeniu talentów. Nawet jeśli coś nie idzie zgodnie z planem, tj. ze scenariuszem, to reszta obsady reaguje i zachowuje się adekwatnie do tego, co dzieje się przed kamerami. Ta prawdziwość i naturalność powodują, że bohaterowie są naprawdę z krwi i kości. Być może część tych zalet nie jest dla nas nowa, bo przecież na przestrzeni trzech sezonów zdążyliśmy się z nimi obyć, ale na przykładzie 4. sezonu działa to tak wyśmienicie, że można się czuć, jakby ktoś serwował nam teatralny spektakl dopięty na ostatni guzik, ale oglądamy go z domowego fotela, na życzenie i to w formie serialu. Praca kamery przywodzi na myśl (para)dokumenty, co pozwala odnieść wrażenie, że bierzemy w tym wszystkim udział i gdy wykonamy choćby o jeden krok więcej, to wkroczymy do tego samego pomieszczenia, gdzie toczy się akcja.

To ostatni sezon, ale możemy się cieszyć, że odchodzi w takiej formie

“Sukcesja” wraca w 4. sezonie w wybornej kondycji. Fani będą wniebowzięci nowymi odcinkami, bo to kwintesencja zdarzeń, doświadczeń, emocji i humoru z poprzednich sezonów, a na dodatek każdy nowy widz, który nawet zacznie przygodę od 1. odcinka 4. sezonu z tym serialem ma szansę błyskawicznie wsiąknąć w to wszystko. I wszyscy będziemy mu zazdrościć, bo przed nim seans poprzednich trzech sezonów, a my odliczamy do wielkiego finału serialu na koniec tej serii. 

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama