Mówiąc i pisząc "dron" zazwyczaj mamy przed oczami maszynę niewielkich rozmiarów, obiekt, który można bez problemu wpakować do bagażnika samochodu, może nawet do plecaka. W użyciu są oczywiście znacznie większe modele - przykłady znajdziemy w armijnym arsenale czy na wyposażeniu firm różnego typu. Jednak nawet tym jednostkom daleko do pojazdu, który planuje zbudować pewien kalifornijski startup...
Szybki i tani transport? Odpowiedzią jest Natilus - wielki i bezzałogowy dron
Natilus - tak nazywa się dron gigant opracowywany przez wspomnianą firmę działającą w Dolinie Krzemowej. Jeżeli powstanie, będzie miał 200 stóp długości, czyli blisko 70 metrów. A to stawia go w jednym szeregu ze słynnym Boeingiem 777. Kolos. Do tego bezzałogowy. Powstaje dla zabawy i po to, by pokazać, że można zbudować dużą maszynę autonomiczną czy też jest w tym głębszy sens?
Twórcy przekonują, że rozwiążą istotny problem: skrócą czas transportu towarów i jednocześnie nie popłyną z kosztami. Obecnie wygląda to tak, że transport statkiem jest najtańszy, ale trwa naprawdę długo. Jeżeli ktoś decyduje się na transport samolotem, zyskuje na czasie, lecz musi zapłacić znacznie więcej. A gdyby tak pojawiło się rozwiązanie pośrednie: transport szybki, ale w rozsądnej cenie? A przynajmniej taniej, niż samolotem? Właśnie tak ma działać Natilus.
Bezzałogowy dron będzie zasilany standardowym paliwem lotniczym, twórcy nie porywają się na elektryczne silniki i pobieranie energii z paneli słonecznych, jak miało to miejsce w przypadku pokazowego drona Solar Impulse 2. Maszyna ma latać na niższej wysokości, niż samoloty i będzie to robić wolniej. W połączeniu z wyeliminowaniem kosztów załogi ma to dać poważne oszczędności. Warto podkreślić, że jednostka miałaby się poruszać przede wszystkim nad wodą - z tej powierzchni ma startować, na niej ma lądować (nie przewidziano nawet podwozia do lądowania na lotnisku). To ma zapewnić większe bezpieczeństwo.
Natilus miałby zabierać na pokład nawet 90 ton ładunku. Ten trafiałby na pokład maszyny (i był z niej odbierany) w portach. Skoro to jednostka wodno-powietrzna... Firma planuje sprzedawać maszyny firmom transportowym, zamierza też zostać ich operatorem i działać na zlecenie klientów. Zaintrygowani? W takim razie czas na zimny prysznic.
Na razie nad dronem pracują... trzy osoby. A na ich budżet składa się wsparcie od jednego inwestora: poniżej miliona dolarów. To sprawia, że plany tworzenia przywołanego pojazdu brzmią dość abstrakcyjnie. Ale zespół zdaje sobie z tego sprawę. Na razie tworzą prototyp o długości około 10 metrów. Latem mają się odbyć próbne loty. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zrealizowany ma być lot na trasie Los Angeles - Hawaje. Z ładunkiem. Gdyby ta próba przyniosła spodziewane rezultatu, zespół zyskałby dowód na to, że tworzy coś ciekawego. A to mogłoby przyciągnąć inwestorów oraz pracowników.
W obecnej formie firma Natilus nie ma szans przetrwać, ale nie przekreślałbym samego pomysłu. Nie zdziwiłbym się, gdyby za jakiś czas okazało się, że startup przejmuje jakiś duży gracz: Google, kurierski gigant albo Amazon. Ten ostatni gracz coraz mocniej wchodzi na pole logistyki. Korporacja robi wszystko, by optymalizować czas i koszty transportu, a przy tym nie boi się ekstrawaganckich pomysłów. To Jeff Bezos mówił kilka lat temu o dostarczaniu towarów dronem, to Amazon opatentował dostarczanie towarów z pokładu sterowców (swoją drogą, sterowce są kolejnym możliwym kierunkiem zmian w transporcie na długich trasach). Wreszcie to firma Bezosa, Blue Origin, chce działać na polu kosmicznej turystyki - przy tym projekcie Natilus wydaje się zwyczajnym pomysłem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu