Ciekawostki technologiczne

Na takie wynalazki czekam: butelka, która nie pobrudzi stołu czy kanapy

Maciej Sikorski
Na takie wynalazki czekam: butelka, która nie pobrudzi stołu czy kanapy
Reklama

Są rzeczy na niebie i ziemi, które nie śniły się filozofom, są też takie, które wywołują irytację bez względu na region, język i kulturę. Przykładem tego drugiego może być kropla wina spadająca z przechylonej przed momentem butelki. Czasem majestatycznie spływa po szkle, by w końcu dotknąć blatu, czasem szybko i cicho uderza o jego powierzchnię. Efekty tego uderzenia ciche już nie są. Dlatego z uwagą przyglądam się wynalazkowi, któremu poświęcono kilka lat pracy.

Butelka, która nie kapie. Co to właściwie znaczy? Problem kapania nakreśliłem we wstępie - pewnie każde z Was kiedyś pobrudziło obrus albo jakiś mebel (np. nową kanapę) czerwonym winem. Jeśli nie, wszystko przed Wami. Jeśli tak, wiecie, jak poważna jest ta kwestia. Można stosować jakieś kołnierze, nalewaki, można kręcić butelką tak, by zaczarować krople, zasadniczo można tez pić z butelki, jeśli ktoś nie lubi brudzić szkła. Ale nie wszystkim te rozwiązania wychodzą lub pasują. A krople ciągle spadają na białe obrusy i doprowadzają do rozwodów...

Reklama


Piszę o tym nie tylko dlatego, że sam prowadzę walkę z tymi małymi dywersantami - ważniejsze jest to, że wczoraj trafiłem na rozwiązanie problemu. Stoi za nim niejaki Daniel Perlman, naukowiec z Brandeis University, który na swoim koncie ma już ponoć całkiem sporo patentów. Po kilku latach obserwacji kapiących butelek postanowił zmienić ich zakończenie - w jego wersji wylot powinien się kończyć 2-milimetrowym pierścieniem, który wyeliminuje kłopot. Z krótkiego filmu wynika, że faktycznie tak się dzieje. Jak jest w rzeczywistości? Mam nadzieję, że producenci butelek pozwolą się nam przekonać. Albo przynajmniej sami sprawdzą.

Piszę to oczywiście z przymrużeniem oka, kapiąca butelka nie jest największym problemem ludzkości. Ale z drugiej strony, często trafiam w pracy na rozwiązania, które na dobrą sprawę nie wnoszą nic nowego do naszego życia. Ich twórcy działają w myśl zasady "lepsze" wrogiem dobrego. A raczej "lepsze" sposobem na wyciągnięcie kasy. Jesteśmy przekonywani, że potrzebny nam produkt X, bo stał się smart, przy czym nie do końca wiadomo, co z tego wynika i jakie są korzyści. Te realne. Tymczasem bolączki, które rzeczywiście powinny być usunięte trwają w najlepsze.

Pozostaje liczyć na to, że uwagę innowatorów bardziej będą przyciągać problemy dnia codziennego. A skoro już o nadziei mowa - liczę na to, że któregoś dnia naleję wina do kieliszka bez obaw o obrus...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama