Telefon był zakupiony w Euro RTV AGD. Kiano Elegance 5.1 miał być smartfonem dla dzieci, jednakże o mało nie doszło przez niego do tragedii.
Naszemu czytelnikowi wybuchł smartfon Kiano Elegance - bateria podpaliła dywan w pokoju dzieci
Nasz czytelnik kupił Kiano Elegance 5.1 około 4 tygodnie temu. Telefon działał dobrze aż do momentu, kiedy podłączony do oryginalnej ładowarki w środku nocy wybuchł w pokoju dzieci. Wybuchowi towarzyszył huk i ogień, a bateria z rozsadzonego telefonu wylądowała na dywanie, który zajął się ogniem. Na szczęście będące w pokoju dzieci, mimo przerażenia, zgasiły ogień kocem i wszystko zakończyło się szczęśliwie.
Historia jak dla mnie jednak przerażająca - szczególnie kiedy popatrzymy na zdjęcia samej baterii oraz ślady na dywanie. Gdyby telefon był bliżej łóżka lub w pobliżu firanek mogłoby być bardzo niebezpiecznie. W pierwszej kolejności wypytałem oczywiście naszego czytelnika czy ładowarka była oryginalna a telefon nie był przerabiany - jako dowód dostałem zdjęcia zarówno telefonu jak i ładowarki. Nie mam podstaw aby nie wierzyć, że wszystko odbyło się zgodnie z opisem.
Wiadomo, że w takiej sytuacji trzeba zgłosić się z reklamacją do sprzedawcy. Nasz czytelnik postanowił też skontaktować się z firmą odpowiedzialną za dystrybucję Kiano. Okazało się, że skrzynka pocztowa BOK-u jest przepełniona i nie przyjmuje maili. Napisał więc do firmy na Facebooku. To, co dostał w odpowiedzi, jest nie tyle zaskakujące co kuriozalne.
Przecierając oczy ze zdziwienia, postanowiłem skontaktować się z firmą z prośba o komentarz. Niestety mail kontaktowy ciągle zwraca informacje o zapchanej skrzynce (naprawdę w tych czasach dystrybutor nie czyta i nie czyści głównej skrzynki do obsługi klientów?). Poza tym na stronie jest jeszcze formularz kontaktowy i telefon do serwisu. Zadzwoniłem więc i - uwaga, uwaga - dowiedziałem się, że telefon w serwisie czynny jest od godziny 13:30. Zadzwoniłem więc po 13:30 i zgadnijcie co? Nikt nie odbiera. Generalnie wygląda to na jakąś partyzantkę. Widać to też zresztą po odpowiedziach na Facebooku. Każda firma przejęłaby się taką historią klienta ich produktów, a tutaj mamy w odpowiedzi jakiś bełkot bez próby dopytania o co chodzi.
Pytanie, jakie można zadać czytając tę historię jest następujące: kto odpowiada za kontrolę i jakość sprowadzanych produktów? Czy dystrybutor weźmie odpowiedzialność za taką sytuację czy też zwali winę na chińskiego producenta?
W tym przypadku wszystko zakończyło się szczęśliwie ale wybuch i pożar w pokoju dzieci jest czymś naprawdę przerażający. Reakcja firmy natomiast jest dramatyczna i budząca dużo wątpliwości, co do jakości obsługi klienta i samego towaru.
[Aktualizacja]
Dystrybutor podął działania mające na celu wyjaśnienie zaistniałej sytuacji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu