Budżet na 2026 rok, nazwany już „najniższym od 1961 roku”, nie został zaprojektowany z myślą o przyszłości NASA. Został skonstruowany, by zatrzymać jej pochód ku kolejnym odkryciom. W 1961 Ameryka jeszcze nie wysyłała ludzi w kosmos. W 2026 - według propozycji Białego Domu — nie będzie mogła. Społeczność naukowa mówi obecnie o czymś, co wielu z nas umykało w kontekście planów administracji Trumpa względem NASA.

W oficjalnym uzasadnieniu nie padło to wprost, ale sygnał został wysłany jasno: mniej ambicji, więcej ostrożności. Bez konsultacji z samą NASA. Bez obecności amerykańskiej Rady Kosmicznej. Bez nawet cienia długofalowej strategii. Zamiast tego: arbitralna agenda niewybranego jeszcze urzędnika (raczej nie będzie to Isaacman) w stroju narodowej polityki.
The Planetary Society nie gryziesię w język. Eksperci nazywają to brutalnym powrotem do sposobu myślenia wyznaczanego przez ograniczenia: "Nie możemy być liderem. Nie możemy współpracować. Nie możemy inwestować." Propozycja została określona jako celowy krok wstecz — a Amerykanie tego niesamowicie nie lubią. Pytanie, co powiedzą na to zwykli obywatele.
Co miałoby zostać porzucone? Prawie wszystko, co działa
41 projektów naukowych przeznaczonych do anulowania. OSIRIS-APEX, misja obrony planetarnej, miałaby nie doczekać dalszych faz. Juno i New Horizons – misje analizujące zewnętrzny Układ Słoneczny – zostaną uznane za zbędne. Wraz z nimi: miliardy wcześniej zainwestowanych dolarów, tysiące godzin badań, dekady doświadczenia i kapitału ludzkiego. Wiedza instytucjonalna, która przez lata budowała reputację agencji, miałaby po prostu wyparować. W zamian - stagnacja i li tylko przetrwanie. W tym samym czasie Chińczycy będą inwestować w swój program kosmiczny "jak leci".
Propozycja budżetowa podważa wszystko, co do tej pory komunikowano: że USA chce przewodzić. Że kosmos jest priorytetem. Że współpraca międzynarodowa i innowacje to motor gospodarki. Zamiast śmiałych misji — kompletna demobilizacja. Zamiast globalnego przywództwa — rezygnacja, a nawet kapitulacja. Jeżeli NASA kojarzy Wam się z ikonicznymi obrazkami z lądowania na Księżycu, z sylwetek legendarnych astronautów, będziecie musieli pocieszyć się głównie tymi historiami, bo na nowe nie będzie miejsca. To przerażające wręcz.
Poprzez to wszystko — na dodatek — niemal całe terytorium Stanów Zjednoczonych zostanie dotknięte brakiem programów promocji eksploracji kosmosu. Edukacja STEM, projekty dla młodzieży, programy popularyzacji nauki – wszystko to zostanie ucięte. Sam się zastanawiam, czy aby nie jest to coś w stylu "celowego sabotażu". Bo jak inaczej to nazwać?
Dlaczego bez NASA?
Biuro Zarządzania i Budżetu nie było uczestnikiem konsultacji w sprawie pieniędzy dla NASA. Brakuje też głosu amerykańskiej Rady Kosmicznej. W efekcie powstał dokument polityczny, jednak nie strategiczny z punktu widzenia pryncypiów. Nie wiem, z czego to wynika. Czyżby obowiązki NASA miały przejąć firmy kosmiczne — te prywatne? Jeśli tak, to możemy być z siebie dumni jako społeczeństwo globalne. Pochód opcji populistycznych, zarządzających strachem i (powiedzmy to sobie szczerze) ignorancją przede wszystkim tych najmniej kompetentnych wyborców, spowodował zalew świata politykami bez kompetencji i programami bez realnych perspektyw.
Czytaj również: Przetasowania w NASA i mocny rozłam. Trump zmienia decyzję po odejściu Muska
Budżet NASA nie naprawia niczego, a owszem — było co naprawiać. Zamiast tego: marnuje dorobek, paraliżuje agencję, wysyła światu sygnał, że Ameryka zrezygnowała z ambicji. A to zły sygnał dla świata, który od lat funkcjonował w trybie "wszystkie oczy zwrócone na Amerykę".
The Planetary Society mówi: dosyć
Organizacja uruchomiła globalną petycję do Kongresu. Ich przesłanie jest proste: wielki naród potrzebuje wielkiego programu kosmicznego. NASA to natomiast nie tylko agencja. To swego rodzaju symbol. Myślisz "Księżyc", mówisz: "NASA". Zależność jest prosta. Za 10, 20, 50 lat może być już zupełnie inaczej. O ile ten budżet dojdzie do skutku.
Aj, smutnych czasów dożyliśmy, Moi Drodzy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu