Felietony

Naprawa tych głośników wyniosłaby 1,38 zł. Zamiast tego trafią na śmietnik

Krzysztof Rojek
Naprawa tych głośników wyniosłaby 1,38 zł. Zamiast tego trafią na śmietnik
26

Przez niezrozumiałą decyzję producenta głośniki, które mogły działać przez lata, są elektrośmieciem.

Odkąd pracuję w Antywebie spotkałem wiele osób i na tyle, na ile udało mi się ustalić, zorientowałem się, że są dwie grupy ludzi, jeżeli chodzi o podejście do sprzętów. Pierwsza z nich ceni sobie komfort i jeżeli coś się zepsuje, to w ruch idzie gwarancja i serwis, albo też, jeżeli cena urządzenia nie była wygórowana, po prostu sprzęt wymieniany jest na nowy. Druga natomiast, do której sam należę, to osoby, których pierwszą myślą, jeżeli tylko coś się zepsuje to: "jak mogę to naprawić".

Skąd takie podejście? Cóż, często okazuje się, że poświęcając odrobinę czasu na naukę i pracę, można naprawdę nikłym kosztem wykonać naprawę, za którą serwis policzyłby sobie krocie (a cena naprawy przekroczyłaby wartość samego sprzętu). Oczywiście, w tym wypadku jest wiele minusów, a na przeszkodzie może stanąć nie tylko brak sprzętu, części czy umiejętności, ale też, jak było w moim przypadku, także sam producent.

Zmierzając jednak do brzegu, sytuacja którą chcę Wam opisać dotyczy moich monitorów, których używałem jako głośników komputerowych. Jest (był) to model Presonus Eris 3.5 i kupiłem je w 2021 roku nowe za około 200 zł, dziś ich cena sięga nawet 500 zł, jeżeli mówimy o nowych sztukach (używane - 300). Przez 3 lata służyły mi bez zająknięcia i naprawdę byłem w stanie je polecić.

Wszystko zmieniło się, gdy sprzęt zaczął szwankować

Kiedy po Świętach usiadłem do pracy, zauważyłem, że kiedy z głośników leci dźwięk, to wydobywa się też z nich bardzo nieprzyjemne trzeszczenie. Wydobywało się z obu, więc nie była to kwestia uszkodzonej membrany. Szybko wykluczyłem też winę Windowsa, kabli oraz gniazd. Pozostał więc wewnętrzny wzmacniacz, jako, że mamy do czynienia z kolumnami aktywnymi.

Sprzęt był oczywiście po gwarancji, a koszty serwisu gdziekolwiek w Warszawie przekraczały wartość samych głośników. Jednak przyznam się szczerze, że myśl o oddaniu ich do naprawy nawet nie przeszła mi przez głowę, ponieważ, patrząc po symptomach, byłem prawie pewien, że wiem, co mogło powodować awarię. Google szybko pokazał mi, że w tym wypadku problemem może być spuchnięty kondensator na płycie głównej. Szybko otworzyłem więc głośniki i, ku zaskoczeniu absolutnie nikogo, jeden z kondków faktycznie spuchł.

Tego, że zrobił to od razu po zakończeniu gwarancji, nie będę nawet poruszał. Szybko ustaliłem, z jakimi parametrami mamy tu do czynienia i zamówiłem odpowiednie elementy. Jednak kiedy chciałem je wymienić, zaczęły się schody. Pomimo tego, że panel tylny powinno dać się odkręcić, to okazał się on... na stałe przyklejony do płyty głównej.

To z kolei powodowało, do miejsca przylutowania kondensatorów praktycznie nie ma dojścia. O ile udało mi się (z trudem) sięgnąć grotem w taki sposób, by wylutować uszkodzony kondensator, to już wlutowanie nowego w taki sposób, by miał on kontakt ze ścieżkami okazało się wyzwaniem ponad moje siły. I do tego jest bardzo prawdopodobne, że w trakcie tej procedury mogłem rozgrzać inne elementy, które straciły w ten sposób dobre połączenie.

I oczywiście — można powiedzieć, że w takiej sytuacji wychodzi brak umiejętności/odpowiedniego sprzętu. Jednak złożyłem w swoim życiu kilka głośników i gitar, więc nie jest to mój pierwszy kontakt z tego typu sprzętem. Rozumiem, że w przypadku takich urządzeń jak smartfony czy słuchawki, klejenie wszystkiego wewnątrz jest konieczne aby oszczędzić miejsce, ale w głośniku, w którym tego miejsca jest pod dostatkiem, takie zabiegi to po prostu oszczędności, które skutkują tym, że prosta naprawa, która kosztowałaby 1,38 zł (cena kondensatora) jest niewykonalna dla kogoś, kto nie dysponuje pełnym warsztatem.

Niestety więc, naprawa zakończyła się niepowodzeniem, a dalsze próby resuscytacji głośników wymagałyby więcej czasu i środków, niż ten sprzęt jest warty. I uważam, że to jest świetny przykład dlaczego jak powietrza potrzebujemy zmian, które niesie ze sobą prawo do naprawy. Nie chodzi tu o to, żeby cofnąć nas w przypadku np. smartfonów do czasów telefonów z klapką, ale o to, żeby producenci nie stosowali takich właśnie dróg na skróty w sytuacjach, w których nie przynosi to żadnej korzyści dla samego sprzętu, a znacznie ogranicza możliwości użytkownika w kwestii naprawy własnych urządzeń.

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu