Coraz więcej urządzeń w naszych domach jest smart. Czemu zatem by nie uczynić bardziej inteligentnymi lampek choinkowych. Swoją propozycję tego typu rozwiązania proponuje w tym roku Nanoleaf. I trzeba przyznać, że jest ona piekielnie droga (choć jak się okazuje, wcale nie najdroższa)
Nanoleaf Smart Holiday String Lights - pierwszy raz aktualizowałem lampki choinkowe
Trudno mi wyobrazić sobie scenariusz, w którym ktoś kupuje lampki choinkowe za 500 zł. Być może moja wyobraźnia jest uboga, bo na ogół przeznaczałem na tego typu produkty dziesięciokrotnie mniejsze kwoty. Nie miały one jednak tych wszystkich funkcji, które znajdziemy w Nanoleaf Smart Holiday String Lights.
A jest tego tutaj trochę. Otóż lampki posiadają kontroler łączący się z siecią WiFi, ale również Bluetooth. Są też zgodne ze standardem Matter. Co ciekawe, producent zrezygnował w tym przypadku z dość często wykorzystywanego protokołu Thread, tłumacząc, że WiFi ma po prostu bardziej adekwatną przepustowość dla tego typu produktu.
Lampki Nanoleaf to tak naprawdę dwa sznury o długości 10 metrów każdy połączone kontrolerem (z przyciskiem do ręcznego sterowania). Łącznie dostajemy 250 światełek w odstępach ok. 8 cm o jasności 250 lumenów. Wszystkie spełniają normę IP44, co pozwala je stosować zarówno w mieszkaniu, jak i poza nim (do temperatury -15 stopni Celsjusza). Tradycja ubierania domów i balkonów w Polsce nie jest może jeszcze tak mocno zakorzeniona, jak w innych krajach, ale mam wrażenie, że z roku na rok jesteśmy w tym aspekcie coraz bardziej wylewni. Do ubrania choinki o wysokości 1,2 m wystarcza tak naprawdę jeden z tych sznurów, co w moim przypadku okazało się nieco kłopotliwe, bo… nie dało się wyłączyć drugiego.
Mamy za to ogrom innych opcji, jeżeli chodzi o dostosowanie kolorów i sposobu świecenia lampek. Oczywiście w tym celu będziemy musieli pobrać dedykowaną aplikację. Na szczęście proces konfiguracji jest banalnie prosty. W moim przypadku lampki od razu poprosiły o update firmware’u, co trwało kilka minut. Następnie połączyłem je z domową siecią i od tamtej pory działają stabilnie bez zarzutu.
Za pomocą aplikacji ustawiamy barwę oraz intensywność świecenia. Możemy tutaj połączyć ze sobą nawet 7 kolorów jednocześnie. Do każdej strefy przypisujemy jedną z barw palety RGB (co czyni liczbę możliwości w zasadzie nieskończoną). Następnie całość możemy opatrzyć jedną 9 dostępnych animacji. Wśród nich są m.in. melt, fade, pulse, wheel itp. Każda jest konfigurowalna, co pozwala dostosować opóźnienie, prędkość i zapętlenie. Co więcej, lampki mogą również dostosować swoje świecenie do rytmu muzyki (kontroler ma wbudowany mikrofon), a jeżeli posiadamy w mieszkaniu inne urządzenia Nanoleaf z powodzeniem zintegrujemy je uzyskując w ten sposób jeszcze więcej możliwości.
Producent oczywiście przygotował kilka predefiniowanych ustawień (w tym fenomenalny efekt rozpalonego kominka). Z sieci pobierzemy kolejne schematy, a także animacje – jest ich tutaj całe mnóstwo. Dopełnieniem tego wszystkiego jest tryb „magicznej różdżki”, który po wpisaniu „magicznego” hasła wymyśla dla nas adekwatny schemat świecenia – można więc tutaj dać się ponieść wyobraźni i sprawdzić co otrzymamy po wpisaniu „wielka świąteczna awantura”, albo „spaliłem makowiec”.
Zgodność z najnowszymi standardami łączności sprawia, że lampki świetnie integrują się z Apple HomeKit, Google Home, a także asystentką głosową Amazon Alexa. Sama platforma Nanoleaf sprawnie komunikuje się też z zewnętrznymi usługami. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, żeby stworzyć proste automatyzacje z udziałem lampek i np. serwisu IFTTT. A jeżeli to dla nas zbyt wiele to w aplikacji znajdziemy po prostu klasyczną funkcję harmonogramu, dzięki której skonfigurujemy precyzyjnie czas, w którym lampki mają świecić.
Muszę przyznać, że to naprawdę fajny (choć drogi) gadżet. Z drugiej strony widzę kilka słabych stron tych lampek. Pierwszą są czarne kable – większość ludzi przyozdobi nimi choinkę. Zastosowanie subtelnej zieleni byłoby tutaj zdecydowanie bardziej na miejscu. Drugim problemem jest dla mnie brak możliwości ręcznego określania stref i tym samym bardziej precyzyjnej kontroli nad świeceniem, co pozwoliłoby mi na przykład wyłączać część diod w razie potrzeby lub np. aktywować jedynie lampki na końcu przewodów, żeby je łatwiej rozplątać.
Nanoleaf Smart Holiday String Lights kosztują ok. 500 zł. Z pewnością pojawią się głosy, że to drogo. Jednak jeżeli spojrzymy na konkurencyjne Philips Hue Festavia, które w analogicznej opcji (250 światełek) kosztują 1059 zł, możemy zmienić zdanie. Choć w sprzedaży znajdziemy mnóstwo alternatywnych produktów z dopiskiem „smart”, których ceny nie przekraczają 100 zł. Żaden z nich jednak nie zaoferuje nam prawdopodobnie tylu możliwości co propozycje od Philipsa czy Nanoleaf. Jest to zatem produkt adresowany do klientów, którzy szukają czegoś więcej. Pytanie, czy to coś jest warte 500 zł, biorąc pod uwagę, że z lampek korzystamy tak naprawdę tylko przez jeden miesiąc w roku. Tu zapewne każdy jest w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie samodzielnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu