Felietony

Największym wrogiem rowerzystów są niestety oni sami

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Regularnie jeżdżę po Warszawie na rowerze. Są momenty, w których łapałbym się za głowę, ale mam ręce zajęte trzymaniem kierownicy. Wielokrotnie czytam i słyszę, że największym złem w rowerowym świecie są chamscy i ignorujący rowerzystów kierowcy samochodów. Oczywiście sam widziałem mnóstwo sytuacji, w których ludzie za kółkiem zachowali się fatalnie - jednak największym zagrożeniem dla rowerzystów są niestety oni sami.

Obejrzałem dziś na YouTube film, który każdy rowerzysta powinien zobaczyć. To wypadek, może nie leje się na nim krew, ale nie jest przyjemny w odbiorze. Warto go jednak włączyć chociażby po to żeby zdać sobie sprawę z tego, co może się zdarzyć podczas jazdy rowerem.

Reklama

Kierowca samochodu wymusił pierwszeństwo, ale i sam rowerzysta nie jest bez winy - na filmie doskonale widać, że jechał z prędkością, która nie pozwoliła mu na odpowiednie manewry w zaistniałej sytuacji. Czy uniknąłby zderzenia z latarnią gdyby jechał wolniej? Może i nie, ale na pewno miałby większe szanse na wyminięcie przeszkody, a i sam uraz fizyczny byłby mniej dotkliwy.

To nie jest felieton, który ma kogokolwiek moralizować. Chciałbym po prostu żeby rowerzyści wiedzieli, że oprócz nich są na chodnikach/jezdniach i ścieżkach rowerowych jeszcze inni użytkownicy, którym mogą swoim bezmyślnym zachowaniem zrobić krzywdę. Podczas wczorajszej wycieczki rowerowej widziałem jak rozpędzony rowerzysta wyprzedzał na ścieżce dwa rowery jadące obok siebie. Niestety wpadł na kogoś, kto jechał z naprzeciwka. Kto zawinił? Zarówno ci, którzy zajęli zbyt dużą część ścieżki jadąc obok siebie jak i osoba wyprzedzająca w nieodpowiednim momencie, bez jakiegokolwiek dzwonka, w dodatku z naprawdę dużą prędkością. Czy można było tego uniknąć? Oczywiście.


Jakieś tam zasady ruchu drogowego

W idealnym świecie każdy rowerzysta posiada prawo jazdy i przynajmniej zna większość zasad panujących na drogach. Wie co oznaczają poszczególne znaki, zna zasadę prawej ręki i zasadę ograniczonego zaufania. No ma chociaż kartę rowerową, którą wyrobił sobie w szkole podstawowej, gdzie kręcił ósemki na betonowym boisku do koszykówki. Te podstawowe zasady przenosi zarówno na jezdnie jak i ścieżki rowerowe. To, o czym piszę to jednak rowerowa utopia i stan, którego nigdy nie zobaczę.

Kartę rowerową powinni mieć rowerzyści między 10 a 18 rokiem życia. Czy mają? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. Powyżej 18 roku życia wystarczy już dowód tożsamości - a to oznacza, że do jazdy rowerem nie jest potrzebna nawet podstawowa wiedza dotycząca poruszania się jakimkolwiek pojazdem, o znajomości zasad ruchu drogowego czy znaków nie wspominając. Na rower może więc wsiąść również osoba, która nie potrafi na nim jeździć, nikt nie zabroni jej też wyjechać na jezdnię nawet jeśli na tym rowerze się gibie i nie umie skręcać. Ale nie zrozumcie mnie źle - ja nikomu jeżdżenia na rowerze nie zabraniam (bo jakże bym mógł), natomiast moim zdaniem każdy uczestnik ruchu drogowego (również tego na ścieżkach) powinien wiedzieć jak się po nich poruszać.


Myślę, że jeśli chodzi o rowerzystów widziałem już wszystko. Zarówno z perspektywy kierowcy samochodu, jak i osoby jeżdżącej na rowerze. Całkowite ignorowanie sygnalizacji świetlnej, jazda pod prąd, wskakiwanie na chodnik żeby ominąć światła, jazda środkowym pasem trzypasmowej trasy, wymuszanie pierwszeństwa, przejeżdżanie między autami i wyskakiwanie na środek skrzyżowania na czerwonym. Tego typu sytuacje można wymieniać i pewnie zbrakłoby wyobraźni. Skąd bierze się tak nierozważna jazda na rowerze? Nie wiem. Rodzice uczyli mnie by nawet na Reksiu z bocznymi kółkami mieć oczy dookoła głowy i hamować w niebezpiecznych sytuacjach. To samo robiłem na większym Salto, później na Uniwersalu i na pierwszym MTB, którego nazywałem “góralem”. Oczywiście trudno powiedzieć bym świecił przykładem i był rowerzystą idealnym - ale podczas jazdy rowerem stosuję zasady i przestrzegam przepisów tak samo jakbym kierował autem . Tak jak wspominałem przy okazji tekstu o gadżetach, nie przepadam za jazdą po warszawskich jezdniach i nie ufam kierowcom samochodów - ale to temat na zupełnie inny artykuł.

Reklama

Dodajmy do tego rozmawianie przez trzymany w dłoni telefon, sms-owanie podczas jazdy czy bardzo frywolne podejście chociażby do oświetlenia roweru. A myślicie, że każdy posiadacz jednośladu regularnie serwisuje swój sprzęt i ma go w stanie, w którym powinien wyruszać w podróż? “Przecież nikt tego nie kontroluje, to po co mam płacić?” - słyszałem kilka razy.

Czy można coś zmienić?

Zakazy i nakazy nic nie dadzą, a ja nie jestem też ich zwolennikiem. Rower jest dla każdego - to zarówno świetny sposób rekreacji jak i środek transportu. Co więcej, jestem za tym, żeby jak najwięcej osób jeździło na rowerach - to przecież same plusy. Ale trzeba jeździć z głową, dlatego najlepszym sposobem na poprawienie sytuacji jest edukacja od najmłodszych lat. To po części obowiązek rodziców, ale również nauczycieli czy policjantów, którzy powinni odwiedzać placówki oświaty - tłumaczyć, uczyć, instruować. Jeśli ktoś decyduje się wsiąść na rower i choć na moment zjechać na jezdnię, powinien znać wszystkie podstawowe zasady ruchu drogowego i wszystkie znaki. Powinien też wiedzieć, że trzeba sygnalizować takie manewry jak skręt. I to wszystko dla jego bezpieczeństwa, bo chyba logicznym jest kto wyjdzie gorzej z bliskiego spotkania z samochodem.

Reklama

nenetus/Depositphotos
gpointstudio/Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama