Pierwsze dwanaście tytułów za nami. Czas spojrzeć na kolejną porcję gier, które pojawiły się 20 lat temu i rządziły na prawie wszystkich komputerach ó...
Pierwsze dwanaście tytułów za nami. Czas spojrzeć na kolejną porcję gier, które pojawiły się 20 lat temu i rządziły na prawie wszystkich komputerach ówczesnych graczy.
W dzisiejszym przeglądzie mamy trochę więcej „symulatorów”. Ten gatunek święcił triumfy właśnie w tamtych czasach. Obecnie stał się marginalny dla całości współczesnych produkcji, acz do tej pory powstają złożone i wymagające pozycje. Będąc szczerym, w tym zestawieniu nie znajdziecie nadmiaru właśnie takich gier. Szczerze, jakoś nigdy nie pałałem do nich nadmierną sympatią. Przez pojęcie „symulator” traktuję teraz te gry, w których sterowaliśmy jakimiś pojazdami. Naciągane, ale co tam.
Aces of the Deep
Do dzisiaj mam gdzieś instrukcję do Aces of the Deep. Dzisiaj książki dla młodzieży mają mniej stron. Symulator okrętów podwodnych Kriegsmarine pozwalał nam polować na statki i okręty wojenne państw alianckich. Jako kapitan niemieckiej marynarki, w trakcie kampanii awansowaliśmy za swoje osiągnięcia, co skutkowało otrzymywaniem co jakiś czas nowych rodzajów U-Bootów pod swoje dowództwo. Aces of the Deep to obok Silent Service (ogrywanym jeszcze na Atari) i Silent Service II moje ulubione symulatory o tej tematyce ze starych czasów. Zawsze lepiej czułem się na otwartym morzu, niż w przestworzach.
Beneath a Steel Sky
W przypadku tego tytułu oddam głos Mikołajowi Dusińskiemu, który przedstawił tę pozycję w świetnym zestawieniu najlepszych gier z gatunku cyberpunk.
„Większości z nas cyberpunk kojarzy się z poważnym nastrojem, brudem, spiskami i bohaterami, którzy nigdy nie są czarno-biali. Trudno sobie wyobrazić elementy komediowe w tym klimacie. Dokładnie tego udało się jednak dokonać Revolution Software (firmie, która później zasłynęła dzięki kolejnym odsłonom serii Broken Sword). Beneath a Steel Sky to klasyczna przygodówka z interfejsem point-and-click, wydana w 1994 roku na PC i Amigę.
Choć, jak wspomniałem, w tym tytule mamy momentami do czynienia z humorem najwyższych lotów, to ogólny nastrój opowieści jest jednak taki, jakiego oczekiwalibyśmy po antyutopijnej przyszłości – tajemniczy i brudny. Doskonałe wprowadzenie do świata gry stanowi komiks, przygotowany przez znanego rysownika Dave’a Gibbonsa. Głównym bohaterem jest Robert Foster, który w dzieciństwie jako jedyny przeżył katastrofę śmigłowca na pustkowiach. Tam odnaleźli go tubylcy i przygotowali do życia trudnego życia na odludziu. Nie dane mu jest jednak wykorzystać tych umiejętności w praktyce, ponieważ niedługo po osiągnięciu dojrzałości na własne oczy widzi zagładę całego plemienia, a następnie zostaje porwany przez przedstawicieli miasta-państwa Union City. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udaje mu się zbiec i wraz ze skonstruowanym przez siebie inteligentnym robotem Joey’em wyruszyć w podróż, w trakcie której dowie się m.in. dlaczego znalazł się w, znajdującym się w nieustającym konflikcie z Hobart Corporation, Union City.
W swoim czasie tytuł zadziwiał jakością ręcznie rysowanej grafiki oraz obecnym w wersji CD (bo i dyskietkowa została wydana) wysokiej jakości voice-actingiem. Dziś oczywiście aspekt audiowizualny nie stanowi jego zalety, ale grafika jest czytelna, a głosy nie rażą specjalnie sztucznością. Co więcej, każdy może bezproblemowo odświeżyć sobie tego klasyka, ponieważ jest dostępny za darmo w GOG.com.”
Metaltech: Earthsiege
Kolejny „symulator”, tym razem wielkiego robota kroczącego. Akcja gry przenosi nas w okolice XXV wieku, kiedy to sztuczna inteligencja przejęła kontrolę nad armiami mechów. W wyniku wojny nuklearnej zginęła większość ludzkości, a resztki ocalałych stworzyły ruch oporu mający na celu wyeliminowanie przeciwnika jego własną bronią, czyli wielkimi, świetnie uzbrojonymi i opancerzonymi robotami kierowanymi przez ludzi.
Earthsiege dawał nam możliwość pokierowania różnego rodzaju mechami, na których można było instalować różnego typu uzbrojenie. W trakcie misji byliśmy wspierani przez dwóch skrzydłowych, którym dało się wydawać proste rozkazy.
Najlepiej mechem sterowało się za pomocą klawiatury i dżojstika. Umiejętne operowanie tarczami energetycznymi, dostępną bronią i prowadzenie walki kołowej było kluczem do sukcesu.
Descent
Przyznam, że z Descentem zawsze miałem problem. Poruszanie się niewielkim statkiem we wszystkich płaszczyznach powodowało, że nie raz potrafiłem zagubić się w przestrzeni. Gra wymagała zręcznych palców i dostarczała niemało emocji. Celem gracza była walka z robotami opanowanymi przez tajemniczego wirusa, które rozpanoszyły się w instalacjach górniczych rozsianych po układzie słonecznym.
Na uwagę zasługuje też oprawa graficzna, która w tamtych czasach robiła ogromne wrażenie swoją szczegółowością. Descent był też jednym z tytułów, który wspierał gogle do rzeczywistości wirtualnej Forte VFX1.
Earthworm Jim
No tak… Te szalone czasy platformówek z ich nie mniej szalonymi pomysłami na realizację. Bohaterem Earthworm Jima była tytułowa dżdżownica wyposażona w specjalny kombinezon. Dzięki niemu poruszała się ona jak człowiek – mogła skakać, biegać, a także strzelać z pistoletu. Wielokrotnie wykorzystywała też swoje „dżdżownicze” cechy, aby np. złagodzić upadek zamieniając się w śmigło helikoptera. Przepiękna animacja, zróżnicowane poziomy i przeogromna dawka humoru pozwoliła temu tytułowi zapisać się na zawsze w historii gier wideo.
The Elder Srolls: Arena
Od tej pozycji rozpoczęła się cała saga gier RPG, która aktualnie zatrzymała się na Skyrimie. Na tamte czasy robiła ogromne wrażenie. Losowo generowane obszary, kilkaset miast, podziemi i innych lokalizacji robiło z Areny najbardziej rozbudowaną komputerową grę fabularną tamtych czasów. Niejednego gracza potrafił pokonać też poziom trudności oraz spora liczba błędów, które potrafiły skutecznie napsuć krwi każdemu. Dzięki uprzejmości Bethesdy każdy może dzisiaj zagrać w Arenę za dramo. Wystarczy, ze klikniecie tutaj.
Franko: The Crazy Revenge
Polski Double Dragon! Swojskie klimaty Szczecina, punkowcy, skini i inne subkultury. Znane wszystkim blokowiska… Co tu więcej pisać? W tamtych czasach pozycja obowiązkowa dla każdego gracza-patrioty. No i ta brutalność...
Magic Carpet
Zwane też w Secret Service „Magią skarpet”. Jest to jedyna znana mi gra, która symuluje latający dywan. W grze wcielamy się w maga, który musi pokonać siedmiu złych czarnoksiężników. Do naszej dyspozycji oddano 24 potężnych czarów, pozwalających m.in. na strzelanie kulami ognia, piorunami, czy meteorami. Najpotężniejsze zaklęcia mogły tworzyć trzęsienia ziemi i wulkany. W 1994 roku wiele osób zachwalało grę za jej zaawansowanie technologiczne.
Quarantine
Jedna z bardziej kontrowersyjnych gier tamtych lat. Jako taksówkarz w więziennym mieście Kemo, naszym celem jest ucieczka ze zdegenerowanej metropolii. Jednak aby tego dokonać, musimy zgromadzić odpowiednią ilość środków. Jedyny sposób na to, to rozwożenie dość specyficznych mieszkańców, transportowanie podejrzanych przesyłek i udział w wyścigach.
Quarantine szokowało swoją stylistyką i brutalnością. Rozjeżdżanie przechodniów i uzbrajanie taksówki w najróżniejsze narzędzia mordu były na porządku dziennym, a były toi czasy sprzed ery Carmageddonu. Do dzisiaj pamiętam, że zainstalowana katapulta pozwalała „wyeksmitować” niepokornego pasażera z pojazdu.
Star Wars TIE Fighter
To chyba jedna z najlepszych gier osadzonych w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Kontynuacja rok wcześniej wydanego X-Winga pozwoliła graczom na zmianę strony konfliktu. Tym razem walczyliśmy po stronie potężnego Imperium. TIE Fightery wymuszały na pilotach zupełnie innej strategii. Były bardziej delikatne i gorzej przyjmowały otrzymane strzały z działek laserowych. Były za to szybsze i bardziej zwrotne. W trakcie gry mogliśmy też latać innymi modelami pojazdów Imperium, tj. TIE Interceptor, TIE Bomber, czy TIE Advanced Twórcom udało się poprawić poziom grafiki, który w tamtych czasach oczarowywał. Trójwymiarowe modele, ówcześnie bardzo złożone, pozwalały z daleka zidentyfikować nadlatujące jednostki. Przy TIE Fighterze spędziłem setki godzin. Zapisałem się nawet kiedyś do jakiegoś internetowego szwadronu, gdzie podsyłało się wyniki misji i w ten sposób awansowało się w grupie innych pilotów.
Theme Park
Zawsze miałem słabość do strategii ekonomicznych. Bez wysyłania wojsk, zabijania wroga etc. Wolę tworzyć i budować. Z tego typu pozycji z tamtych czasów, szczególnie w pamięci utkwił mi Theme Park. Produkcja studia Bullfrog skupiająca się na budowie i zarządzaniu parkiem rozrywki.
W grze odpowiadaliśmy za każdy aspekt wesołego miasteczka. Od rozstawienia atrakcji tj. karuzele, domy strachu, czy kolejki górskie, przez zapewnienie odpowiedniego zaplecza gastronomicznego, na zatrudnieniu wykwalifikowanej kadry. Tylko umiejętne zarządzanie całością pozwalało odnieść sukces, co nie zawsze było takie proste. Wystarczył jeden mały wypadek na rollercoasterze, aby zniweczyć wszystkie nasze starania. Od strony graficznej, całość została ujęta w lekko karykaturalnym stylu. Ta tendencja była później kontynuowana w innych strategiach Bullfroga.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu