Świat

Nadzór pracy zdalnej przez kamerkę wideo? To naruszenie praw człowieka

Krzysztof Rojek
Nadzór pracy zdalnej przez kamerkę wideo? To naruszenie praw człowieka
3

Czy pracownik pracujący zdalnie może być śledzony przez 8 godzin dziennie? Według firmy - tak. Według sądu - nigdy w życiu.

O tym, że wideokonferencje szturmem podbiły firmy w ciągu ostatnich dwóch lat, nie trzeba nikomu mówić. Z narzędzia, które pozwalało przedsiębiorstwom pracować na większą skalę i kontaktować się z pracownikami po drugiej stronie globu, konferencje stały się kluczowym i niezbędnym elementem w firmie każdej wielkości. Dlatego też tak szybko zadomowiły się w swego rodzaju kulturze przedsiębiorstw i stały się tak samo nielubianym elementem jak spotkania, których treść można było przesłać w jednym niezbyt długi e-mailu. Dodatkowo, najbardziej nielubianym elementem konferencji jest sytuacja, w której pracodawca zmusza wszystkich, by włączali kamerki. Sam pisałem o tym już w osobnym tekście i jak nie rozumiałem sensu wideokonferencji, tak dalej ich nie rozumiem. Wideokonferencje to jednak nie jedyny moment, gdy pracodawca może chcieć nas zobaczyć.

Kamerki są wykorzystywane też do nadzoru pracy. Z naruszeniem prywatności

Wniosek ten został wysnuty z bardzo kontrowersyjnej sprawy sądowej, gdzie amerykańska firma zatrudniła konsultanta w Holandii. Przedsiębiorstwo chciało nadzorować jego pracę, więc oprócz screensharingu wydało mu polecenie by dzielił się też z nimi obrazem z kamery internetowej. Uzasadnieniem firmy było to, że jest to sposób na sprawdzenie, czy pracownik w czasie pracy faktycznie pracuje. Pracownik nie zgodził się na to, w skutek czego został zwolniony. Sprawa trafiła do holenderskiego sądu, który w tym wypadku nie miał żadnej wątpliwości. Wyrok pokazuje jasno, że takie praktyki stanowią mocne naruszenie prywatności pracownika, a co za tym idzie - nie jest zgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka, której zapis w Artykule 8 mówi jasno, że "Każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i rodzinnego, swojego mieszkania i swojej korespondencji". Amerykańska korporacja musi teraz nie tylko pokryć koszty sądowe, ale też wypłacić pracownikowi odszkodowanie w wysokości 50 tys. dolarów wraz z innymi zadośćuczynieniami.

To pokazuje, że wciąż wiele korporacji nie rozumie idei pracy zdalnej i wydaje im się, że tylko ścisła kontrola nad pracownikami zapewni im bezpieczeństwo ich interesów. Pomijam tu już kwestie samej prywatności, ale przecież sam screensharing wystarczyłby jako potwierdzenie, że ktoś faktycznie wykonuje swoje obowiązki. Myślę, że kwestie takie jak ta są istotne i w najbliższym czasie będzie ich jeszcze więcej, ponieważ kiedy obostrzenia pandemiczne zeszły, wiele firm stanęło przed decyzją "co dalej?". Część pozwoliła pracownikom dalej pozostać w domach, część ściągnęła ich z powrotem do biur, a wszystkie muszą wypracować nowe sposoby zarządzania, które respektują przestrzeń prywatną podwładnych.

I z pewnością nie wszystkim się to, niestety, uda od razu.

Źródło

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu