Dostawy ciężkiej broni na Ukrainę przebiegały dotąd według prostego klucza. Wyszkolona na poradzieckiej technice Ukraina otrzymywała sprzęt tego typu od „wschodnich” członków NATO. Teraz jednak jedzie tam artyleria w natowskim kalibrze 155 mm.
Zmiana rosyjskiej strategi i systemu dowodzenia powoduje, że Ukraina nie jest w stanie stosować tak dotąd wydajnej taktyki atakowania bezpośredniego zaplecza armii rosyjskiej. Rosjanie skupili swoje siły w Donbasie i metodycznie atakują, stosując metodę poprzedzania ataku wojsk zmechanizowanych i pancernych potężnymi nawałami artyleryjskimi.
Dlaczego tak późno?
Wysłanie znacznie nowocześniejszej artylerii to zarówno dobry, ale i zły znak. Bardzo dobry, ponieważ pokazuje, że państwa NATO zdecydowały się pokonać kolejną barierę mentalną i zadziałać z większym rozmachem, szkoda że tak późno. Zły to zaś znak dlatego, że pokazuje jak ciężkie muszą być walki trwające w tamtym rejonie, skoro NATO zdecydowało się na ten krok.
Systemy artyleryjskie krajów NATO w kalibrze 155 mm zdecydowanie górują, poza liczebnością, nad rosyjskimi odpowiednikami. Zasięg, systemy kierowania ogniem, sensory, ale przede wszystkim inteligentna amunicja to rzecz, której dowództwo agresora zdecydowanie może się obawiać. Problem w tym, że jej włączenie w struktury ukraińskiej armii będzie skomplikowane, a poziom wyszkolenia operatorów z pewnością nie będzie tak dobry, jak powinien. Wiemy, że żołnierze tej armii będą szkoleni z obsługi nowych dział za granicą. Nie podano gdzie, ale obstawiam, że na poligonie w Żaganiu może być w najbliższym czasie dość głośno.
Dlaczego NATO się przełamało?
Skoro państwa NATO przełamały się w tym temacie i to pomimo problemów logistyczno-szkoleniowych, z których wszyscy zdają sobie sprawę, znaczy że w donbaskiej bitwie armii rosyjskiej przynajmniej część założeń udaje się realizować. Rosjanie założyli sobie osiągnięcie zwycięstwa osiągniętego toporną taktyką i widać, że przewaga ilościowa Rosji rodzi poważne problemy.
Po pierwsze, działania są materiałowo bardzo intensywne. Od kilku dni pojawiają się informację, że do poradzieckich dział zaczyna kończyć się amunicja. W obecnym stanie rzeczy Ukraina nie jest w stanie produkować własnej, a jej zapasy w krajach NATO-wskich ciężko określić jako wysokie. Trzeba też liczyć się z tym, że amunicja z krajów postsocjalistycznych często jest już stara. To przekłada się zarówno na niezawodność, jak i jej bezpieczeństwo.
Po drugie, rosyjska artyleria jest nowocześniejsza od ukraińskiej i ma przewagę zasięgu. To utrudnia prowadzenie skutecznego ognia kontrbateryjnego, a niszczenie jak największej ilości rosyjskich dział jest priorytetem. To one zadają Ukraińcom najwięcej strat i choć Rosja ma ich spory zapas, to każda zniszczona bateria oznacza śmierć lub wyłączenie z akcji jej wykwalifikowanej obsługi. A z tym Rosja problem już ma.
W tym konkretnym przypadku niewielkim pocieszeniem jest to, że wojska ukraińskie świetnie radzą sobie na głębokich tyłach, już na terenie Rosji. Infrastruktura militarna i magazyny niszczone przy pomocy rakiet Toczka-U i oddziałów specjalnych mają znaczenie strategiczne, ale nie ograniczą w najbliższym czasie coraz poważniejszych strat wojska ukraińskiego.
Co jedzie na Ukrainę?
Na Ukrainę jedzie ze stanów 90 holowanych haubic M777, taką samą broń w nieznanej ilości wyśle też Kanada. Wielka Brytania dostarczy 20 samobieżnych AS-90 (kuzynów naszego Kraba), Holendrzy mają wysłać część swoich Panzerhaubitze 2000 (mowa o ok. 10-20 szt.). Ponoć transfery rozważają też inne państwa. Co ważne, wraz z tym sprzętem dotrą nowoczesne radary i cała masa amunicji, w tym pociski precyzyjne, takie jak M982 Excalibur. Na dziś trwa wyścig z czasem, a to jak szybko uda się dozbroić Ukrainę natowskim sprzętem artyleryjskim. Będzie miało ogromne znaczenie dla wyniku bitwy w Donbasie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu