Nastawiłem się na to, że będę oglądał dzieła, których nie rozumiem. Na sztuce współczesnej raczej się nie znam, a tym bardziej na niuansach związanych z malarstwem czy rzeźbą. To co jednak zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wychodząc z MoMA mieliśmy roześmiane twarze i świetny humor na resztę dnia.
Na początek dostaliśmy do podziwiania piasek ze szkłem oraz twórczą budowę z klocków:
To była jednak tylko rozgrzewka przed tym, co miało nastąpić, czyli przed nowoczesnym „malarstwem”. Zanim jednak do tego przejdziemy oto co mijaliśmy po drodze. Nie czytałem opisu dzieła aby nie psuć sobie zabawy i dać popracować wyobraźni. W sumie nawet fajnie to wyszło:
Potem nadszedł cios, którego się nie spodziewałem, czyli serie obrazów bez obrazu:
Jeśli jednak myślicie, że to koniec emocji związanych ze sztuką nowoczesną to się mylicie. W następnych salach emocji było jeszcze więcej, zaczynając od wiszącego szpadla, a kończąc na butelce w twarzy, był też członkotron oraz antykrzesło itd:
Wyszliśmy z muzeum z przysłowiowym bananem na twarzy. Każdy kolejny obraz bez obrazu czy łopata bawiły wszystkich jeszcze bardziej. Nie rozumiem tej sztuki, nie wiem czy to jest sztuka, ale nie mi to osądzać, skoro mądrzy ludzie umieścili takie prace w jednym z najbardziej znanych miejsc na świecie. Z pewnością prace pokazane powyżej zwracały na siebie uwagę. Może więc o to chodzi?
Poza przedstawioną powyżej sztuką w MoMA znajdziemy również wiele naprawdę intrygujących eksponatów, pobudzających wyobraźnie i zachęcających do myślenia. Polecam każdemu wizytę w tym muzeum, raz w życiu warto zobaczyć, nawet jeśli bilet kosztuje 25 USD.
Więcej z kategorii Moje przemyślenia:
- Nazwy telefonów to dziś kuriozum. Na szczęście jest światełko w tunelu
- Nowy smartfon Oppo za bardzo przypomina mi iPhone'a
- Krucjaty w social mediach. Czy to ma sens?
- Dostawcy internetu powinni pomyśleć nad specjalną ofertą dla home office
- Świetna wiadomość - 85 proc. użytkowników iCloud korzysta z uwierzytelniania dwuskładnikowego