Gdyby nie OneNote prawdopodobnie nie przebrnąłbym tak łatwo przez wszystkie przedmioty na studiach. Jednak dziś nie wyobrażam sobie jej używać.
Kiedy zaczynałem studia, był to okres, w którym powoli odchodziło się od papierowych notatek i kiedy na pierwszym roku większość kolegów i koleżanek widziałem jeszcze z notatnikami do konkretnych przedmiotów, tak pod koniec większość miała już jakąś formę laptopa bądź netbooka do notowania (albo i nie, jak to na studiach).
Naturalnie - ważną kwestią było wybranie programu, w którym będzie się notować. Większość wybierała Worda, albo jego open-source'owe odpowiedniki, przechowując każde notatki jako inny plik. Ja jednak stwierdziłem, że będę używał nieco innej metody. W tamtym czasie istniały już programy do notatek, jak chociażby Evernote, ale ja zdecydowałem się na coś innego, a mianowicie - Microsoft OneNote. Głównie dlatego, że był darmowy, oferował przyjazny i intuicyjny interfejs i zawierał wszystko, co było mi potrzebne, w tym system zakładek i stron, idealny na studia.
Jednak kiedy przeglądałem niedawno moją własną listę "to-do" uświadomiłem sobie, że od dawna nie korzystam już z OneNote'a, a jego miejsce zajął uwielbiany przeze mnie SimpleNote, który jest dużo uboższy funkcjonalności.
Dlaczego więc OneNote przegrał, skoro oferował tak wiele?
Aby sprawdzić, co tak naprawdę różni oba programy, zdecydowałem się pobrać OneNote'a jeszcze raz na swój komputer. Oczywiście, ten przychodzi wraz z całym Microsoft 365 i Wordem, Excelem czy PowerPointem w chmurze. Po uruchomieniu aplikacji widzę, że menu jeszcze dodatkowo się rozbudowało względem tego co mieliśmy te 15 lat temu, a teraz doszły tu jeszcze dodatkowe funkcjonalności - asystent matematyczny, dodatkowe funkcje rysowania, opcje nagrywania dźwięku, wideo, tłumacza i, oczywiście - Copilot.
I jak najbardziej, jeżeli ktoś potrzebuje kompleksowego programu do notowania, to tutaj go znajdzie. Z drugiej strony mamy SimpleNote'a, który pozwala robić notatki na kolejnych zakładkach i jego największą funkcją jest... zrobienie listy, którą można odhaczać. Dlaczego więc preferuje program, który daje mi mniejszą (o wiele) funkcjonalność?
Cóż, myślę, że odpowiedź nikogo nie zdziwi - nasze życie się zmieniło i wygrywają te aplikacje, które idą za tymi zmianami. Dziś już bowiem nie robię notatek na komputerze, a głównie - na telefonie, kiedy muszę zapisać jakąś myśl, bądź listę rzeczy, które muszę zrobić. Owszem, gdybym miał wrócić dziś na studia, program ten najpewniej by się nie sprawdził aż tak dobrze, ale dzięki temu, że jest on crossplatformowy (także na Linuxie), na pewno znalazłby swoje zastosowanie.
Tymczasem OneNote na smartfonach to mały ergonomiczny dramat, a program zdecydowanie za bardzo stara się być swoim desktopowym odpowiednikiem. Wszystko jest mało intuicyjne, nawigacja jest dosyć uciążliwa (szczególnie podział na notatki i zeszyty, z których część wyświetla się na stronie głównej, część nie), a synchronizacja pomiędzy kontem na PC i telefonie zwyczajnie nie działa poprawnie.
Nie przeczę, że dla części użytkowników wciąż może to być wartościowe oprogramowanie, które przydaje się się w niektórych sytuacjach. Dla mnie jednak udowadnia to, że Microsoft zwyczajnie nie nadążył za tym, jak zmienia się świat. Teraz firma nieco nadgania i ma wiele udanych aplikacji mobilnych (jak Edge), więc kto wie, może i OneNote doczeka się jeszcze momentu, w którym będzie warto na niego postawić.
Źródło: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu