Spotify

Na Spotify nie zarabia nawet samo Spotify. Czy to powolny koniec usługi i całego rynku strumieniowania muzyki?

Paweł Winiarski
Na Spotify nie zarabia nawet samo Spotify. Czy to powolny koniec usługi i całego rynku strumieniowania muzyki?
46

W ubiegłym roku pisałem o tym, że artyści powinni traktować Spotify jako kanał promocji, a nie sposób na zarabianie pieniędzy. Dużo mówiło się o tym, jak mało finansowego zysku muzycy dostają od usług strumieniujących utwory. Moda na tę formę dostępu do muzyki jest ogromna, ale nad Spotify zbierają...

W ubiegłym roku pisałem o tym, że artyści powinni traktować Spotify jako kanał promocji, a nie sposób na zarabianie pieniędzy. Dużo mówiło się o tym, jak mało finansowego zysku muzycy dostają od usług strumieniujących utwory. Moda na tę formę dostępu do muzyki jest ogromna, ale nad Spotify zbierają się czarne chmury. I to już od pewnego czasu. Usługa generuje ogromne straty. Z roku na rok coraz większe.

Od dłuższego czasu wyglądało to trochę, jakby kokosy na strumieniowaniu muzyki zarabiali właściciele, płacąc popularnym artystom grosze. Prawda jest jednak zupełnie inna i w dużej mierze - smutna. Spotify jest tego doskonałym przykładem. Podczas gdy celem każdej firmy jest zarobek, Spotify sukcesywnie traci.

W 2013 roku Spotify straciło 68 milionów, w 2014 natomiast już 197 milionów. Jak łatwo policzyć to blisko trzy razy więcej niż w 2013. Generalnie można powiedzieć, że streaming muzyki to ciężki biznes, tym bardziej dziwi mnie inwestowanie w Tidala. Czyżby Jay-Z miał kiepskich doradców finansowych? Możliwe - chyba, że ma świetny pomysł, który faktycznie przyniesie mu pieniądze. Skąd takie straty? Koszty związane z utrzymaniem usługi, ekspansją i licencjami. Na pewno nie pomogła też cała akcja z Taylor Swift i zamieszanie wokół artystów wybierających usługę sygnowaną pseudonimem Jay’a-Z.

Dwa dni temu Tomek pisał o nowych planach Spotify, nazywając wideo „najbardziej właściwym kierunkiem rozwoju dla tej platformy”. Wskazywał tam głównie na to, że inwestycja w wideo musi nastąpić, bo Spotify będzie w tyle za konkurencją oferującą poza dźwiękiem również obraz. Wiele wskazuje jednak na to, że to nie tylko gonienie za innymi usługami, ale dobry pomysł na zarobek - czy jak wolicie, sposób na finansowy ratunek. Wideo to dodatkowa platforma, na której można zarobić. I to zdecydowanie lepsza niż reklamy między utworami. Do tego dochodzi dopuszczanie (oczywiście za opłatą) treści do serwisu.

Duża baza użytkowników? Jest (60 milionów użytkowników, 15 milionów abonentów). Popularność usługi? Jest. W zasadzie jedynym problemem jest brak zarobku. Podwyższenie abonamentu nie wchodzi raczej w grę, sam pewnie zrezygnowałbym ze Spotify gdyby abonament kosztował dwa razy tyle. 19,99 zł to w moim przypadku uczciwa cena za usługę, w której i tak nie mogę znaleźć większości interesujących mnie artystów. Podziemny Black Metal to nisza i zarówno nowe, jak i stare krążki z tego niepopularnego gatunku muzyki to na dobrą sprawę jednorazowe strzały i jeśli faktycznie znajdę w usłudze jakiś nowy album, jestem miło zaskoczony. Fizyczne płyty na tym niszowym rynku kosztują około 20-30 zł i mam czasami wrażenie, że w niektórych miesiącach lepiej bym zrobił dokładając „piątaka” lub „dyszkę” i dokupił sobie jeden album więcej.

60 milionów użytkowników korzystających z darmowego dostępu do Spotify kontra 15 milionów abonentów to też ciekawe dane w kontekście pozyskiwania przez usługę pieniędzy. I jeśli Spotify nie znajdzie sposobu na konkretne zarabianie na tej większej grupie, może się okazać, że w którymś momencie ktoś na wysokim stołku powie - „no dobra, nie ma sensu, zwijamy interes”.

grafika: 1, 2

Źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu