Poranny wpis zakończyłem stwierdzeniem, że Apple i Samsung prędzej czy później mogą utracić dominującą pozycję na rynku smartfonów. Jedni powiedzą, że...
Poranny wpis zakończyłem stwierdzeniem, że Apple i Samsung prędzej czy później mogą utracić dominującą pozycję na rynku smartfonów. Jedni powiedzą, że to "oczywista oczywistość", inni pewnie zaproponują, bym puknął się w czoło, bo to zwykłe wróżenie z fusów. Przecież dzisiaj obie korporacje zarabiają na tym biznesie grube miliardy dolarów i nic nie wskazuje, by w bliższej (a zatem tej w miarę przewidywalnej) przyszłości coś miało się zmienić. Ostatni tydzień pokazał jednak, że zmienić może się całkiem sporo.
Wątek Apple i Samsunga wplotłem do poprzedniego tekstu celowo – przypomniał mi on o pewnym wpisie popełnionym w roku 2012. Skupiałem się wówczas na "zmianie warty": podałem kilka przykładów korporacji, które kiedyś stanowiły fundament branży IT, a dzisiaj radzą sobie znacznie gorzej (to w części pierwszej mini cyklu). Do Samsunga oraz Apple odwołałem się, ponieważ dzisiaj są to firmy rozdające karty w świecie nowych technologii, ale za kilka lat mogą podzielić los swoich poprzedników, przekazać atrybuty władzy następcom i znaleźć się w ich cieniu. Przecież może się pojawić inna korporacja, która zechce zaspokoić swoje ambicje i wejść na szczyt. Przykłady? Zacytuję fragment tekstu z roku 2012:
Pojawi się oczywiście pytanie: kto niby miałby być tym trzecim (choć nie powinniśmy ograniczać się do wskazywania jednej firmy – przecież może to być kilku graczy, którzy upomną się o większy kawałek globalnego tortu)? Zapewniam, że jesteśmy w stanie wskazać taką korporację – wystarczy przyjrzeć się bliżej poczynaniom Lenovo. Czy można porównywać Lenovo do Apple? Pod wieloma względami dzieli je przepaść (mam tu na myśli atuty, którymi dysponują Amerykanie, a których trudno doszuiwac się u chińskiego producenta), ale kilka lat temu podobnie komentowano aspiracje Samsunga. Na koreańskiego producenta patrzono raczej jak na dostawcę podzespołów, ewentualnie producenta taniego (i kiepskiego zarazem) sprzętu. Dzisiaj spoglądamy już na innego Samsunga. Ich flagowe produkty są porównywane ze sprzętem Apple, a premiery urządzeń wywołują spore emocje. Dlaczego podobny scenariusz nie mógłby mieć miejsca w przypadku Lenovo?
Dzisiaj, na początku roku 2014, zadam podobne pytanie: dlaczego Lenovo nie miałoby się stać globalnym gigantem w sektorze IT? Powinienem to doprecyzować, ponieważ w segmencie komputerów ten gracz już jest liderem – teraz będzie budował swoją pozycję w segmentach biznesowym (niedawno przejęli kolejny element IBM - tym razem dział serwerów) oraz mobilnym (mam tu na myśli tablety i smartfony). Skupienie się na wszystkich tych częściach chińskiej firmy jest chyba wyzwaniem przerastającym jeden wpis. Dlatego dzisiaj będzie przede wszystkim o smartfonach.
Niedawno pisałem o wynikach sprzedaży "inteligentnych telefonów" w roku 2013 – na rynek trafiło ich wówczas ponad miliard, a 4,5% tej olbrzymiej liczby przypadło na sprzęt z logo Lenovo. Niecałe 5% to dużo? Z jednej strony, wypada to blado przy rynkowych udziałach Samsunga (ponad 31%) i stanowi mniej niż 1/3 udziałów Apple (ponad 15%), ale z drugiej strony, warto mieć na uwadze, że kilka procent z miliarda daje kilkadziesiąt milionów. Lenovo dostarczyło w roku 2013 ponad 45 mln smartfonów i zamknęło piątkę największych producentów. Korporacja mogła się pochwalić m.in. tym, że w czwartym kwartale minionego roku zajęła czwarte miejsce w rankingu producentów o największej sprzedaży, a rezultaty z roku 2012 poprawiła rok później o ponad 90% (w roku 2012 firma sprzedała niecałe 24 mln smartfonów). To z pewnością dobre informacje z punktu widzenia chińskiego producenta. W tej beczce miodu znalazła się jednak łyżka dziegciu.
Pisząc o wynikach sprzedaży poszczególnych producentów w roku 2013, podkreślałem, że trudno wskazać na konkretnego zawodnika z grupy pościgowej, do której zaliczyłem Huawei, ZTE, Lenovo, LG, oraz Sony (to zawodnicy pierwszoplanowi, ale w rzeczywistości grono "aspirujących" może być szersze), zdolnego nie tylko do wskoczenia na podium największych producentów smartfonów, ale też do utrzymania się na tej pozycji. Taka firma musiałaby uciec wspomnianym konkurentom i przybliżyć się do Apple oraz Samsunga. Łatwo napisać, trudniej wprowadzić w życie. Rozwój własnej firmy mógłby tu nie wystarczyć, bo rozwijać może się także konkurencja. I cały czas na miejscach 3-8 dochodziłoby do przetasowań. Lenovo znalazło na to sposób.
Nie jest tajemnicą, iż Lenovo rozglądało się na rynku mobilnym za firmą do przejęcia. W gronie potencjalnych nabytków wymieniano m.in. HTC oraz BlackBerry, ale ostatecznie padło na Motorolę. Jeśli wierzyć CEO chińskiego producenta, to rozmowy z Gogole nie trwały długo: Eric Schmidt podobno skontaktował się z nim zaledwie dwa miesiące temu. Widać, że obu stronom zależało na czasie. Co ciekawe, Schmidt nie odezwał się właśnie do szefa Lenovo przez przypadek. Zaraz po przejęciu Motoroli przez Google, Yuanqing Yang (CEO Lenovo) zaprosił do siebie na obiad Erica Schmidta i przedstawił sprawę następująco: jeśli myślisz, że dacie radę z produkcją sprzętu, to działajcie z Motorolą. Jeśli jednak nie zamierzacie robić użytku z tej części firmy, to chętnie ją przejmiemy. Okazuje się, że szef chińskiej korporacji musiał długo czekać na odpowiedź, ale ostatecznie się jej doczekał. I to takiej, która prawdopodobnie wywołała uśmiech na jego twarzy.
Lenovo osiągnęło to, o co zabiegało – zdobyło producenta smartfonów, dzięki któremu powiększy udziały w rynku mobilnym i wskoczy na podium w zestawieniu największych graczy. To jednak zaledwie część profitów. Znacznie ważniejsze jest to, że Chińczycy rozwiązali jeden ze swoich najważniejszych problemów: do tej pory byli producentem skoncentrowanym przede wszystkim na rodzimym rynku. Nie podejmowano poważniejszych prób wejścia na rynki amerykański czy europejski, bo prawdopodobnie skończyłyby się one niepowodzeniem, ewentualnie zdobyciem niewielkiej części branży przy sporych kosztach. Przejęcie Motoroli wydaje się nie tylko tańsze, ale też znacznie bardziej perspektywiczne.
Chiński producent postawił nogę na amerykańskiej ziemi. Nawet zdobył na terenie USA (choć na tym nie koniec – warto dorzucić do listy część Europy oraz Ameryki Łacińskiej) spory przyczółek. I zamierza go szybko wykorzystać. Wspominałem już, że w roku 2013 Lenovo dostarczyło na rynek 45 mln smartfonów. W tym samym czasie Motorola sprzedała prawdopodobnie 10 mln słuchawek. Razem daje to 55 mln urządzeń. W roku 2015 wynik duetu ma już przekraczać 100 mln sprzedanych smartfonów. Możliwe? Spodziewam się, że tak – Chińczykom będzie bardzo zależało na szybkim rozruszaniu Motoroli i uczynieniu jej zyskownym biznesem, ponieważ w przeciwieństwie do Google nie mogą (i zapewne nie chcą) sobie pozwolić na pompowanie w tego gracza setek milionów dolarów co kilka miesięcy. Ktoś stwierdzi: ok, będzie im spieszno, ale pośpiech nie wystarczy, by sprzedaż szybko rosła. To prawda, lecz trzeba zgodzić się z CEO Lenovo, który przekonuje, że obie firmy świetnie się uzupełniają.
Lenovo jako Lenovo nadal może podkręcać sprzedaż w Chinach i na pozostałych rynkach wschodzących. Tu powalczy przede wszystkim ceną oraz dobrym stosunkiem ceny do jakości produktów. Na rynkach rozwiniętych przyda się natomiast Motorola: jej logo, legenda, znajomość specyfiki sprzedaży oraz kontakty biznesowe. Chińczycy nie zamierzają (przynajmniej na razie) zastępować logo Motoroli własnym (to byłoby niezrozumiałe). Jeżeli już nastąpi zmiana, to prawdopodobnie zdecydują się na twór w stylu: Motorola by Lenovo. Co ciekawe, sprzęt Motoroli może być składany w USA – jeśli okaże się, że to atut (a spodziewam się, że można uczynić z tego motywu ciekawy argument przemawiający za produktami Motoroli), to Lenovo nie przeniesie produkcji do Chin. To jednak kwestie, które będą dopiero ustalane lub doprecyzowywane – na tym etapie trudno stwierdzić, jaki model "partnerstwa" wypracują Lenovo i Motorola.
Odskoczyć LG czy Huawei za sprawą nowego nabytku to jedno. Ale czy Lenovo może nawiązać walkę z Apple i Samsungiem, jak zapewnia CEO chińskiej firmy? Tak. Co ciekawe, ów bój będzie w znacznym stopniu zależał od rywalizacji… na rynku chińskim. Nadal liderem jest tam Samsung, a gigant z Cupertino robi wiele, by wzmocnić swoją pozycję w Państwie Środka. Jeżeli Chińczykom uda się wyjść na prowadzenie w tym kraju, to sporo zyskają w całym smartfonowym biznesie. Pomocne mogą się okazać nie tylko tanie modele za kilkadziesiąt dolarów, ale też produkty Motoroli (kto wie, co opracowano tam pod rządami Google) oraz… wsparcie internetowego giganta.
Wiele osób przekonuje, że korporacja z Mountain View sprzedała Lenovo Motorolę, by poprawić swoje relacje z Samsungiem. Co więcej, sprzedaż miałaby być pomysłem Samsunga. Może taka wersja wydarzeń jest zgodna z rzeczywistością – tego nie wiem, bo nie uczestniczyłem w rozmowach. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by koreański gigant kręcił na siebie bicz i tworzył silnego konkurenta. Koreańczycy mogli wspominać, że Motorola w rękach Google ich irytuje, ale nie uwierzę w to, iż z radością przyjęli wiadomość o przejęciu tego producenta przez Lenovo. To dla nich równie duży problem. Może nawet większy. Podejrzewam, że byliby skłonni wyłożyć owe trzy miliardy dolarów, byle tylko Motorola nie trafiła w chińskie ręce.
Google postawiło na Lenovo nie tylko dlatego, że ci byli zainteresowani Motorolą – Amerykanie sensownie demontują dominację Samsunga w tym biznesie. Nexusami faworyzowali ostatnio LG i pomogli lokalnemu konkurentowi Samsunga wrócić do gry w biznesie mobilnym. Teraz pomagają Chińczykom, a efektem ich działań może być pozbawienie Samsunga pozycji hegemona w gronie producentów stawiających na Androida. Silnych graczy będzie przynajmniej dwóch. A to ułatwi Google realizowanie swojej polityki – zdecydowanie wzmocnią się w mobilnym biznesie. To już jednak inny wątek. Wróćmy do samego Lenovo.
Wracam, ale tylko na moment, bo czas kończyć: Chińczycy zrealizowali swój plan i przejęli innego producenta. Legendarnego producenta. Ponoć chodziło im to po głowach nim Motorola trafiła w ręce Google. Wtedy się spóźnili, ale prawda ludowa głosi, że co się odwlecze… W roku 2012 wspominałem, iż Lenovo może stać się zagrożeniem dla Samsunga oraz Apple, dzisiaj pozostaje mi jedynie powtórzyć tę opinię – na rynku smartfonów wyrasta kolejny mocny gracz. Spodziewam się, że Google jeszcze sporo zarobi na akcjach Lenovo, które zainkasowało za Motorolę…
*To se ne vrati. Opowieści o zmianie warty część III: zawsze znajdzie się pretendent do tronu - być może tak powinien brzmieć tytuł ;)
Źródło grafiki: technobuffalo.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu