Grafika

Na pohybel abonamentom, czyli czy Affinity jest w stanie zastąpić Adobe

Krzysztof Kurdyła
Na pohybel abonamentom, czyli czy Affinity jest w stanie zastąpić Adobe
43

O ile abonamenty dotyczące usług typu telefon, telewizja czy internet są zrozumiałe, w przypadku oprogramowania użytkowego budzą słuszną niechęć, a wręcz nienawiść. Kiedyś, płacąc ciężkie pieniądze, dostawało się licencję, której nikt ci już nie mógł odebrać. Nie chciałeś płacić za upgrade do nowszej wersji? OK, zostawałeś z legalną starą wersją i tyle. Dzisiaj kończysz płacić i musisz skończyć używać. Jednymi z tych, którzy najmocniej odczuli te zmiany, są klienci firmy Adobe. Czy jest dla nich nadzieja?

Zagubiony balans

Nie zrozumcie mnie źle, abonament na oprogramowanie miałby sens, gdyby zachowano jakiś balans pomiędzy tym, co dajemy, a tym, co nam przysługuje. Jeśli naliczanie byłoby uczciwe, na przykład za dniówkę gdy z danego programu korzystam, albo z możliwym zakupem konkretnej ilości godzin, które wykorzystam wtedy, gdy będzie mi to pasować, nie byłoby takiego problemu.

Niestety, większość firm przechodzących na ten model chce zjeść ciastko i mieć ciastko i niestety im się to udaje. Plany konstruowane są tak, że najczęściej muszę zapłacić jednorazowo lub na raty roczną kwotę, po której nic mi nie zostaje, a niewiele się różni od ceny, za którą kiedyś kupowałem wersję „perpetual”.

Mistrzem w tej kwestii wyciskania z klienta ostatnich soków jest właśnie Adobe. Kiedyś firma sprzedawała pojedyncze aplikacje i dedykowane zestawy, byłeś grafikiem, brałeś Design Collection Standard lub Premium, byłeś montażystą, kupowałeś wersję Production. Mogłeś też zaszaleć i kupić Master z całym kompletem oprogramowania. Dziś możesz kupić albo dostęp do pojedynczej aplikacji kosztujący ponad 120 zł / miesięcznie, albo dostęp do całości za ponad 300 zł.

Nie jest ważne czy potrzebujesz Premiere Pro, czy dysponujesz komputerem, na którym da się sensownie pracować w After Effects, bierzesz albo wszystko albo bezsensownie wycenione pojedyncze programy. Dla każdego kto pracował w programach tej firmy jest oczywiste, że 90% użytkowników wykorzystuje 3 do 5 programów do swojej działalności, co oczywiści zmusza do skorzystania z pełnego pakietu.

Brak alternatyw

Ludzie z branży video mogą dziś bez problemu machnąć na Adobe ręką, alternatyw jest dużo, z czego część jest nawet darmowa, jak choćby Blackmagic DaVinci Resolve. W znacznie gorszej sytuacji znaleźli się jednak graficy i dtpowcy. Adobe praktycznie zmonopolizowało tę branżę. Corel Draw, od zawsze mający na produkcyjnym poziomie spore problemy jakościowe przestał się liczyć nawet w Polsce. Do tego, jego możliwości w zakresie składu od zawsze były ograniczone. Upadek Quarka można porównać chyba tylko do sprawy Nokii. Poza tym, jego problemem był  brak dodatkowego oprogramowania do bitmap i wektorów. Jeśli i tak trzeba się posiłkować Photoshopem i Illustratorem... Quark nie stanowił i nie stanowi do dziś żadnej alternatywy.

Rycerz na białym koniu?

Dlatego też cały branżowy półświatek z nadzieją przyjął nową linię produktów firmy Serif. Ten niewielki brytyjski developer produkował dotychczas mało popularne i średnio-zaawansowane oprogramowanie dla DTP i Video (PagePlus, PhotoPlus i tak dalej). Firma postanowiła w pewnym momencie wywrócić stolik i stworzyła dedykowane dla profesjonalistów przyzwyczajonych do stylu Adobe, programy z serii Affinity.

Przy czym aplikacje nie były bezmyślnymi kalkami interfejsu konkurenta, ale można by rzecz ich rozwinięciem i unowocześnieniem. Photo i Designer odniosły duży sukces na platformie macOS, a lata rozwoju spowodowały, że stały się w realną konkurencją dla Photoshopa i Illustratora. Sam przeskoczyłem na nie ponad rok temu i nie żałuję. W porównaniu do rozwijanego od dekad Adobe mają oczywiście pewne braki, ale w wielu elementach pracuje się na nich wygodniej.

Za tanio

Do końca układanki brakowało firmie tylko programu do składu tekstów, który mógłby stanąć w szranki z InDesignem. Serif obiecał, że zaawansowane prace nad nim już trwają. Affinity Publisher pojawił się na rynku półtora roku temu i niestety udowodnił tylko tyle, że brytyjskiej firmie jeszcze do poziomu odpowiednika Adobe bardzo, bardzo daleko. Co gorsza, przez ostatnie parenaście miesięcy InDesign rozwinął się naprawdę niesamowicie, podczas gdy rozwój całego pakietu Affinity na komputery dopadła stagnacja.

Firma, moim zdaniem, wyceniła swoje oprogramowanie zbyt... nisko (około 250 zł za tego typu programy to skandal ;) ), przez co ciągle pracuje w niedużym zespole programistów. Niemal równolegle z Publisherem wypuszczono Photo i Designera dla iPada, a jeszcze wcześniej zaczęto pracę nad pakietem w wersji dla Windows. Firmie prawdopodobnie zabrakło „mocy” przerobowych na dopracowanie kluczowego z perspektywy branży produktu.

[/cover]

Publisher bez publishingu

Wydaje się też, że popełniono na wstępie duże błędy projektowe. Wygląda to tak, jakby jakimś cudem kształtu programu do składu nie skonsultowano z osobami zajmującymi się tą dziedziną. Pierwsza wersja była tragiczna, z prawie bezużytecznymi stronami wzorcowymi, brakiem tak podstawowych i prostych funkcji jak ignorowanie kolumn w paragrafach czy braku możliwości generowania przypisów dolnych i końcowych.

Tych dwu ostatnich funkcji nie ma zresztą do dziś, co powoduje, że zastosowanie Publishera do składu gazet czy książek jest wielce problematyczne. Na dziś jest to niestety taki Designer+, w którym można wygodnie złożyć katalog wypełniony zdjęciami i grafikami, a nie kilkustet stronicową książkę. Program na nazwę Publisher zdecydowanie nie zasłużył, a wiele osób, które w ciemno wsparły Affinity, inwestując w jego programy często na wyrost (sam kupiłem komplet także na komputer dzieci), jest coraz bardziej poirytowanych.

Nie pomaga też kiepska komunikacja deweloperów z użytkownikami, zamiast dać im plan wprowadzania brakujących funkcji, praktycznie niczego nie komentują konkretnie. Właściwie tylko w przypadku największych wpadek (strony wzorcowe, przypisy) ich support napisał wprost, że funkcje te są w fazie implementacji.

Wspierać czy nie wspierać?

Co więc można zrobić na dziś? Ja zagryzłem zęby i opłacam tylko InDesigna, z którym zresztą coraz trudniej będzie mi się rozstać. Nowy interfejs z dynamiczną paletą Properties wprowadzony rok temu, a dopracowany w 2020 r. jest fenomenalny i pozwala tworzyć minimalistyczne, ale w pełni funkcjonalne interfejsy użytkownika zależne od charakteru pracy. Jak widać, wejście nawet ułomnej konkurencji podziałało na Adobe ożywczo.

Mimo wszystko mam nadzieję, że Serif się ogarnie i dostarczy nam w końcu program, który taką zmianę pozwoli rozważyć. Pomimo że InDesign jest dziś świetny, 1500 zł rocznie za niewiele używane narzędzie to zdecydowanie za dużo. Historia nie raz pokazała jednak, jak łatwo jest przespać swoją szansę i Serifowi chyba zaczyna to grozić.

Na horyzoncie pojawiają się kolejne alternatywy, mocno poprawił się w ostatnim czasie Corel, coraz lepsze aplikacje wychodzą spod ręki innych niewielkich firm. Może nie wygrywają jeszcze z Affinity w pojedynku na funkcje, ale są znacznie lepiej zaprojektowane od strony interfejsu użytkownika i łatwości użycia (np. Pixelmator Pro, Amadine). Także przejście Maków na nowe procesory może w dziedzinie oprogramowania kreatywnego wywołać sporo zmian. Dla nowych deweloperów to spora szansa, a wśród nowych projektów, jeśli pojawi się coś wartościowego, to będzie w pierwszej kolejności Affinity-, a nie Adobe-killerem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu