Felietony

Na konsolach będziemy mogli grzebać w ustawieniach graficznych The Division. I dobrze

Paweł Winiarski
Na konsolach będziemy mogli grzebać w ustawieniach graficznych The Division. I dobrze
58

Dyski twarde, instalacja, aktualizacje - tak od lat wyglądają konsole i nie ma sensu porównywać ich do NESA, Snesa, czy nawet pierwszego PlayStation. Do tego Ubisoft zamierza już niedługo dodać możliwość zmiany ustawień graficznych, by ich The Division wyświetlało więcej klatek. I bardzo się z tego...

Dyski twarde, instalacja, aktualizacje - tak od lat wyglądają konsole i nie ma sensu porównywać ich do NESA, Snesa, czy nawet pierwszego PlayStation. Do tego Ubisoft zamierza już niedługo dodać możliwość zmiany ustawień graficznych, by ich The Division wyświetlało więcej klatek. I bardzo się z tego powodu cieszę.

Pewnie część z Was już puka się w czoło, mówiąc - „gościu, weź, idź, idź”. A ja się zapytam, co w tym złego? Gracze marudzą, że niektóre pozycje (niekoniecznie od Ubisoftu) nie działają na konsolach tak, jak byśmy tego chcieli. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać, ale od lat dobrze działające gry na konsolach to tak zwane „ekskluziwy”, czyli gry na wyłączność. Tak naprawdę tylko wtedy producent jest w stanie okiełznać dany sprzęt i wykrzesać z niego wszystko. Multiplatformy jak to multiplatformy - na jednej konsoli działają lepiej, na drugiej gorzej, a i tak na PC wszystko wygląda najfajniej. Choć w poprzedniej generacji różnice między konsolami były bardziej znaczące z uwagi na zupełnie inną architekturę PlayStation 3.

Okazuje się, że w wersji konsolowej The Division, Ubisoft pozwoli nam wyłączyć pewnie opcje oświetlenia, co usprawni działanie gry. Różnicę pewnie zauważymy zarówno w wyglądzie, jak i płynności. Jest w tym coś złego? Chyba tylko to, że taka decyzja może świadczyć o niezbyt dobrej optymalizacji konsolowej wersji gry. No bo jeżeli trzeba coś wyłączać, to znaczy, że ostateczny kod nie działa idealnie.

Konsole to słabsze PC-ty?

Nie szedłbym tak daleko jak Adam Bednarek na łamach technologie.gazeta.pl. Owszem, mamy aplikacje typu Spotify i Netflix, mamy aktualizacje, dyski twarde i konieczność aktualizacji gier na PlayStation 4 i Xboksie One. Ba, jeśli chodzi o podzespoły, konsolom obecnej generacji bliżej do PC-tów niż kiedykolwiek. Wciąż jednak nie są to komputery, na których trzeba zainstalować system operacyjny czy sterowniki. Wciąż nie podłączamy do nich myszek czy klawiatur, nie montujemy na nich wideo, nie obrabiamy grafiki. Nie musimy (i nie możemy) modernizować jej podzespołów, wybierać odpowiedniego RAM-u czy karty graficznej - na konsolach mamy też mniejsze problemy z optymalizacją. Są dwie platformy, producent nie musi brać pod uwagę dziesiątek kart czy procesorów.

Aktualizacje - zarówno gier, jak i systemu, to naturalna kolej rzeczy przy coraz bardziej rozbudowanych grach i sprzętach, a jednocześnie świetnie narzędzie do naprawiania bugów w samych produkcjach. Serio fajniej było musieć borykać się z problemami jakiejś gry i nie móc z nimi wygrać? No bo przecież bez aktualizacji dostawaliśmy grę na płycie albo cartridge’u i jeśli producenci coś pokpili, nic nie dało się już zrobić. Aktualizacje to też walka z piractwem i tryby sieciowe, które już drugą generację kojarzą się z konsolami. PS4 i X1 to cały czas sprzęty, które podłączam do TV, wkładam płytę i gram, a to przecież definicja konsoli.

Jasne, super byłoby wydać 1500 zł i mieć w domu konsolę porównywalną z najmocniejszymi PC-tami. Ale to niemożliwe, mocne karty graficzne kosztują więcej niż konsola, a gdzie płyta główna, ram, dysk, procesor itp.? Zamysłem Sony i Microsoftu jest dostarczenie pod telewizory relatywnie tanich urządzeń potrafiących uruchamiać nowe gry, nie wymagając od użytkownika znajomości systemu i sprzętu. I z tego zadania wywiązują się świetnie. Średnio rozgarnięty człowiek wciąż jest w stanie podłączyć te sprzęty i uruchomić grę - i o to przecież chodzi.

grafika: 1

źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu